epilogue: "what a comedy..."

5.1K 622 327
                                    

Skrzyżował spojrzenie z siedzącym za kierownicą Jeonem i uśmiechnął się triumfalnie, wciąż jeszcze stojąc nad wykończonym przed chwilą mężczyzną

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Skrzyżował spojrzenie z siedzącym za kierownicą Jeonem i uśmiechnął się triumfalnie, wciąż jeszcze stojąc nad wykończonym przed chwilą mężczyzną. W jego psotnym uśmiechu bielą błysnęły zęby, kontrastując z obryzganą krwią skórą. Najprawdopodobniej Jungkook zwariował, ale widok takiego Tae, nad ciałem, pośrodku starego wysypiska na żwirowym placu, cholernie mu się podobał. Podobało mu się, że radość Taehyunga przechodziła na niego samego, bo Taehyung nareszcie nauczył się dzielić uczucia. Nie ze wszystkimi, ale Kookowi wystarczyło, że lista tych osób zaczynała się i kończyła na nim. Zaakceptował to, że nie zrobił z Tae nikogo lepszego; po prostu z kogoś jak on się nie dało, to raczej oczywiste. A zamiast bezcelowego starania się o to, by stał się lepszy dla świata, postanowił starać się o lepszy świat dla niego. I chyba jak dotąd mu wychodziło.

Taehyung ruszył odrobinę chwiejnym krokiem w kierunku pick-upa, w którym siedział Jungkook. Żwir głośno chrzęścił, skruszany grubaśnymi podeszwami jego ciężkich buciorów.

- Chcesz ich załadować? - rzucił, przystanąwszy przed oknem kierowcy.

Kook wychylił się przez ów okno i jakby od niechcenia zerknął na rozciągający się przed nimi plac.

- To nie tak, że się do tego rwę, ale... niech ci będzie - odpowiedział.

- Szybko, szybko, w grabarza bawią się tylko ci, co zasłużyli.

Cmokając z udawaną dezaprobatą, Jungkook wysiadł z samochodu i zatrzasnął za sobą klekoczące drzwiczki.

- W łóżku też się bawią tylko ci, co zasłużyli.

Tae potrząsnął głową i prędko zrównał się z Kookiem.

- Co ty powiedziałeś?

- Nic takiego. - Wzruszył ramionami.

- Och tak? A może wolisz, żebym zamienił to twoje łóżko od siedmiu boleści, z powrotem na wolne miejsce do robienia bałaganu, huh?

Kook od razu pogroził mu palcem.

- Tylko spróbuj - warknął. 

- Proszę cię bardzo - fuknął na to Taehyung i zawrócił, by bez ani jednego więcej słowa zająć wcześniejsze miejsce Jungkooka za kierownicą wozu.

Potem troszkę odpłynął, co prawda, pogrążony w przyglądaniu się z zadowoleniem zbierającemu zwłoki Jeonowi. Gdybyście tylko mogli widzieć te prężące się pod koszulką mięśnie... 

Ocknął się dopiero, gdy tamten wsiadł do samochodu, czemu towarzyszyło trzaśnięcie drzwiczek starego auta. A mógłby przysiąc, że przed sekundą widział go jeszcze robiącego swoje.

- To jakie plany na wieczór? - zagadnął, zwalniając ręczny.

Jungkook popatrzył na niego ze zdziwieniem na twarzy, przemieszanym z tym swoim grymasem obrażonego bachora. Zaraz po tym znów odwrócił się do przodu.

- Mówiłeś coś o łóżku, czy mi się wydawało - drążył jednak Taehyung.

- Co za komedia... Zawsze to robisz; obracasz wszystko w żart - westchnął Jungkook, wywróciwszy oczami.

We wstecznym lusterku widać było, jak Tae marszczy brwi, oczywiście zgrywając głupka.

- Więc to nie były żarty? Dzisiaj czternasty lutego, nie możesz mi tego zrobić, kochanie.

Ciszę między nimi zagłuszyło szydercze parsknięcie Kooka.

- Siódmy września chyba powinien być wystarczającą odpowiedzią. K o c h a n i e.

Auto gładko przyspieszyło, obraz ciemnej nocy za oknami stał się rozmytą, czarną plamą nicości. Pokrótce otoczenie całkowicie zmieniło się z w miarę pustego obszaru na gęsty, srogi las. Przez uchylone szyby wpadł zapach błota. Mimo warkotu silnika dało się słyszeć chlupot żwawo biegnącego strumienia. A skoro strumień był tuż obok, to i cmentarz Taehyunga.

- Co ty gadasz... A ja mam dla ciebie prezent - odezwał się znów Tae, dalej ciągnąc swoje idiotyczne gierki.

Tak jak się tego spodziewał, Jungkook od razu się ożywił.

- Jaki?

- Otwórz schowek.

Wedle tego polecenia otworzył schowek. Nie wiedział o co chodziło.

- Nic tu nie ma.

Taehyung uśmiechnął się dupkowato.

- Mhm, zupełnie jak dzisiaj w twoim zasranym łóżku. A teraz łopatka w łapkę i grzebiemy.

W życiu Taehyunga miejsce miało wiele obrotów akcji. Zaczęło się od ucieczki z domu w wieku piętnastu lat, potem sprawa z polowaniem na Park Jimina, co poskutkowało jego odłączeniem od grupy i długą rekonwalescencją. Z kolei potem zapragnął wziąć udział w wielkim wyścigu o Jeon Jungkooka i w dodatku go wygrać. To przyniosło mu chociażby usunięcie Parka ze swojej drogi. Ale pewnie nie to było najważniejsze, powiecie. Ważniejszy był sam Jeon Jungkook. Oczywiście.

Jungkook jednocześnie sprawił, że odrobinkę na nowo zbliżył się do niegdyś najlepszych przyjaciół, oraz wzbudził w nim tyle emocji, o jakich nawet nie miał pojęcia. Potem pozwolił mu poznać smak rozdartego serca, którego nie zdołał zdzierżyć. Nie był w stanie oddać "rozdziału pod tytułem Jeon Jungkook" przeszłości.

Łącząc się z Jungkookiem ponownie, jego przyjaciele można powiedzieć dali sobie z nim spokój. Poleciwszy mu, żeby robił swoje, żeby robił jak chciał, oddali się własnej życiowej podróży po śmierci Seokjina i Yongsun. Taehyung i Jungkook zostali w Myeonggok-ri, tamci zaś przenieśli się w okolice Daejon, nawet nie zdradzając dokładnego miejsca. Nie widzieli się od tamtej pory.

Taehyung nie chował urazy. Przecież zanim to się stało, sam chciał na dobre się odłączyć. Teraz w zupełności odpowiadało mu to co miał i kogo miał. Żył sobie w swoim mieszkaniu z Jungkookiem i jego łóżkiem i dzięki temu nareszcie wiedział, co oznaczało bycie szczęśliwym.

Jungkook czuł w zasadzie to samo. Mniej więcej, bo jego sytuacja była inna. On zszedł na złą drogę. Na drogę, na którą sprowadził go Taehyung. No ale cóż, był dorosły, mógł decydować o sobie.

A Kim Taehyung był najlepszą decyzją w jego życiu. Tak po prostu było. Czasami jest lepiej, kiedy wydaje się być źle.


KONIEC

badass || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz