107.

1K 61 12
                                    

W środku lasu usłyszeliśmy strzał z broni, więc szybko ruszyliśmy w tym kierunku. Na ziemi leżał ogar, a w jego głowie tkwiła kula z pistoletu.
- Ogara da się zabić?- spytałam zdziwona. Podczas przeszukiwania moich mocy w bestiariuszu przeczytałam wiele rzeczy. Jedna z nich był fakt, że ogarów nie da się zabić bronią. Obok mężczyzny leżała taka sama kula, która tkwiła w jego czaszce.
- Argent.- rzucił Scott widząc symbol wygrawerowany na pocisku.
- Co jeszcze słyszałaś w swojej wizji?- spytała banshee Malia.
- Krzyk ludzi, którzy nigdy nie zabili innych.
- Ktoś ich zabijał?- wtrącił się alfa.
- Zabijali siebie nawzajem.
Wróciliśmy do jeepa. Widziałam, że to poważna sprawa, i że Stiles bardzo by nam się przydał, ale nie mogłam go narażać.
- Może jednak powinniśmy do niego zadzwonić?- spytała Lydia, ale Scott wyciągnął telefon i puścił wiadomość głosową od chłopaka.
- Hej Scott. Więc jestem tutaj. W Wirginii, w FBI. Serio. Naprawdę tu jestem.- mówił mój chłopak na nagraniu.- Tęsknię za wami, ale...Scott upewnij się, że wyjedziesz z Beacon Hills. Może myślisz, że nie możesz, że jesteś tam potrzebny gdy wszystko się wali, ale musisz to zrobić. Dziś wieczorem wyjeżdżasz więc jeśli nie oddzwonisz, to  chociaż daj mi znać, że wyjechałeś. Wsiądź do samochodu i po prostu jedź.- dokończył, a ja zaczęłam bawić się palcami.
- Nie możemy mu powiedzieć.- wyjaśniłam.
- Udusi nas, jeśli to będzie coś wielkiego.- rzuciła Malia.
- Trudno. Jest taki szczęśliwy.- poparł mnie Scott.- Musimy coś wymyśleć sami.

Kolejnego wieczoru Scott, Malia i Lydia poszli do lasu w poszukiwaniu łowcy, który jak twierdzili jest nowy w swoim fachu, przez co Scott wyczuł strach przy ciele ogara. Ja w tym czasie próbowałam dodzwonić się do Stilesa. Od tygodnia z nim nie rozmawiałam, co po części było moją winą. W końcu usłyszałam jego głos w telefonie i z uśmiechem zaczęłam rozmowę.
- Hej skarbie.
- Hej. Co tam u ciebie? Bardzo za tobą tęsknię.- mówił widocznie przejęty.
- Ja za tobą też. Ale za kilka dni się widzimy, prawda?
- Właśnie...zaczęły się kursy i będę mieć wyjazdy na akcje w weekendy.- powiedział spokojnie, jakby bojąc się mojej reakcji.
- To...świetnie.- rzuciłam wbrew własnym odczuciom.
- Serio?
- Jasne. Zawsze chciałeś brać udział w takich akcjach, a przecież nigdzie nie ucieknę.
- Mimo tego mam wrażenie, że coś cię dręczy. Wszystko ok? Scott już wyjechał?
- Nie, wyjeżdża dopiero w przyszłym tygodniu.- wypaliłam spontanicznie.
- Myślałem, że w weekend będzie w Davis.
- Zmiana planów.
- A dziewczyny? Wyjechały?- dopytywał, a ja nie wiedziałam co powiedzieć.- Nat?
- Tata pojechał na chemię.- rzuciłam zmieniając temat.- Martwię się o niego.
- Dlaczego? Gorzej się czuje?- spytał. ,,NIE WSZYSTKO Z NIM DOBRZE, ALE NIE WIEM JAK SKUTECZNIE CIĘ OKŁAMAĆ."
- Tak. Ostatnio zakręciło mu się w głowie i w ogóle...
- Będzie dobrze. A jak twój lokator?
- Do zniesienia. Ojciec dalej go nie trawi. Za bardzo cię polubił i boi się, że Theo coś odwali i się rozstaniemy.
- Ale do tego nie dojdzie, prawda?
- Oczywiście, że nie.- odpowiedział szczerze.- Muszę kończyć.
- Przykro mi, że się nie spotkamy w tym tygodniu.
- Nic nie szkodzi. Cieszę się z twojego szczęścia.- skłamałam. Tak naprawdę było mi bardzo przykro. Już planowałam wyjazd do kina, albo do restauracji, a tu taka wiadomość...
- Jesteś wspaniała.
- Kocham cię Stiles. Pa.
- Pa, słońce.- dodał i się rozłączył. Przyłożyłam dłoń do ust i zaczęłam cicho szlochać. Musiałam go okłamać, a dodatkowo wmówić, że jestem szczęśliwa. Tak naprawdę ostatnio źle się czuję i mam zmiany humoru. Pewnie przez ten stres. Nagle ktoś zapukał do mojego pokoju.
- Proszę.- powiedziałam uspokajając głos. Do pokoju wszedł Theo, który najwidoczniej się zaniepokoił moim zachowaniem.
- Hej, wszystko gra? Słyszałem, że płaczesz.
- Nic takiego... Stiles zostaje na weekend w Wirginii. I w kolejny weekend też. Wiedziałam, że będzie nam ciężko, ale nie, że będziemy się widzieć raz w miesiącu.
- Przykro mi.
- Na pewno. Pewnie się cieszysz, że nie wróci. Chcesz, żeby było mi przykro.
- Nie prawda. Nie mów tak.- rzucił łagodnie siadając obok mnie.
- Masz rację. Jesteś dobrym człowiekiem. Przepraszam. Po prostu ostatnio jestem nerwowa.
- Trudne dni?
- Pewnie tak. Wczoraj znaleźliśmy w lesie martwego ogara. Czuję, że szykuje się kolejna jatka, a ja chcę tylko, żeby wszystko było jak przed wakacjami.
- Pewnie już nigdy nie będzie tak, jak wtedy.- powiedział.- Może to i dobrze. Przed wakacjami nie miałem domu, przyjaciół i ciebie. Teraz czuję się potrzebny i mam kogo chronić. Mam przyjaciół.
- Cieszę się, że tak sądzisz.- rzuciłam szczerze, gdy zadzwonił mi telefon.- Wybacz, muszę odebrać.- rzuciłam, a chłopak przytaknął.- Scott?- spytałam odbierając telefon.
- Widziałem się z Argentem. Okazuje się, że ktoś uczy nowych łowców i posługuje się symbolem rodu Argent.
- Czyli on nic nie wie?
- Niestety.
- A kto może coś więcej wiedzieć?- spytałam, ale w telefonie zapanowała cisza.- To co teraz?
- Lydia poszła do Eichen szukać Parish. Spotkajmy się u mnie za godzinę.- zaproponował.
- Ok.- rzuciłam i rozłączyłam się.
- W Eichen?- odezwał się Theo.
- Co?
- Dlaczego Parish poszedł do Eichen?- ponowił pytanie.
- Nie wiem. Pewnie dowiem się jak pojadę do Scotta.
- Coś tu nie gra. Te zwierzęta, łowcy...
- Skąd wiesz o łowcach?- spytałam, na ci ten się speszył.
- Kilku mnie zaatakowało. Nic mi nie jest, ale...byli chyba nie rozeznani w sprawach nadnaturalnych. Strzelali do mnie ze zwykłych kul. Idioci.
- Jezu...dlaczego nie powiedziałeś?
- Sam nie wiem. Ostatnio jesteś rozdrażniona i nie chciałem cię martwić.
- Rozumiem, ale to by oznaczało, że znów jest polowanie na istoty nadprzyrodzone i nie tylko. W końcu jesteś chimerą.
- Ty też.- dodał, a ja zastanowiłam się chwilę.
- Tylko czy ktoś ich opłaca, czy robią to z jakiegoś innego powodu.
- Na przykład jakiego? Hobbystycznego?
- Może ktoś ich straszy, albo coś przeżyli, przez co chcą się nad pozbyć.
- To chore. Kto normalny zabija bez konkretnego powodu?- spytał, a ja spojrzałam na niego wymownie.- Oprócz mnie, oczywiście. Musi coś nimi kierować.
- Pojadę do Scotta. Może on ma jakąś teorie.- rzuciłam wstając.
- Tasha?
- Tak?
- Uważaj na siebie. Pamiętaj, że też jesteś celem.
- Jasne.- powiedziałam z uśmiechem i wyszłam z domu.

Kooolejny rozdziałek
Piszcie czy chcecie drugi rozdział już dzisiaj, czy dopiero jutro???

Remember I love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz