64.

1.5K 70 2
                                    

Minęło parę dni. Chimery wróciły do żywych, w tym też Hayden, która zamieszkała znowu z siostrą. Tato Stilesa wracał do zdrowia, a Lydia wciąż tkwiła w Eichen Hause. Co do mnie, to miałam kilka ataków, które coraz bardziej mnie martwiły. Wieczorem spotkaliśmy się u Stilesa, gdzie razem gotowaliśmy kolacje. Była to nasza pierwsza randka od powrotu do siebie. Doprawiałam sos do spaghetti, gdy mój chłopak mieszał makaron.
- Nie wiedziałem, że umiesz gotować.- rzucił z uśmiechem.
- Bo nie umiem.
- Pozwól mi to ocenić.- powiedział zabierając drewnianą łyżkę z mojej ręki, a następnie spróbował sosu pomidorowego z klopsikami.- Dobre.
- Mówisz tak, żebym została na noc.
- Też.- rzucił, na co ja oplotłam jego szyję rękami i złożyłam na jego ustach słodki pocałunek, który ten zagłębił. Po chwili usłyszeliśmy jak woda z gotującego się makaronu wycieka na kuchenkę.- Cholera.- rzucił, a ja wybuchłam śmiechem.- To twoja wina. Rozpraszasz mnie.
- Mam przestać?- spytałam udając oburzoną, ale ten wyłączył gaz i zaczął odcedzać makaron.
- Skończyłaś sos?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.
- Fakt. Musisz się wstrzymać bo na razie bardziej niż zakochany w tobie jestem głodny.- rzucił z parszywym uśmieszkiem. Nałożyliśmy więc nam spaghetti i usiedliśmy przy stole, na którym stały w połowie już wypite lampki z winem.- Naprawdę dobre.
- Tu się zgodzę.- powiedziałam zajadając się naszym wspólnym daniem.
- Słyszałaś o Hayden?
- Że wróciła do siostry? Tak, słyszałam. Dobrze zrobiła. Clark na pewno się o nią martwiła. A co na to Liam?
- Próbował z nią pogadać, ale ta wciąż pamięta jak ją zastawił, gdy umierała.
- Ty byś mnie nie zostawił, prawda?- spytałam, na co chłopak złapał mnie za rękę.
- Nigdy.
Gdy skończyliśmy jeść Stiles pomył talerze, a ja dopiłam lampkę wina siedząc na szafkach w kuchni. Po chwili chłopak skończył sprzątać i stanął przede mną.
- Lubię spędzać z tobą czas.- powiedział łapiąc mnie w biodrach.
- Moi rodzice coraz bardziej cię lubią, wiesz?
- To dobrze?
- Chyba tak.- odpowiedziałam bawiąc się kosmykami jego włosów.- Stiles, ostatnio ataki się nasiliły i przemyślałam to, co mi powiedziałeś o Theo.
- Że chce co pomóc?
- Właśnie. Wiesz, że cię kocham i tylko ciebie, ale muszę się z nim spotkać...
- Rozumiem.- przerwał mi.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Spotkaj się z nim, a może na coś się przyda i ci pomoże.
- A jeśli nie?
- To pójdę do niego i cię odbije.
- Tak?- spytałam ze śmiechem.- Sama dałabym sobie radę.
- Nie wątpię. W końcu już raz go pobiłaś. 
- Nie pobiłam, a uderzyłam.- zaśmiałam się, na co ten przegładził mój policzek.
- Kocham cię Natasza.- powiedział patrząc mi prosto w oczy.- Wiem, że gdyby nie ty to moje życie ułożyło by się całkowicie inaczej...
- Bredzisz.- zaśmiałam się, a Stiles pocałował mnie namiętnie w usta. Całowaliśmy się tak dłuższą chwilę, a po niej wylądowaliśmy w łóżku chłopaka. Zdjęłam mu koszulkę, gdy on całował moją szyję. To był nasz pierwszy raz od kiedy stałam się chimerą. Sama nie wiem czemu. Może po prostu mieliśmy inne sprawy na głowie takie jak odkrycie kim jestem oraz zdemaskowanie Theo. Gdy Stiles zdjął moją bluzkę i zostałam w samym biustonoszu zjechał pocałunkami na mój brzuch. Jednak ja zatrzymałam go widząc jak dotyka mojej rany po przeszczepie skóry.
- Boli?
- Nie, ale... przepraszam.
- Jesteś piękna Nat, bez względu na to co sobie ubzdurasz.- powiedział, a następnie wrócił do pieszczot.

Po wspólnej nocy Stiles pojechał do taty, gdy ja postanowiłam zadzwonić do Theo i umówić się z nim na spotkanie.
- Tasha, co u ciebie?- spytał po odebraniu telefonu.
- Hej Theo. To co mówiła Tracy, że chcesz mi pomóc to prawda?
- Całkowita. Czemu pytasz?
- Potrzebuje twojej pomocy.
- Ok... spotkajmy się w moim starym domu za godzinę.
- Cześć.- rozłączyłam się, zaszłam do domu, aby się przebrać w cieplejsze ubranie i poszłam na spotkanie. Weszłam do środka, gdzie panowała grobowa cisza. Weszłam do dawnego salonu, który przywołał wiele miłych wspomnień. Nagle usłyszałam skrzypnięcie podłogi, a gdy się obróciłam zobaczyłam uśmiechniętego Reakena.
- Miło cię wiedzieć.- rzucił opierając się o starą kanapę.- Cieszę się, że postanowiłaś poprosić mnie o pomoc.
- Gdybym nie musiała to bym nie prosiła.
- Domyślam się. Więc o co chodzi?
- Ostatnio nasiliły mi się ataki. Sama nie wiem czemu.
- Bo walczysz ze sobą, żeby nie krzyknąć gdy czujesz, że musisz, a później zasypiasz i gdy nad tym nie panujesz to po prostu się dzieje.
- Skąd wiesz?
- Skarbie, wiem o wszystkim.
- Obserwujesz mnie?- spytałam lekko zdziwona, na co chłopak zrobił minę niewiniątka.- To karalne.
- Mówisz jak dziewczyna syna policjanta.
- Bo nią jestem.- prychnęłam.- Wracając wiesz jak to opanować? Albo raczej kontrolować?
- Wiem, ale to potrwa. Tak samo jak Scott uczył się latami panować nad przemianą w czasie pełni ty będziesz się uczyć kontrolować krzyk.
- Jak banshee?
- Jak pewnie już wiesz chimery powstają przez serum z połączeniem wilkołaka z czymś. Na przykład kojotołaka jak w moim przypadku, albo kanimy jak w przypadku Tracy. Ty nie masz w sobie nic z wilkołaka. Jesteś w połowie banshee.
- A drugie pół?
- Czegoś co miało zdolność telekinezy.
- Dlatego ruszam przedmiotami?
- Tak, to właśnie jest telekineza.
- Skąd to wszystko wiesz?- spytałam zdziwona, a ten wzruszył ramionami.
- Od doktorów.- odpowiedział obojętnie.- Posłuchaj, ja naprawdę nie wiedziałem, że chcą zrobić z ciebie chimerę. Nie jestem zły...znaczy trochę jestem, ale pamiętaj, że ciebie nigdy bym nie zranił.
- Kiedy zaczynamy trening?- spytałam zmieniając tym samym temat, na co Theo ciężko westchnął.
- Możemy zacząć od jutra. Spotkamy się tu po szkole.
- Świetnie.- rzuciłam i wyszłam z domu, po czym się wróciłam i dodałam.- Nie jesteś zły. Jesteś tylko zagubiony.
- Tylko ty tak uważasz.
- Zanim zaatakowałeś Scotta i wykorzystałeś Lydie więcej osób tak myślało. Robisz wszystko, żeby tak o tobie myśleli, ale ja wiem jaki jesteś.
- Jaki?
- Obwiniasz się za śmierć Tary. Nie żeby niesłusznie, ale to cię zżera od środka. Liczyłeś, że jak wrócisz do Beacon Hills to minie, tylko że jest gorzej.- mówiłam obserwując jego wyraz twarzy.- Przykro mi, że tak postępujesz bo wiem, że to nie jest Theo jakiego znałam.- stanęłam przed kim, a widząc jego przeszklone oczy uświadomiłam sobie, że wciąż mi na nim zależy. Oczywiście nie pod względem miłości, ale czystej sympatii, która kiedyś była miłością.- Powinnam...już iść.
- Rozumiem.- powiedział widocznie wzruszony moimi słowami.- Dzięki, że wciąż mi ufasz.
- Tego nie powiedziałam.- rzuciłam z uśmieszkiem i wyszłam z domu.



Remember I love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz