W środku nocy zadzwonił po nas Scott z prośbą o pomoc. Bastia zaatakowała kolejne osoby, a następnie skierowała się do szpitala. Pojechaliśmy więc błękitnym jeepem do Beacon Memorial. Dzięki szybkiej interwencji policji oraz lekarzy pacjenci zostali ewakuowani. Gdy tam weszliśmy panował totalny chaos. Papiery, szafki i krew, wszędzie była krew.
- Boże oby to była krew bestii.- wyszeptałam idąc wraz z przyjaciółmi i szeryfem w stronę windy. Wtedy na korytarzu rozległ się ryk.
- Jest na czwartym piętrze.- oznajmił Scott biegnąc do windy, a my razem z nim. Gdy zatrzymaliśmy się na odpowiednim piętrze i drzwi się rozsunęły zobaczyliśmy ogromne zniszczenia spowodowane ogniem. W powietrzu było czuć spaleniznę, a na korytarzu panowała totalna cisza. Szliśmy za alfą w stronę rogu, za którym mogła czaić się Bastia. Scott chciał wyjrzeć za sąsiadami korytarz, gdy przed nim przeleciał palący się mężczyzna uderzając w końcu w ścianę. To był Parish. Był trochę ranny, a jego oczy świeciły na pomarańczowo. Po chwili jego płomienie w oczach zgasły, a policjant ciężko oddychał. Podeszłam wraz z szeryfem do niego.
- Co tu się stało?- spytał Stilinski, jednak ten był zszokowany i nie był w stanie odpowiedzieć.- Parish!
- Patrzcie.- powiedział za naszymi plecami Scott wskazując na podłogę, na której były krwawe ślady bestii. Podeszłam wraz z przyjaciółmi do tych śladów, które ze szponiastych zmieniały się w odbicia butów.
Po kilku minutach siedzieliśmy w jeepie jadąc w stronę kliniki, gdzie wezwał nas Deaton. Siedziałam z tyłu przysłuchując się rozmowie chłopaków.
- Czyli musimy znaleźć nastolatka, który ma krew na butach.- stwierdził Stiles.
- Na trampkach. Tak myślę.- dodał jego przyjaciel, po czym zapanowała cisza.
- Scott?- odezwałam się ku zdumieniu tej dwójki.- Powinieneś o czymś wiedzieć.
- A mianowicie?
- Theo coś wie. Ma Deucaliona i szpony harpia.
- Jakiego harpia?- spytał mój chłopak.
- Tej, która chciała zabić Scotta. Może powinnam wrócić do Theo i czegoś więcej się dowiedzieć.
- To już się nie wachasz między stadami?- spytał z lekkim żalem w głosie.
- Ja popieram ten pomysł.- odezwał się mój chłopak, za co byłam mu wdzięczna.
- Żartujesz?
- Nie. Wybada sytuację.
- Nie będzie działać na dwa fronty.
- Jestem tu, więc nie mówcie o mnie jakby mnie tu nie było.- rzuciłam z wyrzutami.
- Dobrze. Nie będziesz działać na dwa fronty.- powiedział Scott oglądając się na mnie.
- Nie działam na...- zaczęłam, ale zrozumiałam, że ma trochę racji.- Znaczy się działam, ale w dobrym celu.
- Niby jakim?- spytał lekko zdenerwowany już alfa.
- A takim, żeby wspólnie pozbyć się tej bestii i doktorów. A czemu na dwa fronty? To proste. Sami się z Theo nie dogadacie więc jestem waszym...pośrednikiem.
- W tym, że on nie wie, że my wiemy co on wie.
- Na razie.- stwierdziłam.- Zobaczysz, że jeśli połączymy siły to będzie nam łatwiej.
- Nie podoba mi się ten pomysł.- powiedział Scott patrząc teraz w okno. Po chwili ciszy odezwał się mój chłopak.
- Zwykłe dziękuję wystarczy.- rzucił w stronę przyjaciela jednocześnie patrząc na mnie przez lusterko. Uśmiechnęłam się do niego czując sarkazm w jego tonie, który tak uwielbiam.
- Przepraszam. Po prostu stresuje się tą całą akcją w Eichen i nie ufam Theo. Przypomnę, że chciał mnie zabić. Z resztą prawie mi się udało. Nie chce żebyś się narażała...
- Daj spokój Scott.- przerwałam mu.- Dobrze wiesz, że nawet gdybyś mi zabronił to będę wam pomagać.
- Dlaczego nam?- spytał z wyrzutami.- Jeszcze wczoraj wahała się między nami, a nimi. Co się zmieniło?
- Zrozumiałam, że jesteście moją rodziną. Mogę na was polegać i w ogóle. Theo też mi pomaga. Dlatego nie mogę wybrać między wami, a nimi bo...nie ma ich i nas. Jesteśmy wszyscy po tej samej stronie.- stwierdziłam.
- Czy tylko ja uważam, że od kiedy stałaś się chimerą zaczynasz się wymądrzać?- spytał Stilesa.
- Na maksa.- dodał Scott, po czym zaczęli się śmiać.- A tak serio to masz rację. Powinniśmy się trzymać razem.- powiedział z uśmiechem, po czym zatrzymaliśmy się przed kliniką. Czułam satysfakcję wynikającą z naszej rozmowy. W końcu wyrzuciłam z siebie to, co od wczoraj trzymałam w sobie.W środku czekał już na nas doktor Deaton z teczką pełną zdjęć, które jak podejrzewałam miały jakieś znaczenie w sprawie bestii...do czasu, aż je wyciągnął.
- Te zdjęcia nie powinny powstać, ale powstały i myślę, że powinniście je zobaczyć.- stwierdził mężczyzna otwierając teczkę. Wyłożył kolejno zdjęcia na stole lekarskim, a my gapiliśmy się na nie z niedowierzaniem. Przedstawiały one ludzi z nadprzyrodzonymi mocami, u których w głowach znajdowała się dziura. Zdjęcia były drastyczne i bardzo przerażające.
- Czy to...- zaczął Scott.
- Tak, przedstawiają trepanacje na terenie ośrodka Eichen jeszcze gdy doktor Valack był głównym przełożonym.- wyjaśnił nam. Wzięłam jedno z nich do ręki. Była na nim kobieta, która chyba krzyczała.- Banshee.- powiedział Deaton zanim zdarzyłam spytać.- Umarła krzycząc.- dodał, a ja wyobraziłam sobie, że to Lydia. Nagle poczułam napływ emocji oraz wczorajszego posiłku. Zdążyłam tylko dobiec do śmietnika, gdy zawartość mojego żołądka wyszedł na zewnątrz. Podszedł do mnie mój chłopak widocznie zdziwony moją reakcją.
- W porządku?- spytał przytrzymując mi włosy.
- Tak. Po prostu zrobiło mi się niedobrze.- wyjaśniłam wracając do stołu.- Czy coś takiego zrobią też Lydii?
- Obawiam się, że tak.- odpowiedział Deaton.
- Dlaczego to robią? To ma związek z mocą osób nadprzyrodzonych?- spytał mój chłopak.
- Owszem. Valack odkrył, że trepanacja zwiększa moc wilkołaków, banshee i reszcie.
- Jeśli zrobi to Lydii, czy ona umrze?- spytał teraz Scott.
- Lydia sama w sobie jest bardzo silna, więc jeśli zwiększy jej moc będzie słyszała wszystkie krzyki umierających. To będzie jak przeciek w reaktorze jądrowym. Jej umierający krzyk zabije tysiące osób.
- Co możemy zrobić?- odezwał się znów mój chłopak.
- Jak najszybciej ją odbić. Jeśli wykonają na niej trepanację to...będzie za późno.- stwierdził Deaton, a ja znów spojrzałam na zdjęcie krzyczącej banshee.
- Uratujemy ją.- pocieszył mnie Scott, jednak ja wiedziałam, że może być już za późno.Na dobranoc kolejny rozdziałek♥️♥️♥️
CZYTASZ
Remember I love You | Stiles
Wilkołaki- (...) Pamiętaj, że cię kocham. - Ja ciebie też kocham, Stiles.- powiedziałam, a po jego policzku również spłynęła łza. Pocałował delikatnie moją dłoń, spojrzał na mnie i chwilę potem zniknął w mroku auta. Zaczęłam płakać, wciąż powtarzając jego sł...