Rozdział 47

509 39 14
                                    

POV. EMILLIE SINISTRE

Stojąc przed powozem i posyłając ostatnie spojrzenia na zamek, znajomych oraz malownicze okolice szkoły Beauxbatons, w oku zakręciła mi się łezka. Zapiekło mnie w gardle i musiałam odchrząknąć, by to przerwać.

- Zobaczymy się w wakacje, kuzynko. - Aurelie przytuliła mnie.

- Pewnie. - szepnęłam.

Mimo iż nie miałyśmy wybitnie dobrych stosunków ze sobą podczas tego roku szkolnego, cieszyłam się, że niedługo mnie odwiedzi. Tak to już jest z dalszą rodziną — spotykasz się z nimi rzadko i za każdym razem chcesz spędzić z nimi więcej czasu, ale jeśli jesteś w ich towarzystwie zbyt długo, zaczynacie się stale kłócić i irytować nawzajem.

Po dość długich pożegnaniach ze wszystkimi, którzy postanowili odprowadzić mnie do powozu, pomachałam w ich kierunku i wsiadłam do pojazdu, który zawiózł mnie na peron. Stamtąd miałam odbyć kilkugodzinną podróż pociągiem na sam kraniec Francji. Tam odbiorą mnie rodzice i wspólnie dostaniemy się do Anglii.

Czekałam na pociąg, który spóźniał się już o dziesięć minut. Zniecierpliwiona stukałam bordowym bucikiem o podłoże, zaciskając lekko palce na materiale spódniczki. Cienki, brązowy zegarek błysnął na moim nadgarstku, wskazując godzinę jedenastą.

Sama czynność wsiadania do pociągu, który pojawił się na peronie pięć po jedenastej, okazała się bardzo stresująca. Wszystko, co działo się tego dnia zdawało się ciągnąć bez końca i być niezwykle trudne do wykonania.

Zajmując miejsce zwracałam już uwagę tylko na to, aby mój kufer, torba oraz torebka znajdowały się jak najbliżej mnie. Popadałam w paranoję, ale nie mogłam się opanować.

Odrobinę uspokoił mnie widok za oknem, który powoli zaczynał ukazywać się, kiedy ruszyliśmy.

POV. REMUS LUPIN

James grał w szachy czarodziejów wraz z Syriuszem, a ja czekałem, aż w drzwiach przedziału pojawi się kobieta z wózkiem wypełnionym przysmakami. W ręce miałem przygotowane pięć galeonów, by kupić sobie czekoladową żabę i butelkę soku dyniowego.

Przy okazji czekania obserwowałem, jak biały koń Black'a zbija i tłucze na kawałki gońca James'a. Potter zaklął cicho pod nosem, bo ich rozgrywka chyliła się ku końcowi, a wyraźną przewagę miał czarnowłosy, który już za kilka minut odciął drogę ucieczki królowi przeciwnika, mówiąc "szach mat" z uśmiechem.

- Luniaczku, wygrałem! - Black objął mnie ramieniem i mocno ścisnął.

- Tak, tak, gratuluję. - poklepałem go po głowie, cicho się śmiejąc. - Tak jakby troszkę mnie dusisz...

- Musisz chwilkę pocierpieć. Staram się przelać na ciebie moją radość, bo ostatnio jesteś ponury.

- Nie jestem ponury. - zaprzeczyłem prędko, lecz nabrałem co do tego wątpliwości, patrząc na wymowną minę James'a. - Jestem ponury?

- Nie bardziej niż zwykle. - Syriusz odkleił się ode mnie i wyszczerzył białe zęby w moim kierunku.

- Bardzo zabawne. - prychnąłem, dostrzegając panią z wózkiem, stającą w drzwiach przedziału. Kupiłem to, co miałem w planach nabyć i opadłem spowrotem na swoje miejsce. Szarooki przysunął się do mnie ponownie, kładąc głowę na moim ramieniu. - Czemu jesteś taką przylepą?

- Wyglądacie razem uroczo... Bylibyście świetną parą. - zażartował brunet.

Black skrzywił się i potrząsnął głową na znak przedrzeźnienia Potter'a i pokazania mu, że nie ma racji.

𝕚𝕘𝕟𝕠𝕣𝕦𝕛 𝕞𝕟𝕚𝕖 𝕕𝕒𝕝𝕖𝕛  •  𝕣𝕖𝕞𝕦𝕤 𝕝𝕦𝕡𝕚𝕟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz