112.

1K 64 10
                                    

Staliśmy chwilę planując możliwą ucieczkę. Liam udał się do zamkniętych w celi wilkołaków, a do nas wrócił szeryf.
- Odejdą?- spytałam, choć sama w to nie wierzyłam.
- Dali nam czas do północy. Mamy oddać im tą dwójkę, bo ci zabili jej ludzi.- wyjaśnił załamany szeryf.
- A jeśli nie to...- urwałam bo jego mina mówiła wszystko.- Szlag.
- To co robimy?- spytał Scott.
- Musimy się bronić.- stwierdził Parish. Policjanci oraz wilkołaki zablokowali wszystkie wejścia biurkami oraz przygotowali potrzebną broń w razie konieczności obrony.
- Może powinniśmy wezwać pomoc z zewnątrz?- spytała Lydia, ale parish szybko zaprzeczył.
- Każda pomoc z zewnątrz może nam zaszkodzić. Na razie mamy nad nimi przewagę, że nie wiedzą, że tu jesteście.
- Nie wiedzą?- spytałam zdziwona.- Możemy to jakoś wykorzystać?
- Pewnie tak. Ale potrzebujemy dobrego planu, który nie dojdzie do masakry.- stwierdził słusznie. Nagle światło w budynku zgasło i zapanowała ciemność. Słyszałam krzyki policjantów, którzy najwidoczniej zaczęli panikować. Mijały kolejne minuty. Siedziałam przy Lydii za jakimś biurkiem chowając się przed możliwymi ostrzałami.
- Chciałam jechać do Wirginii.- odezwałam się chcąc rozluźnić atmosferę.- Chciałam powiedzieć Stilesowi o dziecku. Dlaczego to wszystko tak wpływa na nasze życie? Normalnie cieszyłam bym się z ciąży, a teraz boję się, że przez to wszystko mogę nie dożyć jutra.
- Nie mów tak. Scott coś wymyśli.
- Wiesz, ostatnio przestałam śnić.- wyjaśniłam.- Ten sen zniknął kilka dni temu. Gdy usłyszałam słowa pani McCall, że jestem w ciąży od razu przypomniałam sobie o tej wizji.
- Myślisz, że ten sen coś znaczy?
- Nie wiem, ale jak na razie się spełnia.
- Skoro tak, to...ktoś umrze?- spytała niepewnie.
- I obawiam się, że wiem kto.- rzuciłam patrząc na zdjęcie mojego chłopaka.
- Nie myśl o tym. Teraz musisz coś wymyśleć, żeby się stąd wydostać.
- Ja?- spytałam zdziwona.
- Zazwyczaj to Stiles coś wymyślał, ale skoro go nie ma to ty musisz coś wymyśleć.- wyjaśniła, na co ja się zastanowiłam. Juz miałam pewną myśl, gdy coś wybuchło i komisariat stanął w dymie. Wszyscy zaczęli głośno kaszleć, a gdy dym zaczął znikać podbiegliśmy do Parisha i szeryfa.
- Natasza, Lydia...Nic wam nie jest?- pytał szeryf.
- Nie. Jak widać północ wybiła - powiedziała przyjaciółka.
- Nie wybiła.- stwierdziłam patrząc na ekran telefonu.- Granat został rzucony przez kogoś stąd.
- Czyli mamy szpiega.- wyjaśnił szeryf. Po chwili usłyszeliśmy krzyk policjantki. Ruszyliśmy w jej stronę. W pokoju, w którym ta się znajdowała jeden z policjantów się powiesił. Parish i szeryf chcieli go odciąć, ale ja ich powstrzymałam.
- Już mu nie pomożemy.- stwierdziłam. Nagle kobieta wyjęła broń i strzeliła sobie w głowę. Wraz z Lydią krzyknęłyśmy.
- Boją się. Wariują i się zabijają.- powiedziała patrząc na ciała. Szeryf podszedł do mnie i odciągnął mnie na bok.
- Musicie uciekać.- wyszeptał.
- Nie zostawię pana. Stiles by mnie udusił.- wyjaśniłam patrząc mu prosto w oczy.- Wiem, że to zły moment, ale będzie pan dziadkiem.- rzuciłam, na co ten się cofnął.- Musi pan żyć... musimy wszyscy przeżyć.
- Stiles wie?- spytał, gdy usłyszeliśmy kolejny strzał.
- Jeszcze nie wie.
- Jeśli będzie gorąco to trzymaj się mnie, dobrze?- spytał widocznie przyjęty.
- Dobrze.- uśmiechnęłam się dodając mu otuchy. Do pomieszczenia wbiegł Scott i Liam.
- To coś tu jest.- rzuciła Lydia.- To coś, co sprawia, że ludzie się nas boją.
- Co zrobimy?- spytał Liam patrząc na alfę.
- Mam pomysł.- wypaliłam patrząc na martwe ciała.- Łowcy chcą ich żywych czy martwych?- spytałam, a wszyscy zrozumieli do czego zmierzam. Szeryf strzelił dwa razu symulując zabicie wilkołaków. Zapakowaliśmy ciała policjantów do worków, a następnie Parish i Stylinski wyciągnęli je na zewnątrz. Stałam przy oknie w strachu, że ci nam nie uwierzą.
- Uwierzyli?- spytałam Scotta, który słuchał rozmowę.
- Nie. Chcą zobaczyć ich tatuaże.
- Cholera.- rzuciłam zaciskając dłonie na parapecie. Widziałam, jak szeryf łapie za broń w pasie. Już chciał atakować, gdy pojawił się ojciec Scotta ze swoimi ludźmi.
- Co jest?- spytał Scott widząc ojca. Nagle cała trójka (szeryf, Parish i Rafael) wróciła do środka. Podeszliśmy do nich chcąc dowiedzieć się więcej.
- Musicie wyjechać z Beacon Hills.- wyjaśnił nam agent McCall.- To jedyne wyjście, żeby uniknąć ofiar.
- Jak to wyjechać?- spytałam zszokowana.
- To jedyne wyjście...
- Nie możemy. To nic nie da. Ludzie i tak będą się zabijać.- tłumaczyła banshee.
- Dobrze.- rzucił scott.- Wyjedziemy.
- Co? Ale Scott...- mówiłam, aż ten obrócił się do mnie i rzucił mi jednoznaczne spojrzenie. Nagle poczułam, że ten wcisnął coś do kieszeni w mojej bluzie.
- Musimy.
Wyszliśmy z komisariatu pod ochroną FBI i każdy ruszył do swojego domu. Dopiero, gdy znalazłam się w swoim pokoju wyciągnęłam z kieszeni karteczkę. Pisało na niej: W KLINICE. Uśmiechnęłam się pod nosem wiedząc, że ten się nie podda. Spakowałam swoje rzeczy i bez słowa wyszłam z domu. Na stole zostawiłam kartkę, w której opisałam sytuację oraz stwierdziłam, że oficjalnie wyjechałam z miasta. Liczyłam, że Theo domyśli się, że to ściema.

Gdy weszłam do kliniki zobaczyłam całe stado zgromadzone wokół stołu Deatona.
- Masz plan prawda?- spytam.
- Zawsze mam plan b.- stwierdził, na co na się uśmiechnęłam.

Minęło kilka dni. Wszyscy uwierzyli, że wyjechaliśmy, choć nasi bliscy znali prawdę. Planowaliśmy sprawdzić bazę łowców, ale do tego potrzebowaliśmy mieć pewność, że ci nas nie nakryją. Theo, Liam i Mason mieli odciągnąć ich od Beacon Hills udając, że idą z prowiantem do naszej nowe kryjówki. W rzeczywistości ja, Lydia, Malia i Scott byliśmy w tunelach przed ich bazą z bronią. Wraz z nami był też Argent, który miał nas osłaniać i wprowadzić potrzebne hasła.
- To zły plan.- stwierdził mężczyzna.
- Jedyny jaki mamy.
- Mamy tylko 10 minut zanim łowcy nas znajdą. Odwołajmy go.
- Nie możemy. Wilkołaki Satomi zniknęły i nie możemy ich odnaleźć. Musimy tam wejść, bo Gerard cały czas jest krok przed nami.- wyjaśnił Scott.
- I wciąż mamy 10 minut.- dodała optymistycznie Malia. Wraz ze Scottem weszli do bazy, a my czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Zmartwiona napisałam do Theo z pytaniem odnośnie ich postępów w misji. Ten odpowiedział:
,,Ten dupek złamał mi nos. Trzy razy. Że też muszę pracować z Liamem." Na te słowa zaśmiałam się i odpisałam, żeby się trzymali. Aby nie stać na widoku weszliśmy do pokoju z kamerami. Dzięki temu mogliśmy kontrolować akcje alfy i kojota oraz pilnować, by nikt im nie przeszkodził.


Remember I love You | StilesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz