45.

1.6K 80 7
                                    

Na drugi dzień po lekcjach pojechaliśmy do kliniki dla zwierząt, w której znajdowała się Tracy. Chłopaki powiedzieli mi, że żyje, ale nie wiedzą co z nią jest. Dziewczyna leżała nieprzytomna na stole weterynarskim, a nad nią stał Deaton, który widząc mnie, Stilesa i Scotta bardzo się ucieszył.
- Obudziła się?- spytał alfa.
- Nie. Sprawdziłem ten płyn, który wydobywał się z jej ust. To rtęć.- wyjaśnił nam lekarz.
- Skąd rtęć znalazła się w jej organiźmie?- wtrącił się mój chłopak.
- Nie wiem, ale znalazłem jeszcze coś.- obrócił ją na bok wskazując nam czerwony ślad na jej skórze.- Miała przeszczep skóry.
- To ważne?
- Możliwe.
- Co jeśli się obudzi?- spytałam ignorując wcześniejsze słowa weterynarza.- Spróbuję nas zabić?
- Zapewne tak. Ale zabezpieczyłem się.- rzucił i chwycił słoik z czarnym proszkiem, który rozrzucił wzdłuż pomieszczenia.
- To ją zatrzyma?
- Jeśli jest postacią nadprzyrodzoną to tak.- wyjaśnił. Kolejne godziny siedzieliśmy czekając, aż dziewczyna się obudzi.
- Nat?- spytał nagle Scott.- Mogę cię o coś spytać? To bardzo osobiste.- spojrzał na Stilesa, który rozmawiał z Deatonem.
- Jasne. O co chodzi?
- Chce przyjąć Theo do stada.- oznajmił.- Jesteś zaskoczona?
- Nie ukrywam, że tak.
- Chce wiedzieć co o tym myślisz. Znasz go najlepiej.
- To dobry człowiek.
- Zranił cię.
- Powiedzmy, że mu wybaczyłam.- powiedziałam, a Scott spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu.- uśmiechnęłam się, jednak ten wciąż mi się przyglądał.
- Scott.- powiedział Stiles. Obydwoje podeszliśmy do niego i Tracy, która była odwrócona na brzuch, a wzdłóż jej kręgosłupa coś falowało. Wtedy Scott dostał smsa od mamy.
- Martwy kierowca nie miał zawału. On został sparaliżowany.- przeczytał treść wiadomości.
- Czyli, że Tracy...- zaczął Stiles.
- Jest Kanimą.- dokończył jego przyjaciel, a wtedy z jej pleców wyskoczył ogon, którym drasnęła Deatona. Stiles szybko stanął przede mną tym samym osłaniając mnie przed jej ogonem, który wił się w każdą stronę. Stiles upadł na ziemię, a chwilę potem również Scott. Widziałam jak Tracy wybiega przez krąg z popiołu górskiego, a następnie z kliniki.
- Stiles.- zwróciłam się do chłopaka, który leżał bezwładnie na podłodze.
- Dzwoń do Lydii.- tak zrobiłam. Przyjaciółka wyjaśniła mi co wraz z Kirą odkryły, a mianowicie, że Tracy wciąż śpi oraz zabija osoby, które jej pomagały, w tym mamę Lydii, która jest na komisariacie.
- Muszę jechać na komisariat.- powiedziałam do siebie.
- Jak? Po pierwsze nie masz auta, a po drugie samej cię nie puszczę.- zaznaczył Stiles, gdy do kliniki wbiegł Theo.
- Co tu robisz?- spytałam widząc nastolatka.
- Szukałem Scotta. Z resztą zadzwoniła do mnie Lydia z prośbą o wsparcie.
- Musimy jechać na komisariat.- wyjaśniłam mu szybko, a ten kiwnął głową na znak, że rozumie.
- Dojedziemy do was.- rzucił Scott, a my wyszliśmy z kliniki. Po kilku minutach byliśmy na komisariacie. Ledwo weszliśmy, gdy zobaczyłam leżąca na ziemi Lydie, która widocznie oberwała od Tracy. Kira uciskała jej ranę, która bardzo krwawiła. Na środku podłogi leżał odcięty ogon kanimy.
- Lydia!- krzyknęłam, a dziewczyna popatrzyła na mnie resztkami sił.
- Idzie do piwnicy. Malia za nią pobiegła.- odezwała się Kira. Theo szybko ukląkł przy Lydii, zdjął pasek i zacisnął go na jej ranie, tworząc tym samym ucisk.
- Tasha, chodź.- rzucił Theo ciągnąc mnie wgłąb komisariatu. Zeszliśmy po schodach, jednak zamiast walki zobaczyliśmy Tracy leżąca na ziemi, z której ust wylała się srebrna ciecz. Obok niej klęczała Malia.
- To nie ja.- wyjaśniła szybko.- Zjawili się trzej mężczyźni w maskach...- mówiła przyjęta i widocznie przerażona tym widokiem.- Coś jej wstrzyknęli.
Na górze dało się słyszeć jadąca karetkę.
- Lydia.- szepnęłam i wybiegłam z piwnicy. Gdy weszłam na parter komisariatu zobaczyłam lekarzy, którzy właśnie zajmowali się moją przyjaciółką. Obok niej stała jej mama, która była przerażona stanem córki. Dopiero teraz zobaczyłam, że szeryf również jest ranny, jednak lekarz zdarzył go opatrzeć. Patrzyłam jak zabierają moją przyjaciółkę, która wciąż krwawi. Po chwili poczułam czyjąś rękę na ramieniu. To był Theo. Obróciłam się do niego, a chłopak mnie przytulił.
- Będzie dobrze. Zobaczysz.
Chwilę potem zjawili się chłopaki i weterynarz, którzy widocznie odzyskali władze w ciałach. Po wyjaśnieniu całej sytuacji ruszyliśmy do szpitala, a po drodze Malia jeszcze raz wyjaśniła co stało się w piwnicy. Na miejscu mama Scotta uspokoiła nas mówiąc, że Lydia z tego wyjdzie.
- Pas uciskowy uratował jej życie.- dodała, a ja spojrzałam wdzięcznie na Theo, który nie wyglądał na dumnego.
- Zrobiłem co musiałem.
- Zaraz zacznie się operacja Lydii. Powiedzcie czy jest coś nadprzyrodzonego, co muszę wiedzieć?- spytała kobieta.
- Dostała ogonem Tracy.- odpowiedziała Kira.
- Ok.- rzuciła pielęgniarka i poszła na operację. Po kilku minutach pojawił się Liam.
- Słuchajcie w lesie znaleźliśmy dziurę, ale to nie jest zwykła dziura. Podejrzewamy, że Tracy została pochowana.
- To jakiś rytuał?- spytała Kira.
- Pewnie ma to związek z tymi ludźmi w maskach.- wtrąciła się Malia.- Może to oni robią na nich eksperymenty.
- To układa się w całość.- odezwał się Stiles.
- Jest jeszcze coś.- Liam.- Tych dziur jest więcej.
Wszyscy się rozeszliśmy mając w głowie informacje od Liama. Ja wraz ze Stilesem wróciłam do mojego domu. Ojciec był w pracy, a mama zrobiła nam kolacje.
- Myślisz, że ktoś miesza gatunki istot nadprzyrodzonych?- odezwałam się.
- Na to wygląda. Pytanie brzmi kim są reszta ich eksperymentów. Mogą być wszędzie.- powiedział, a ja postanowiłam podjąć trudny temat.
- Dlatego śledziłeś Theo?
- Skąd...skąd wiesz?
- Bo mi powiedział.
- Kiedy?
- Wczoraj.- rzuciłam bez zastanowienia, a po minie chłopaka widziałam, że to był błąd.
- Widziałem.
- Odpowiesz? Dlaczego?
- Bo mu nie ufam.
- A mi?
- Ty też nie powinnaś mu ufać.
- Uratował Lydie. Zrobił to, żeby odwrócić naszą uwagę?
- Może.- odpowiedział, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- Co się z tobą dzieje?
- A z tobą? Manipuluje tobą, a ty tego nie widzisz.
- Nie, to ty szukasz czego kolwiek, żeby się go pozbyć. Najpierw ten podpis, a teraz to. Mam tego dość Stiles. Kocham cię, ale nie możesz go tak traktować...
- Coś was łączy?
- Co?- spytałam zdziwiona.
- Pytam, czy coś was łączy?
- Wiesz co? Wyjdź. Nie będę słuchać jak znów mnie oskarżasz.
- Nie oskarżam cię. Chce tylko znać prawdę.
- Mówię ci prawdę.
- Widzę jak na ciebie patrzy. Kocha cię.
- I co z tego? Nie kocham jego tylko ciebie idioto, ale skoro to ci nie wystarcza...mam dość kłótni z tobą. Mam dość.- wyznałam, a Stiles mnie objął.
- Dlatego my wciąż się kłócimy?- spytał.
- Może potrzebujemy przerwy? Żeby pewne rzeczy przemyśleć.
- Może masz rację.- westchnął, a następnie wstał.
- Stiles, kocham cię. Tylko ciebie.
- Wiem, Nat. Przepraszam cię.- rzucił i pocałował mnie w czoło. Gdy wyszedł poczułam, że coś jest nie tak między nami. I to moja wina. Muszę skończyć sprawę z Theo, inaczej nigdy nie będzie między nami tak, jak dawniej.

Remember I love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz