- Czy Brunski kazał ci upozorować samobójstwo bo pomogłaś nam?- spytała po raz kolejny Lydia. Maredith siedziała na kanapie, a szeryf przy biurku.- Meredith...
- Pomogę wam zatrzymać pulę.- odezwała się nagle wprawiając wszystkich w osłupienie.- Ale najpierw chce porozmawiać z Peterem Hale.
Po kilku minutach zaprowadziliśmy ją do osobnej sali przesłuchań, w której jedna ściana była pokryta ciemną szybą, a gdy weszliśmy do pomieszczenia obok mogliśmy przez nią obserwować rozwój wydarzeń. Peter usiadł naprzeciwko niej. Widać było, że jest zdziwiony całą sytuacją. Pilnował ich Parish, ktory jako jedyny byk z nimi w pomieszczeniu.
- Co zrobiłaś z pieniędzmi? Moimi pieniędzmi?- spytał lekko zdenerwowany wilkołak, jednak zamiast odpowiedzieć dziewczyna wyciągnęła dłoń i pogłaskała go po policzku.
- Zagoiły się.- powiedziała ze zdumieniem, a w naszych głowach pojawiła się jedną myśl: oni się znają.
- O czym ty mówisz?- spytał oburzony.
- Oparzenia. Zniknęły.
- Umieściłaś mnie i mojego siostrzeńca na liście! Dlaczego?
- Sam mówiłeś, że mają być wszyscy.- powiedziała bezbronne.- To miała być tajemnica.
- Nigdy z tobą nie rozmawiałem!- krzyknął wstając, a dziewczyna wyglądała na przerażoną i zakłopotaną jednocześnie.
- Nie pamiętasz mnie?- spytała Meredith.
- Nie, ale mogę.- rzucił Hale popychając Parisha, a następnie chwycił ją za gardło by zatopić w jej karku wilkołacze pazury.
Szybko poszliśmy do nich, a szeryf i jego zastępca wyciągnęli broń.
- Nie możemy ich ruszyć. Każdy ruch może ich zabić.- powiedziała Lydia, chcąc uświadomić im powagę sytuacji. Wtedy Maredith zaczęła coś szeptać, jednak nie mogliśmy określić co mówi.
- Lydia?- spytałam widząc jak moja przyjaciółka skupia się na szeptach.- Rozumiesz co mówi?
- Doskonale.- rzuciła.- Po wypadku w domku nad jeziorem trafiła do szpitala. Leżała w jednej sali z rannym po pożarze Peterem.- zaczęła nam tłumaczyć.- Był w śpiączce, ale słyszała jego myśli. Peter wciąż mówił jej o tym, że ostrzegał Talię przed Argentami. Zbagatelizowała sprawę i osłabiła Hale'ów. Jedna słaba osoba w stadzie osłabia całe stado. Postanowił, że jak stąd wyjdzie to wypisze wszystkie nadprzyrodzone osoby do ostrzału, aż zostanie tylko on. Stworzy swoje mocne stado bez słabych ogniw. Opłaci ich z pieniędzy ze skrytki Hale'ów.
- Boże....on wymyślił pulę śmierci.- podsumowałam, a Peter puścił banshee upadając na ziemię. Parish złapał spadającą z krzesła Meredith, a szeryf wycelował pistoletem na wilkołaka.
- To był twój pomysł, a nawet tego nie pamiętasz.- powiedziała do niego Lydia.
- Parish aresztuj go.- rozkazał szeryf.
- Za co? Byłem w śpiączce.
- To był twój plan.- powtórzyła moja przyjaciółka.
- Nie. To był plan szaleńca. Byłego szaleńca. Jestem zdrowszy.
- Słuchaj...- zaczął szeryf, jednak Lydia mu przerwała.
- Przestańcie. Maredith tego chce. W tym pomieszczeniu są trzy osoby z listy. Chce żeby Peter nas zabił.
- Mam nadzieję, że masz cela bo niełatwo mnie zabić.- zakpił Peter widząc wciąż trzymającego przy nim pistolet szeryfa.
- Myślę, że dziura w głowie szybko się nie zagoi. Nawet u ciebie.
- Zaryzykuj.
- Dość. Musimy go puścić.- odezwałam się.
- Puścić? Jest winny tyłu ofiar.
- Ciekawe jak szeryf wyjaśni moje aresztowanie. Telepatyczna dziewczyna podsłuchała moje myśli podczas śpiączki, w których planowałem zabicie wilkołaków?- zaśmiał się perfidnie Peter. Szeryf odłożył broń.
- Drugi raz cię puszczam. Trzeciego nie będzie.- dodał, a wilkołak wyszedł.
- Wracaj! To nie koniec!- krzyknęła za nim Maredith.
- Jak zatrzymać pulę?- spytałam ją, jednak ta nie odpowiedziała.
- Chodźmy stąd. Odwiozę was do domów.- zaproponował Stilinski. Wyszłyśmy więc i zaczekałyśmy w recepcji.
- Wszyscy zginą, jeśli czegoś nie wymyślimy.- wyszeptałam, ale mój telefon zaczął dzwonić. To Stiles. Włączyłam opcje kamerki.- Hej?
- Jesteś z Lydią?- spytał.
- Tak.
- Słuchacie jesteśmy w domku nad jeziorem. To tu Brunski nagrał śmierć twojej babci. I coś znaleźliśmy.- powiedział i obrócił kamerkę na ścianę, w której była dziura. Przez dziurę widać było coś jakby maszynę, która wydawała dźwięk.- Myślimy, że trzeba to zatrzymać, ale nie wiemy jak.
- Jest jakiś ekran?- spytała.
- Nie.- rzuciła Malia i pokazali nam cały pokój.
- Czekaj!- odezwała się nagle Lydia.- Pokaż na dywan.- tak zrobił. Biały puchaty dywan leżał pośrodku pokoju.- Gdzie plama?
- Jaka plama?- spytałam.
- Wylało się na niego wino.
- Może plama zeszła.
- Sama? Z wina? Miałam wynająć kogoś, kto go wyczyści, ale pieniądze oddałam Brunskiemu.
- Czyli...?- spytał Stiles.
- Skoro prochy mojej babki nie były prawdziwe to może wino też nie było winem.- mówiła do siebie.- Musicie znaleźć butelkę. Cotes du Rhone rocznik 1982.- powiedziała, a nasi przyjaciele wyłączyli się. Szczerze liczyłam, że się uda, że to zatrzyma pieniądze i listę. Po kilku minutach dostałam smsa od chłopaka, że w butelce był klucz, którym zatrzymali maszynę.
- Udało się.- westchnęłam.- Mówiłam, że granat dymny.- zaśmiałam się pod nosem i to samo napisałam Stilesowi.
- Jedziemy?- spytał szeryf wychodząc z biura.
- Udało się. Zatrzymaliśmy pulę śmierci.- powiedziała Lydia, a mężczyzna widocznie poczuł ulgę. Odwieźliśmy najpierw Lydie, a podczas jazdy do mojego domu mężczyzna zaproponował, żebym została u nich na noc. Zgodziłam się, bo i tak rodziców znów nie było w domu, a pracowali do rana. Mama miała często nocki....taka praca, a ojciec miał dużo pracy więc został po godzinach. Siedzieliśmy przy stole pijąc herbatę, gdy do domu szeryfa wrócił jego syn.
- O Stiles!- zawołał mężczyzna.- Dobrze, że jesteś.
- Przepraszam, musiałem odwieźć Malie.- powiedział w przedpokoju, a następnie wszedł do salonu.- Hej...co tu robisz?- spytał zdziwony.
- Zaprosiłem Natasze na noc. Masz coś przeciwko?- spytał mężczyzna syna.
- Skąd. Jestem po prostu zaskoczony. Przychodzę, a wy pijecie sobie herbatkę.- rzucił z uśmiechem i usiadł obok mnie.
- To już koniec?- spytałam.
- Tak. Scott sprawdził i każdy z morderców dostał smsa, że pula jest zamknięta.
- To trzeba to uczcić.- rzucił szeryf i wyciągnął nalewkę. Nalał nam po trochę, a następnie dodał.- Zdrowie moi drodzy.- i wzięliśmy łyk alkoholu. Mężczyzna wypił wszystko na raz, a ja wykrzywiłam się czując procenty.
- Pierwszy raz widzę jak pijesz.- zaśmiał się Stiles.
- I pewnie nie ostatni.- dodałam.
- Kiedyś alkohol miał funkcje leczniczą, a teraz robi tylko za przyjemność.- stwierdził Stilinski.
- Albo za powód uzależnień.- rzuciłam, a mężczyzna przyznał mi rację.
- Twój ojciec jest prawnikiem?
- Tak. Chce żebym poszła w jego ślady.
- A ty tego chcesz?
- Nie wiem, czy to dla mnie.
- Moim zdaniem byłabyś świetną policjantką.- stwierdził Stiles.
- Zawsze chciałam być lekarką.- wyznałam.- Ojciec twierdził, że to dziecięce marzenie, ale myślę, że to jest coś dla mnie.
- Zmarnujesz się tam z twoją głową i sposobem myślenia.- stwierdził pan domu.
- Możliwe. Jeszcze mamy czas.- rzuciłam.- A ty? Masz jakieś plany?
- FBI.- odpowiedział krótko mój chłopak, a ja uśmiechnęłam się słysząc to słowo. Rozmawialiśmy jeszcze parę godzin pijąc co chwilę kolejne porcje nalewki.
- Jestem trochę zmęczony. Pójdę się położyć.- powiedział nagle mężczyzna.- Jutro jest sobota, ale to nie znaczy, że możecie spać pół dnia.- mrugnął do mnie i wyszedł do swojego pokoju. My również poszliśmy do pokoju Stilesa. Chłopak zdejmował z tablicy taśmę, a ja leżałam zmęczona na jego łóżku.
- Co?- spytał widząc, jak go obserwuje.
- Jestem zmęczona. Tym wszystkim, co się ostatnio działo.- odpowiedziałam, a Stiles dokończył pracę i położył się obok mnie.
- Ja też. Nie mogę uwierzyć, że to już koniec.
- A jeśli to nie koniec?- spytałam pełna obaw.- Nie mam pazurów, ani kłów. Mam tylko intuicję. W razie walki lub obrony jestem bezużyteczna.
- Nie mów tak.- wyszeptał. Zaczął dotykać mój brzuch i wsuwać mi rękę pod koszulkę. Poczułam przyjemny dreszcz gdy przesunął dłonią po moim boku.- Jesteś nam potrzebna.
- Kocham cię Stiles, ale nie masz racji. Chciałbym być jak Scott, albo jak Malia.
- Co ci jest? Nigdy nie mówiłaś o takich rzeczach.
- Nic mi nie jest. Po prostu...głośno myślę.
- Nie chce żebyś była jak Malia, albo Scott. Jesteś niesamowita taka, jaka jesteś.- dokończył i zaczął mnie całować.- Śpij już i nie myśl o tym.- wyszeptał, a ja wtuliłam się w jego ciepłe ciało. Stiles przykrył nas kołdrą i również oddał się śnie.
CZYTASZ
Remember I love You | Stiles
Werewolf- (...) Pamiętaj, że cię kocham. - Ja ciebie też kocham, Stiles.- powiedziałam, a po jego policzku również spłynęła łza. Pocałował delikatnie moją dłoń, spojrzał na mnie i chwilę potem zniknął w mroku auta. Zaczęłam płakać, wciąż powtarzając jego sł...