chapter fifty seven: "jungkook"

4K 454 194
                                    

Nie wiedział co to było, chyba coś ponad uczucie, bo nic, czym mógłby wyjaśnić to, co nim wtenczas wstrząsnęło, nie przychodziło mu do głowy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie wiedział co to było, chyba coś ponad uczucie, bo nic, czym mógłby wyjaśnić to, co nim wtenczas wstrząsnęło, nie przychodziło mu do głowy. Nie, że miał czas się na tym skupiać.

Wrzawa na parterze, która rozpętała się zaraz po jego strzale, nie mogła mu przeszkodzić w łaskoczącej go po duszy euforii, gdy mierzył się z trzymającym się za przestrzelony mostek Park Jiminem. Niczym spełnienie marzeń było władowanie mu drugiej kulki między oczy. Na deser.

Po tamtej upadł od razu, powalony siłą odrzutu, z martwą nienawiścią na twarzy.

Nawet jeśli kiedyś wydawało im się, że bez Jimina ich paczka nie miała by sensu istnienia, tak nigdy żaden z nich nie uważał, że Jimin do nich pasował. Jasnym było, że nie - był zupełnie inny, myślał inaczej, jego zmysły inaczej działały, instynkty także, taka była jego natura. Jimin nie zwykł też zachowywać się jak typowy przyjaciel, zawsze wydawał się bardziej skryty i zimniejszy, cieszyły go totalne ekstrema. W gruncie rzeczy, jeśli pozostali mieliby rzucać losy o to, który z nich stanąłby pierwszy naprzeciw reszcie, z pewnością każdy wskazałby właśnie Jimina - pasowało to do jego wizerunku, nie oszukujmy się. Jakkolwiek jednak, nie chcieli w to wierzyć aż do ostatniej chwili.

Całe szczęście mieli Taehyunga. I chyba on jedyny póki co tak uważał, ale nie potrzebował ich aprobaty.

Chciał po prostu być w stanie oderwać się od jednego z przybyłych tu z Parkiem gości, być w stanie uznać, że już wystarczająco rozwalił jego głowę uchwytem pistoletu i że na pewno zadowalająco nie żyje. Sam nie dał rady jak się okazało; to Yoongi odnalazł go w tym bałaganie przemieszanych ciał, klientów burdelu i dziewczyn. Słaniał się na nogach, był pokryty nierównomiernymi plamami krwi, swojej, bądź też nie - któż mógł wiedzieć. Złapał Taehyunga za ubranie na barku i szarpnął z całej, pozostałej w nim siły, odrywając od typa, którego gęba na dobrą sprawę przestała już istnieć za sprawą wybuchu Tae. On nawet nie zwracał uwagi jak potwornie wyglądała pokryta bijącym po oczach szkarłatem pogruchotana czaszka, wielka dziura na jej środku, gdzie był nos, teraz dosłownie wbity w drugą stronę, poza tym nie dało się wyróżnić już ani oczodołów, ani ust, była po prostu masakra, a Taehyung wisiał nad nią i zawzięcie dokładał uderzenia trzymanym w dłoni pistoletem.

- T-taehyung... - wydusił Yoongi wreszcie. Był prawie pewien, że Taehyung go nie słyszał. - Jeon...

Wtedy go usłyszał.

Zerwał się tak żywo jak jeszcze chyba nigdy i wypruł schodami na piętro.

W głowie mu się kręciło. Przez bójkę, strzelaninę, chaos, ogarniający wszystko wokół. Zupełnie zapomniał, że Jeon został na górze, a on rzucił się w wir amoku, zamiast dopilnować, by nikt się do niego nie dobrał.

badass || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz