Rozdział 25

754 44 70
                                    

REMUS LUPIN

Uściśnięcie dłoni Emillie było czymś fajnym, bo mogłem poczuć, jak silna jest nasza relacja, ale mój organizm zachował się w tej sekundzie niewytłumaczalnie dziwnie. W tamtym momencie mój żołądek wywinął  koziołka, więc zacząłem się obawiać, że jestem na coś chory. Będę musiał później poszukać, czy nie są to objawy jakiejś przypadłości.

Podszedłem do Syriusza, Petera i tego przeklętego James'a. Na początku zgromiłem okularnika wzrokiem, ale później postanowiłem zmienić swoje nastawienie, a przynajmniej na czas rozmowy, która miała na celu nas pogodzić.

- No hej. - wydusiłem czując, jak niezręcznie jest między nami.

- Cześć. - mruknął Peter. Potter i Black mierzyli się spojrzeniami.

Kiedy ruszyli ku sobie myślałem, że zaczną się bić. Moja twarz musiała wyglądać śmiesznie, podczas gdy zdziwiony patrzyłem na to, jak przytulają się i klepią po plecach.

- Jesteś idiotą, że pogniewałeś się za ten niewinny żart. - Black odsunął się od James'a.

- Ty jeszcze większym, bo wymyśliłeś coś tak głupiego, że ręce opadają. - odgryzł się okularnik waląc pięścią w jego ramię.

Czarnowłosy oddał mu, uderzając z otwartej dłoni w jego przedramię.

Uśmiechnięty Potter odwrócił się w moją stronę, zaraz potem ściskając mnie na zgodę. Uniósłem kąciki ust do góry. Wymieniłem także szybki uścisk dłoni z Peterem i cała nasza czwórka była już pogodzona. Tak niewiele trzeba by zakopać topór wojenny...

- Mieliście jakiś konkretny powód? - zagaił James.

Chciałem odpowiedzieć, że to za to, jak potraktował Emillie, ale Black uprzedził mnie, przecząc. Odchrząknąłem. Teraz Potter prawdopodobnie już nigdy nie będzie wiedział, że postąpił źle.

Mimo, że się pogodziliśmy, to gdy przeszliśmy na kanapę, nie czułem się komfortowo w ich towarzystwie. Wyszedłem z pokoju wspólnego pod pretekstem przyniesienia nam czegoś na przekąskę.

Od razu rozejrzałem się po korytarzu w poszukiwaniu Emillie i jej koleżanek. No, głównie chodziło mi o Sinistre. Na całe szczęście siedziały nieopodal na ławeczce, rozmawiając szeptem.

Umilkły w chwili, w której znalazłem się obok nich. Sinistre zarumieniła się, Rosemary zmieszała, a Suzanne próbowała powstrzymać śmiech, stając się przy tym niemal purpurowa od wstrzymywania powietrza. Usiadłem obok Emillie.

- O czym rozmawiacie?

- To nieistotne. - odpowiedziała szybko dziewczyna, obok której siedziałem. - Pogodziliście się już?

Pokiwałem głową.

- Remus, nie obraź się, ale przerwałeś nam ważną rozmowę. - zaczęła Rosemary, lecz Suz pacnęła ją w ramię.

- Wyluzuj. Kiedy indziej o tym porozmawiamy. - wzruszyła ramionami posyłając mi ciepły uśmiech. - A właściwie to moglibyśmy mówić o tym przy nim. W końcu rozmowa dotyczy jego...

- SUZANNE! - krzyknęła Emillie. Zerwała się z miejsca i popatrzyła na nią wściekle. - Jesteś...- w przypływie złości zabrakło jej odpowiednich słów, jakimi mogłaby ją określić.

Zapobiegłem kłótni dziewczyn biorąc złą dziewczynę za dłoń oraz żegnając się z jej znajomymi. Poprowadziłem nas do kuchni, bo obiecałem chłopakom te cholerne przekąski...

- Nie zwracaj uwagi na Suz. - mówiła brunetka. Jej głos towarzyszył mi przy wybieraniu jedzenia i wkładaniu go do miseczek. - Co prawda, rozmowa dotyczyła ciebie, ale to nie jest nic istotnego... Tylko nie pomyśl, że cię obgadywałyśmy! To byłaby ostatnia rzecz, jaka mogłaby przyjść mi do głowy w tej sytuacji. - ostatnie zdanie wyszeptała.

𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛  •  𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz