Nasza Lucynka także dostała szansę pojawienia się w naszym małym głosowaniu. W takim razie moje Panie, proszę się przygotować na jazdę bez trzymanki...ponieważ nasz drogi Lucjusz nie potrafi utrzymać swoich rąk przy sobie.
Po raz pierwszy ujrzała go siedzącego za wielkim stołem, wpatrzonego w dal. Siedział wyprostowany, z wysoko uniesioną głową, jakby w każdej chwili z jego głowy miała spaść korona. Ubrany był elegancko, choć była to zwykła kolacja. Nie, kolacje w takim towarzystwie nigdy nie mogły być normalne. Dziewczyna zasiadła po prawicy swojego ojca, starając się wyglądać i zachowywać się dostojnie, czyli tak jak nakazał jej ojciec. "Masz nie przynieść mi wstydu moja droga, w przeciwnym razie inaczej porozmawiamy." Więc siedziała wyprostowana jak struna, bojąc się choćby oddychać, obawiając się, że zrobi to źle.
Skrzaty domowe podały niedługo potem do stołu, kłaniając się na każdym kroku. Na każde skinięcie, podbiegały, potykając się o własne nogi, nalewając wina, podając po nos jadło.
Prawie nic nie zapamiętała z tej kolacji. Nawet jeśli było coś co utkwiło jej w pamięci, nic nie było godnego zapamiętania. Kłamstwo za kłamstwem. Jedno pochlebstwo za drugim. Tak przeminął cały wieczór. Nie, jednak była jedna rzecz, którą pamiętała do dzisiaj. Jego oczy, czujne, opanowane, zimne, zaglądające w głąb jej duszy. Jakby czytał w jej myślach. Mógł? Raczej nie był na tyle zdolny, żeby już w tak młodym wieku opanować okulmencję, mimo słów jego matki, że jej Lucjusz z pewnością dokona wielkich rzeczy, dzięki swojemu wrodzonemu talentowi.
~*~
Zastanawiała się wtedy, czy powinna tak po prostu do niego podejść? Przywitać się czy może zacząć rozmowę, jakby się w ogóle nie znali. Bo nie znali, widzieli się tylko raz. A może, gdy tak zrobi, potraktuje ją wtedy niczym powietrze, zauważając, że traktuje go z wyższością. Bo chyba powinna? Skąd miała wiedzieć. Po ścisłej kontroli rodziców czuła się pusta, była niczym powłoka, na zewnątrz okazała, pewna siebie, a wewnątrz...pusta. Gdy rodzice wypowiadali się za nią, nie wiedziała co powiedzieć. Na to nie była w żadnym stopniu przygotowana. Nie była przygotowana na prawdziwe życie, gdzie sama kieruje własnym losem.
[T.I] oparła głowę na dłoni, obserwując ukradkiem blondyna, który prężył się dumnie, nawiązując najwyraźniej nowe znajomości. Rozmawiał, przytakiwał głową, niekiedy się uśmiechał, szturchając kogoś w ramię. To nie tak miało wyglądać.
~*~
Z tej kolacji wyniosła już dużo więcej. Jeśli dobrze pamiętała, odbyła się ona na końcu drugiego roku, zaraz po końcu roku szkolnego. [T.I] już wtedy wiedziała, że na jednej kolacji się nie skończy. Próbowała się przygotować na trzeci rok, usamodzielnić się, a zarazem ponownie wpadła w sidła swoich rodziców, będąc kontrolowaną na każdym roku. Tym razem to Malfoyowie zostali ugoszczeni w ich domu, wdając się w kolejną serię kłamstw z jej rodzicami, którą później nazywali rozmową. Te milczenie było jeszcze bardziej niekomfortowe i niezręczne, niż to sprzed dwóch lat. Teraz siedzieli znacznie bliżej siebie, na przeciwko. Wcześniej oboje unikali swojego wzroku, lecz teraz to ona unikała jego zimnych oczu, gdy ten przez cały wieczór, przyglądał się jej uważnie. Przez te dwa lata nie rozmawiali prawie ze sobą, lecz tutaj w tym kółku kłamstw i oni musieli skłamać. Że rozmawiali ze sobą na okrągło, spotykali się i wspólnie uczyli. Bo skoro ich rodzice to robili, to czemu oni nie mogli? Przecież to chyba nie było takie złe, skoro tamci żyli kłamstwami, to czemu oni mieliby niby psuć ich bańkę mydlaną?
CZYTASZ
Harry Potter boyfrend scenarious
FanfictionTytuł zabrał Zgredek myśląc, że są to skarpetki... #1 w boyfrend - 22.04.2019r. #1 w Scorpius - 10.07.2019r. #1 w Fred - 15.10. 2019r. #1 w Jamessyriusz - 22.04.2020r.