Staliśmy chwilę planując możliwą ucieczkę. Liam udał się do zamkniętych w celi wilkołaków, a do nas wrócił szeryf.
- Odejdą?- spytałam, choć sama w to nie wierzyłam.
- Dali nam czas do północy. Mamy oddać im tą dwójkę, bo ci zabili jej ludzi.- wyjaśnił załamany szeryf.
- A jeśli nie to...- urwałam bo jego mina mówiła wszystko.- Szlag.
- To co robimy?- spytał Scott.
- Musimy się bronić.- stwierdził Parish. Policjanci oraz wilkołaki zablokowali wszystkie wejścia biurkami oraz przygotowali potrzebną broń w razie konieczności obrony.
- Może powinniśmy wezwać pomoc z zewnątrz?- spytała Lydia, ale parish szybko zaprzeczył.
- Każda pomoc z zewnątrz może nam zaszkodzić. Na razie mamy nad nimi przewagę, że nie wiedzą, że tu jesteście.
- Nie wiedzą?- spytałam zdziwona.- Możemy to jakoś wykorzystać?
- Pewnie tak. Ale potrzebujemy dobrego planu, który nie dojdzie do masakry.- stwierdził słusznie. Nagle światło w budynku zgasło i zapanowała ciemność. Słyszałam krzyki policjantów, którzy najwidoczniej zaczęli panikować. Mijały kolejne minuty. Siedziałam przy Lydii za jakimś biurkiem chowając się przed możliwymi ostrzałami.
- Chciałam jechać do Wirginii.- odezwałam się chcąc rozluźnić atmosferę.- Chciałam powiedzieć Stilesowi o dziecku. Dlaczego to wszystko tak wpływa na nasze życie? Normalnie cieszyłam bym się z ciąży, a teraz boję się, że przez to wszystko mogę nie dożyć jutra.
- Nie mów tak. Scott coś wymyśli.
- Wiesz, ostatnio przestałam śnić.- wyjaśniłam.- Ten sen zniknął kilka dni temu. Gdy usłyszałam słowa pani McCall, że jestem w ciąży od razu przypomniałam sobie o tej wizji.
- Myślisz, że ten sen coś znaczy?
- Nie wiem, ale jak na razie się spełnia.
- Skoro tak, to...ktoś umrze?- spytała niepewnie.
- I obawiam się, że wiem kto.- rzuciłam patrząc na zdjęcie mojego chłopaka.
- Nie myśl o tym. Teraz musisz coś wymyśleć, żeby się stąd wydostać.
- Ja?- spytałam zdziwona.
- Zazwyczaj to Stiles coś wymyślał, ale skoro go nie ma to ty musisz coś wymyśleć.- wyjaśniła, na co ja się zastanowiłam. Juz miałam pewną myśl, gdy coś wybuchło i komisariat stanął w dymie. Wszyscy zaczęli głośno kaszleć, a gdy dym zaczął znikać podbiegliśmy do Parisha i szeryfa.
- Natasza, Lydia...Nic wam nie jest?- pytał szeryf.
- Nie. Jak widać północ wybiła - powiedziała przyjaciółka.
- Nie wybiła.- stwierdziłam patrząc na ekran telefonu.- Granat został rzucony przez kogoś stąd.
- Czyli mamy szpiega.- wyjaśnił szeryf. Po chwili usłyszeliśmy krzyk policjantki. Ruszyliśmy w jej stronę. W pokoju, w którym ta się znajdowała jeden z policjantów się powiesił. Parish i szeryf chcieli go odciąć, ale ja ich powstrzymałam.
- Już mu nie pomożemy.- stwierdziłam. Nagle kobieta wyjęła broń i strzeliła sobie w głowę. Wraz z Lydią krzyknęłyśmy.
- Boją się. Wariują i się zabijają.- powiedziała patrząc na ciała. Szeryf podszedł do mnie i odciągnął mnie na bok.
- Musicie uciekać.- wyszeptał.
- Nie zostawię pana. Stiles by mnie udusił.- wyjaśniłam patrząc mu prosto w oczy.- Wiem, że to zły moment, ale będzie pan dziadkiem.- rzuciłam, na co ten się cofnął.- Musi pan żyć... musimy wszyscy przeżyć.
- Stiles wie?- spytał, gdy usłyszeliśmy kolejny strzał.
- Jeszcze nie wie.
- Jeśli będzie gorąco to trzymaj się mnie, dobrze?- spytał widocznie przyjęty.
- Dobrze.- uśmiechnęłam się dodając mu otuchy. Do pomieszczenia wbiegł Scott i Liam.
- To coś tu jest.- rzuciła Lydia.- To coś, co sprawia, że ludzie się nas boją.
- Co zrobimy?- spytał Liam patrząc na alfę.
- Mam pomysł.- wypaliłam patrząc na martwe ciała.- Łowcy chcą ich żywych czy martwych?- spytałam, a wszyscy zrozumieli do czego zmierzam. Szeryf strzelił dwa razu symulując zabicie wilkołaków. Zapakowaliśmy ciała policjantów do worków, a następnie Parish i Stylinski wyciągnęli je na zewnątrz. Stałam przy oknie w strachu, że ci nam nie uwierzą.
- Uwierzyli?- spytałam Scotta, który słuchał rozmowę.
- Nie. Chcą zobaczyć ich tatuaże.
- Cholera.- rzuciłam zaciskając dłonie na parapecie. Widziałam, jak szeryf łapie za broń w pasie. Już chciał atakować, gdy pojawił się ojciec Scotta ze swoimi ludźmi.
- Co jest?- spytał Scott widząc ojca. Nagle cała trójka (szeryf, Parish i Rafael) wróciła do środka. Podeszliśmy do nich chcąc dowiedzieć się więcej.
- Musicie wyjechać z Beacon Hills.- wyjaśnił nam agent McCall.- To jedyne wyjście, żeby uniknąć ofiar.
- Jak to wyjechać?- spytałam zszokowana.
- To jedyne wyjście...
- Nie możemy. To nic nie da. Ludzie i tak będą się zabijać.- tłumaczyła banshee.
- Dobrze.- rzucił scott.- Wyjedziemy.
- Co? Ale Scott...- mówiłam, aż ten obrócił się do mnie i rzucił mi jednoznaczne spojrzenie. Nagle poczułam, że ten wcisnął coś do kieszeni w mojej bluzie.
- Musimy.
Wyszliśmy z komisariatu pod ochroną FBI i każdy ruszył do swojego domu. Dopiero, gdy znalazłam się w swoim pokoju wyciągnęłam z kieszeni karteczkę. Pisało na niej: W KLINICE. Uśmiechnęłam się pod nosem wiedząc, że ten się nie podda. Spakowałam swoje rzeczy i bez słowa wyszłam z domu. Na stole zostawiłam kartkę, w której opisałam sytuację oraz stwierdziłam, że oficjalnie wyjechałam z miasta. Liczyłam, że Theo domyśli się, że to ściema.Gdy weszłam do kliniki zobaczyłam całe stado zgromadzone wokół stołu Deatona.
- Masz plan prawda?- spytam.
- Zawsze mam plan b.- stwierdził, na co na się uśmiechnęłam.Minęło kilka dni. Wszyscy uwierzyli, że wyjechaliśmy, choć nasi bliscy znali prawdę. Planowaliśmy sprawdzić bazę łowców, ale do tego potrzebowaliśmy mieć pewność, że ci nas nie nakryją. Theo, Liam i Mason mieli odciągnąć ich od Beacon Hills udając, że idą z prowiantem do naszej nowe kryjówki. W rzeczywistości ja, Lydia, Malia i Scott byliśmy w tunelach przed ich bazą z bronią. Wraz z nami był też Argent, który miał nas osłaniać i wprowadzić potrzebne hasła.
- To zły plan.- stwierdził mężczyzna.
- Jedyny jaki mamy.
- Mamy tylko 10 minut zanim łowcy nas znajdą. Odwołajmy go.
- Nie możemy. Wilkołaki Satomi zniknęły i nie możemy ich odnaleźć. Musimy tam wejść, bo Gerard cały czas jest krok przed nami.- wyjaśnił Scott.
- I wciąż mamy 10 minut.- dodała optymistycznie Malia. Wraz ze Scottem weszli do bazy, a my czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Zmartwiona napisałam do Theo z pytaniem odnośnie ich postępów w misji. Ten odpowiedział:
,,Ten dupek złamał mi nos. Trzy razy. Że też muszę pracować z Liamem." Na te słowa zaśmiałam się i odpisałam, żeby się trzymali. Aby nie stać na widoku weszliśmy do pokoju z kamerami. Dzięki temu mogliśmy kontrolować akcje alfy i kojota oraz pilnować, by nikt im nie przeszkodził.
CZYTASZ
Remember I love You | Stiles
Người sói- (...) Pamiętaj, że cię kocham. - Ja ciebie też kocham, Stiles.- powiedziałam, a po jego policzku również spłynęła łza. Pocałował delikatnie moją dłoń, spojrzał na mnie i chwilę potem zniknął w mroku auta. Zaczęłam płakać, wciąż powtarzając jego sł...