99.

1K 73 7
                                    

- Jedyną osoba, która może pokonać jeźdźców widmo jest Douglas. Wie o nich wszystko.- wyjaśnił nam Theo.
- Kim on jest? Kanibalem?- spytał Liam.
- Przełam miecz to wam powiem.
- Nie tak się umawialiśmy.- stwierdziłam krzyżując ręce na piersiach.
- Tasha...
- Kim jest Douglas?- przerwałam mu, na co ten przewrócił oczami i usiadł na krześle.
- To löwenmench.
- Kto?- spytałam jednocześnie z Liamem i Hayden.
- Pół wilkiem, pół lwem.- przetłumaczył nam Mason.
- Jezu, jeśli powiesz, że to kolejna chimero-bestia doktorów to się wkurze.- rzuciłam, a Theo lekko się uśmiechnął.
- Był częścią osobistego projektu Hemricka Himmlera. Jego celem było użycie okultyzmu, aby wygrać wojnę. Pewnego dnia wraz ze swoimi żołnierzami natknęli się na jeźdźców widmo. Tylko on przeżył to starcie, ale był ciężko ranny. Bat jednego z jeźdźców przeszył jego skórę, a rana się z trudem się goiła.
- Przeżył.- stwierdziłam.
- Tak, uleczył się, ale wciąż szukał informacji o łowie. Tym śladem dotarł do trzech naukowców, którzy podzielili się z nim informacjami, a przy okazji zmienili go w...nazistowskiego nadprzyrodzonego mutanta. Przez 70 lat wchłanialność moc z rany od bata.
- Jego oczy świeciły na czerwono. Jest alfą?
- Alfą, chimerą, nazistą, a teraz też szefem widmo. Zabrał bat naszego więźnia, więc jest...jednym z nich.
- Chce ich zabić, czy zabić nas przy ich pomocy?- spytała Hayden.
- Raczej to drugie.- stwierdził.
- Własną nadprzyrodzoną armią.- zastanowiłam się, po czym spojrzałam na Theo.- Nieźle. Pobił nawet ciebie.
- Bardzo śmieszne.- zakpił, a ja wciągnęłam telefon, aby zadzwonić do Scotta. Gdy włączyła się poczta wyszłam do głównej poczekalni na komisariacie, a za mną młodsi członkowie stada.
- Brak sygnału.- rzuciłam do Liama.
- Nat...
- Pewnie weszli do kanałów, tam nie ma sygnału.
- Natasza...
- Co?- spytałam zła.
- Idą tu. Jeźdźcy widmo tu są.- powiedział.
- Co robimy?- spytał mnie Mason, ale wtedy usłyszeliśmy wystrzał, a chłopak zniknął w obłoku zielonego dymu.
- Do tylu!- krzyknęłam i zaczęliśmy uciskać. Nagle bat jeźdźców złapał Hayden za rękę. Liam podbiegł do niej i próbował ją uwolnić, jednak było to niemożliwe.
- Liam, idź. Musisz ostrzec Scotta.- oznajmiła dziewczyna ze łzami w oczach.
- Nie zostawię cię.- rzucił, gdy kolejny bat złapał jej drugi nadgarstek.
- Proszę. Idź.
- Kocham cię Hayden.- powiedział załamany chłopak.
- Więc idź.
- Liam, chodź.- wtrąciłam się, na co chłopak szybko pocałował dziewczynę i wybiegliśmy tylnym wyjściem na zewnątrz.- Nic jej nie będzie. Uwolnimy ich wszystkich.- mówiłam mu, gdy szliśmy za tropem przyjaciół.
- Nie mogę jej znów stracić.
- Rozumiem cię aż za dobrze.- rzuciłam z uśmiechem. Weszliśmy do kanałów w środku lasu, ale w innym miejscu, niż kilka miesięcy temu. Na szczęście Liam ma lepszy słuch i węch ode mnie, dzięki czemu znalezienie stada było bardzo łatwe. W końcu zobaczyliśmy Scott, Malię i Lydie przeciwko Douglasowi i...Parishowi. Za moimi przyjaciółmi widać było jakiś tunel, który najwidoczniej był przejściem do ,,tamtego" świata.
- Kiedy można było odróżnić dobro od zła? Kiedy było to czarno-białe?- spytał nazista.
- Podczas II wojny światowej.- rzucił ku zaskoczeniu wszystkich Liam.
- Jesteś nazistą.- dodałam z wyrzutami.- I chcesz zrobić z dzikiego łowu jakaś chorą nadprzyrodzoną armię.
- Nie przepuścimy cię.- oznajmiłam stanowczo Scott. Mężczyzna zaśmiał się i wyjął bat, który ukradł jeźdźcowi. Moi przyjaciele popatrzyli na siebie, po czym odsunęli sie na bok robiąc przejście.
- Dziękuję bardzo.- rzucił z udawanym śmieszniej Douglas, po czym wraz z Parishem weszli do dziury. Po chwili zjawiło się kilku jeźdźców, którzy nie wyglądali na przyjaznych.
- Nat, Lydia, Liam, do bunkru.- nakazał alfa, więc my szybko udaliśmy się w tamtym kierunku. Słyszałam krzyki i odgłosy walki, ale nie mogłam nic zrobić. Nagle na naszej drodze pojawił się jeden z jeźdźców. Co dziwne odłożył broń i patrzył zahipnotyzowany na Lydie. - Chodźcie powoli. Ominiemy go.- wyszeptała banshee. Zrobiliśmy tak, a jeździec dalej stał nieruchomo.
- Boi się ciebie.- stwierdził Liam.
- Trudno się dziwić. Ja sama czasem się ciebie boję.- rzuciłam, a my ruszyliśmy w dalszą drogę po kanałach. W końcu ukryliśmy się tam, a po kilku minutach wraz z Malią i Scottem wróciliśmy na powierzchnię. Z tego co nam powiedzieli przegrywali, ale zjawił się Peter i uratował ich. Dał im czas, żeby uciekli, a sam pewnie został porwany.

Siedzieliśmy w domu Scotta. Chłopak ciągle odsłuchiwał wiadomości od mamy, którą najwidoczniej porwał dziki łów.
- Co teraz?- spytała Malia.- Nie możemy się ukryć.
- Jeździec bał się Lydii.- odezwał się Liam.
- Raczej obdarzył mnie szacunkiem...nie chciał mnie zabić.- wyjaśniła dziewczyna.
- To bez znaczneia. Jedyny portal w Beacon Hills zniknął, a Douglas pewnie znów będzie chciał nas zabić.
- Mam syna.- odlewał się nagle szeryf, który właśnie wszedł do środka domu.- Ma na imię Mieczyslaw Stylinski, ale wszyscy mówią na jego Stiles. Jak był mały nie umiał wymówić swojego imienia. Wychodziło mu  ,,mischief", czyli ,,psota", więc tak nazywała go Claudia, gdy żyła. Pamiętam kiedy dostał jeepa. Należał do jego matki. Gdy pierwszy raz usiadł za kierownicą wjechał do rowu. Wtedy dałem mu rolkę taśmy, którą go naprawił. Zawsze pakował się w tarapaty, ale miał dobre serce. I umiał prawdziwie kochać.- powiedział patrząc w moją stronę. Po policzku spłynęła mi łza na słowa mężczyzny.- Jesteśmy tu dzisiaj bo mój głupi syn wyciągnął Scotta do lasu, aby znaleźć drugą połowę ciała.
- Pamięta pan Stilesa.- stwierdził alfa.
- Dzięki Nataszy. Gdy złapałem jego koszulkę zobaczyłem jego rzeczy, a potem wróciły wspomnienia. Później miałem wrażenie...jakbym go widział. W jego pokoju pojawił się jakiś portal, a po chwili zniknął.
- Portal?- spytałam, a Scott odzyskał nadzieję.
- To jest sposób, żeby otworzyć portal. Musimy sobie przypomnieć.

Wieczorem na prośbę Scotta poszłam do celi Theo, aby dać mi coś do jedzenia. Chłopak zdziwił się na mój widok, ale ja chciałam tylko zrobić co do mnie należało.
- Przyniosłam ci kolację.
- Dziękuje panno Lake.- zażartował, ale ja się nie zaśmiałam tylko podałam mu pojemnik z domowym obiadem.
- Twoja mama robiła? Wszędzie poznam te jej kotlety.
- Jedz i nie gadaj.- rzuciłam siadając po drugiej stronie krat. Chłopak zaczął jeść, a ja sprawdziłam telefon, na którym widniał sms mamy. Mieli wrócić później, bo ojciec pojechał na pierwszą chemię i mogą go zatrzymać na kilka dni.- Co się z tobą stało? Znam cię i wiem, że nie chodzi o Stilesa.
- Co cię to obchodzi?
- Wybacz za szczerość, ale zachowujesz się jakbym cię skrzywdził, a przypomnę, że to ty mnie wykorzystałaś.
- Co?- spytałam zdziwona.
- No tak. Przecież trzymałaś się blisko mnie, żebym popełnił błąd. I popełniłem go.
- Zasłużyłeś. Sam też mnie wiele razy okłamałeś.
- Fakt. Nie masz że mną łatwo.- zaśmiał się Theo.- Gdy uświadamiasz już sobie, że mnie więcej nie zobaczysz, ja zjawiam się i psuje ci życie.
- Theo...
- W porządku. Wiem, że zepsułem ci kilka lat życia. Zasłużyłem na śmierć w męczarniach.
- Ja tak nie uważam. Zasługujesz na szczęście. Szkoda, że ty robisz wszystko, żeby go nie mieć. Zabijasz przyjaciół, knujesz i wszystkich przekonujesz, że jesteś ten zły.
- No tak, ty dalej wierzysz, że jestem ten dobry. Cała ty.- rzucił biorąc kolejny gryz obiadu.
- Mój ojciec jest chory.- wypaliłam smutno. Theo zastygł krojąc kotleta. Odłożył pojemnik z posiłkiem i podszedł do mnie.
- Na co?
- Ma raka płuc. W dzień gdy zamknęliśmy cię pod ziemią trafił do szpitala. Dopiero wtedy dowiedziałam się o jego chorobie.
- Jak się teraz czuje?- spytał widocznie przyjęty.
- Podobno lepiej, ale gdyby było gorzej to pewnie by mi o tym nie powiedział.
- Przykro mi Tasha. Cholernie mi przykro. Przecież był okazem zdrowia...nawet nie miał przeziębienia.
- Jak widać była to cisza przed burzą. Dziś ma pierwszą chemię.
- Boisz się o niego?
- Raczej o to, że gdy wyjadę lub będę z wami on...że się z nim nie pożegnam.- odpowiedziałam łamiącym się głosem. Chłopak chciał złapać mnie za rękę, ale w ostatniej chwili ją cofnął. Byłam zdziwona, bo dawny Theo nie cofnął by się.- Powinnam już iść.- wypaliłam wstając.- Przyjdę do ciebie jutro.
- Dzięki, że tu przyszłaś. I podziękuj mamie za posiłek. Był pyszny. Taki, jak go zapamiętałem.
- Tylko on przez te wszystkie lata się nie zmienił.- stwierdziłam i wróciłam do domu.

Hello, it's me ♥️♥️♥️
Jak wam się podoba nowy rozdział? Mi bardzo, bardzo, bardzo. Zachęcam do komentowania, obserwowania mnie i dawania gwiazdeczek, które bardzo mnie motywują 😘 miłego wieczoru

Remember I love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz