chapter fifty: "w-where's taehyung?"

4.4K 479 73
                                    

Po głowie wciąż uporczywie krążył mu oficjalny głos spikerki, zagłuszał nawet ryk silnika motocyklu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Po głowie wciąż uporczywie krążył mu oficjalny głos spikerki, zagłuszał nawet ryk silnika motocyklu. Był niesamowicie wściekły, wściekły to chyba nawet za mało, by należycie to opisać. Czuł jakby żywcem zjadała go własna złość.

Taehyung miał wrażenie, że sprawa, samopoczucie sprzed dwóch lat nigdy nie miały zamiaru odejść w zapomnienie. Na każdym kroku się o tym przekonywał, gdy albo stan zdrowia, albo Park Jimin stawał mu przeszkodą w swoich działaniach. Nie mógł nawet pobawić się w porywacza bez pieprzenia z tym ludzkim śmieciem, którego jedynym życiowym celem było psucie wszystkiego za co się zabrał. Skąd był pewny, że to sprawka Park Jimina, że media głoszą o prawdopodobnej śmierci Jeon Jungkooka? Przecież właśnie taki wcisnął mu kit przy ostatnim spotkaniu.

Po obejrzeniu artykułu o tej sprawie w bloku wiadomości, na który zawołał go Namjoon, nie powiedział ani słowa, nikomu nic nie powiedział. Po prostu porwał kilka potrzebnych mu rzeczy, wsiadł na motor i ruszył. Do Busan. Mając w sercu jedynie nadzieję, że Jungkook nie dostanie jakiegoś ataku, kiedy Yongsun - zapewne - mu wygada. No i jeszcze na to, żeby był ubrany, gdy ta wlezie do pokoju. A rzadko pukała.

Obrót wydarzeń nareszcie przydałoby się wziąć w pełni pod swoją kontrolę i ukierunkować je na właściwy tor. Krótko mówiąc - doprowadzić grę w Jeon Jungkooka do końca. Możnaby powiedzieć, że Taehyung z lekka zapomniał się w czasie, na co rzecz jasna złożyło się wiele nieprzewidzianych obrotów akcji, a teraz było prawie za późno. Skoro stary Jeon pogodził się ze śmiercią syna, to czy nagle będzie znowu taki skory do planowania przyjęcia powitalnego.

  ♥  

Pod posiadłość Jeonów dojechał już nad ranem. Właściwie wolałby działać pod osłoną nocy, wiadomo, lecz frustracja, jaka zdążyła się w nim skumulować, popchnęła go do zajechania tam nawet, gdy niebo było już bladoszare, na ulice wyjechało więcej samochodów, a wokoło zaczęło łazić trochę ludzi. Poranek i tak nie był porą aż tak proszącą się o interwencję psów jak popołudnie.

Ze znudzeniem zmierzył wzrokiem imponujących rozmiarów willę, zaciągając się papierosem. Wokoło rozciągało się eleganckie podwórko z zadbanym trawnikiem, od bramy, przed którą stał przy motocyklu Tae, odchodził żwirowany podjazd. Nic oryginalnego. Generalnie życie rodziny Jungkooka nie wydawało się Taehyungowi czymś nadzwyczajnym. Nuda. Lepiej mu było żyć według własnego stylu i dodatkowo zarabiać na takich właśnie nudziarzach. Sam Jungkook był w porządku, ale wyraźnie bardziej pasował tutaj. 

Oblizał wyschnięte wargi, zgniótł niedopałek w jasnym żwirze, po czym luźnym krokiem podreptał do domofonu. Zza filaru furtki, w który ów urządzenie było wbudowane, nawet nie było go widać po drugiej stronie. Czy to mogło być prostsze? Nacisnął dzwonek. 

Jeon z żoną najwyraźniej spali, bo Taehyung musiał nacisnąć go ponownie. Dopiero gdy kilka wkurzających sygnałów ustało, w głośniku coś zatrzeszczało.

badass || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz