~8~

3K 157 7
                                        


Leżałam na pryczy wpatrując się w sufit. Nie pamiętałam nic z tego dnia, jedynie moment wejścia na sale treningową aby się rozgrzać. Dlaczego uruchomili u Bucky'ego Zimowego Żołnierza? Zaatakowano nas? Po paru godzinach bezsensownego rozmyślania do mojej celi weszło 4 żołnierzy oznajmiając, że Strucker chce mnie widzieć. Jeszcze tego brakowało. Weszłam niepewnie do gabinetu tego idioty, który w tamtym momencie przeglądał jakieś dokumenty. Nawet na mnie nie patrząc wskazał dłonią krzesło przed sobą. Usiadłam niechętnie czekając na to co się stanie.
- Co pamiętasz z dzisiejszego dnia?- zapytał oschle.
- Niewiele- odpowiedziałam niepewnie.- Tylko moment wejścia na sale treningową... chyba rano. Potem moment gdy Bucky chciał mnie zabić.
Kurwa. Powiedziałam Bucky przy Struckerze. Jest źle, bardzo źle.
- Jak go nazwałaś?- wycedził mężczyzna podnosząc na mnie wzrok.
Nie odpowiedziałam. Zawiesiłam na nim przerażone spojrzenie wbijając paznokcie wewnątrz swoich dłoni.
- Mam nadzieje, że nie próbowałaś mu nic przypominać- warknął Strucker wstając powoli od biurka.- Komisja jest zadowolona z twoich postępów, jednakże za dużo gadasz. Musisz się w końcu nauczyć dyscypliny. Zabrać ją!
Podeszli do mnie ci sami żołnierze co mnie tutaj przyprowadzili, zapięli w kajdanki i zawlekli do nieznanej mi wcześniej sali.
- G-gdzie jesteśmy?- zająknęłam się widząc ogromne pomieszczenie z metalowym fotelem na środku. Naokoło owego fotela stało mnóstwo maszyn, z których wystawały kable.
- Niedługo się przekonasz- odpowiedział mi żołnierz trzymający dziwną, czerwoną książeczkę z czarną gwiazdą. Coś mi to przypomina... ta książka. Znam ją... myśl, myśl! Nagle do sali wpadł Bucky trzymany przez kilku agentów. Posadzili go na tym dziwnym fotelu przypinając metalowymi obręczami. Spojrzałam na przyjaciela starając się zrozumieć co się właśnie dzieje. Odpowiedział mi pojedynczą łzą płynącą po policzku. Nigdy nie widziałam go płaczącego... jest bardzo źle. Muszę nas stąd wydostać. Zaczęłam się nerwowo rozglądać po sali w poszukiwaniu jakiejś broni. Niestety jedyna dostępna wisiała przypięta do pilnujących nas żołnierzy. Coraz bardziej zestresowana zacisnęłam pięści rozrywając swoje kajdanki. Po uwolnieniu nadgarstków od razu podbiegłam do Bucky'ego próbując go uwolnić z metalowego krzesła.
- To nic nie da- szepnął lekko się uśmiechając.
- Nie poddam się tak łatwo- sapnęłam dalej siłując się z metalem. O dziwo pilnujący nas agenci nie ruszyli się z miejsca. Nie próbowali mnie zatrzymywać, jakby wiedzieli, że i tak mi się nie uda.
- To wibranium, najtwardszy metal na Ziemi- wyjaśnił Bucky.- Dlatego moja ręka jest w stanie odbijać pociski. Nic nie złamie tak twardego materiału.
- Co się tutaj w ogóle dzieje, czemu tu jesteś!- krzyknęłam czując jak ogarnia mnie bezradność.
- Pewnie wyczyszczą mi pamięć- westchnął Bucky.- Przepraszam cię. Wiem, że jestem tchórzem, bo nie walczę. Po prostu nie mam już sił, ale ty się nie poddawaj. Nie pozwól im się pokonać.
Moje oczy napełniły się łzami. Wtuliłam się w klatkę piersiową Bucky'ego, obejmując jego szerokie ramiona. Po chwili poczułam jak ktoś mnie od niego odciąga. Chwyciłam mocniej Zimowego, nie mogłam znów go stracić. Był moją jedyną nadzieją, jedynym przyjacielem.
- Dość tego!- usłyszałam krzyk Struckera. Puściłam Bucky'ego i spojrzałam wściekła na mężczyznę, który się do mnie zbliżał.
- Co mu zrobicie?- zapytałam cicho.
- Zaraz zobaczysz. Może to cię nauczy posłuszeństwa. Jeszcze raz zobaczę jak robisz coś wbrew zasadom, to skończysz jak on!- warknął Strucker przeszywając mnie wzrokiem.
Poczułam jak moje dłonie zaciskają się w pięści. Wbiłam lodowate spojrzenie w Struckera i posłałam w kierunku otaczających go agentów narzędzia lekarskie, leżące na stole za mną. Pięciu mężczyzn upadło na ziemie poprzeszywani nożyczkami i skalpelami. Moim kolejnym ruchem było uwolnienie Bucky'ego. Nie odwracając wzroku od zszokowanego Struckera, rozwaliłam na drobne części trzymające mojego przyjaciela metalowe kajdany. Po kryjomu ćwiczyłam umiejętność telekinezy, która niestety kosztowała mnie wiele energii. Tym bardziej teraz, gdy rozwaliłam najtwardszy istniejący materiał. Poczułam jak moje nogi się uginają, a świat zaczyna wirować. Na szczęście przed upadkiem powstrzymały mnie silne ręce Bucky'ego. Chwyciłam je, ledwo utrzymując równowagę. Adrenalina nie pozwalała mi zemdleć. Puściłam dłonie Zimowego stając naprzeciwko wbiegających do pomieszczenia żołnierzy. Strucker powoli się wycofał, jak największy tchórz. Resztką sił utworzyłam pole ochronne naokoło siebie, skutecznie odbijając pociski agentów. Gdy strzały ucichły rozwaliłam powłokę, która powaliła otaczających nas żołnierzy.
- Nieźle- zaśmiał się Bucky.
- Dzięki- odpowiedziałam z krzywym uśmiechem i chwyciłam go za zdrową rękę.- Spieprzajmy stąd.
Biegliśmy przez korytarze szukając jakiegoś wyjścia. Co jakiś czas słyszeliśmy strzały bądź spotykaliśmy spacerujących agentów. Każdy z nich skończył martwy. Kierowała mną nadzieja, czułam, że mam szanse na wolność. Bucky biegł kawałek za mną pilnując aby żaden pokonany agent nie podniósł się i nas nie zastrzelił. Nagle w całym budynku rozległo się wycie syren alarmowych.
- Skurwysyn włączył alarm!- warknął Bucky uderzając jednego z atakujących nas Hydrowców.
- Co z tego?!- zapytałam ledwo przekrzykując syreny.
- Wszystkie wyjścia są zablokowane dodatkową zaporą antywłamaniową. Nie wiem czy uda nam się ją rozwalić- wyjaśnił w pośpiechu Bucky chwytając moją dłoń i biegnąc w kierunku mosiężnej bramy znajdującej się około 50 metrów przed nami. Zrównałam się z nim, podświetlając resztką sił swoje ręce.
- Ty zajmij się agentami, ja zajmę się drzwiami- krzyknęłam i puściłam jego dłoń. Podbiegłam do owych drzwi z całej siły w nie uderzając. Wygięły się lekko. Myśl, myśl! Jak ją otworzyć, jak otworzyć tę jebaną bramę! Skoncentrowałam całą uwagę na metalowych wrotach, tak samo jak wcześniej na kajdanach Bucky'ego. Wyobraziłam sobie, że pękają jak szkło. Zacisnęłam powieki i wyprostowałam przed sobą świecące dłonie. Czułam jak każdy milimetr drzwi się rusza pod ciężarem mojej energii. Wrzasnęłam wyrzucając z siebie całą zgromadzoną siłę. Ogromne drzwi rozpadły się z hukiem na drobne części. Otworzyłam oczy widząc przed sobą śnieżne wzgórza. Przez chwile ich blask mnie oślepił lecz szybko oprzytomniałam odwracając się za siebie. Bucky właśnie walczył z dwoma agentami. Zobaczyłam jak z jego ramienia i łydki sączy się krew.
- Bucky!- wrzasnęłam pokazując dziurę, zamiast której przed chwilą stały mosiężne drzwi.
Mężczyzna szybko spojrzał w kierunku mojego głosu i wtedy jeden z agentów uderzył go pustym pistoletem w głowę. Zimowy upadł na ziemie nieprzytomny.
- Nie!- krzyknęłam biegnąc w jego kierunku. Nieświadomie powaliłam niebieskim promieniem biegnących na mnie agentów.
- Bucky? Bucky słyszysz mnie?- pytałam nieprzytomnego przyjaciela potrząsając jego korpusem.- Błagam cię obudź się! Musimy uciekać!
Na szczęście oddychał, więc w tym momencie miałam tylko dwa wyjścia. Zostawić go tu i uciekać albo zostać razem z nim rezygnując z upragnionej wolności. Wrzasnęłam sfrustrowana powodując tym samym lekki wstrząs całej bazy. Kawałki tynku odpadły z sufitu pod wpływem wydzielanej przeze mnie energii. Spojrzałam ostatni raz na Bucky'ego, po czym ruszyłam wgłąb bazy w celu znalezienia jakiejś apteczki. Korytarze świeciły pustkami co ułatwiło mi zadanie. Po paru minutach dotarłam do laboratorium. Wyważyłam drzwi wpadając do środka. Rozejrzałam się szybko próbując znaleźć potencjalną kryjówkę apteczki. Otwierałam po kolei każde drzwiczki i każdą szafkę aż w końcu natknęłam się na upragniony przedmiot. Chwyciłam dużą torbę i zajrzałam do środka. Były tam bandaże, gaziki, woda utleniona i inne potrzebne przedmioty. Zamknęłam apteczkę i wybiegłam z pomieszczenia. Na szczęście dość szybko znalazłam ogromną dziurę prowadzącą na wolność. Podbiegłam do dalej nieprzytomnego Bucky'ego i opatrzyłam mu widoczne rany. Skupiona na pracy nieświadomie utworzyłam wokół nas błękitną barierę.
- Bucky błagam cię, obudź się!- sapnęłam wyczerpana potrząsając jego ciałem. Po chwili jego powieki się uchyliły. Spojrzał na mnie zdezorientowany łapiąc się za bolącą głowę.
- C-co się dzieje?- zapytał zachrypnięty.
- Musimy uciekać zanim Strucker zawoła backup- oznajmiłam stanowczym tonem chwytając dłonie zdezorientowanego mężczyzny. Z moją pomocą wstał i ruszył chwiejnym krokiem w stronę ogromnej dziury.
- Stać!- usłyszałam wrzask Struckera.
Odwróciłam głowę w jego kierunku dostrzegając jak wyciąga broń.
- Uważaj!- krzyknęłam do Bucky'ego, który automatycznie padł na ziemie unikając śmiertelnego pocisku.
- Uciekaj!- wrzasnęłam do przyjaciela wytrącając z rąk Struckera pistolet.
- Bez ciebie nie idę!- odpowiedział stanowczo Bucky.
- Powiedziałam UCIEKAJ!- powtórzyłam polecenie popychając go za pomocą mocy w stronę wolności.
- Ale...
- Biegnij!
- Wrócę po ciebie.
- Ani mi się waż!
Po moich ostatnich słowach Bucky wybiegł z bazy kierując się do lasu obok śnieżnych pagórków, a ja utworzyłam przed sobą ogromną tarczę uniemożliwiając komukolwiek wyjście. Patrzyłam na oddalającą się sylwetkę, a na moich ustach zawitał lekki uśmiech. On bardziej zasługiwał na wolność, już wystarczająco tutaj wycierpiał. Poczułam ból przeszywający moje ciało pod wpływem wstrzykniętej mi substancji. Upadłam na ziemie odwracając głowę w kierunku wściekłego Struckera i nieznajomego doktora. Przy akompaniamencie poleceń po rosyjsku, zemdlałam.

PERFECT SOLDIEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz