~23~

1.7K 101 2
                                        

  Minęło pare dni, a ja dalej siedzę w tej klatce. Oczywiście, zgodnie z obietnicą nie dają mi jeść, jedynie co jakiś czas dostaje kubek wody. Rany już się zagoiły, tworząc grube blizny, które pewnie zostaną ze mną do końca życia. Nagle drzwi od celi otworzyły się z hukiem. Zerwałam się siadając na pryczy po czym ujrzałam 5 sylwetek stojących w wejściu. Nie miałam skąd czerpać sił, byłam wygłodzona, podświetliłam tylko ostrzegawczo dłonie. Trójka mężczyzn weszła do środka. Chwycili mnie za ręce i podnieśli do pozycji stojącej. Zakręciło mi się w głowie, cały ciężar oparłam na niezwykle silnych ramionach. Zaprowadzili mnie do dużej, betonowej sali. Na środku stała klatka, oddzielona od reszty pomieszczenia metalową siatką. Naokoło owej klatki stał Strucker i kilkunastu żołnierzy. Spojrzałam za siebie orientując się, że zaprowadzili mnie tutaj Zimowi Żołnierze. Wzdrygnęłam się przerażona wyrywając ręce z ich uścisku.
- Dajcie jej chleb, musi mieć siłę, bo inaczej ją zabiją- polecił Strucker wpatrując się w moją bladą twarz. Jak to nie mnie zabiją?! Co tu się do cholery dzieje! Po chwili dostałam dwie kromki chleba, które zjadłam powoli, robiąc chwilowe przerwy między kęsami. Cały czas czujnie rozglądałam się po otaczających mnie agentach. Gdy skończyłam jeść, zauważyłam, że Zimowi weszli już do klatki. Przeniosłam wzrok na Struckera, który machnął na mnie ręką, żebym dołączyła do reszty. Weszłam niepewnie do środka, a agenci zamknęli drzwi. Przede mną stało czterech mężczyzn i jedna kobieta, wszyscy mieli ten sam wyprany z emocji wzrok. Przełknęłam głośno ślinę automatycznie podświetlając dłonie. Byłam przerażona. Nagle jeden z mężczyzn rzucił się w moją stronę, chcąc powalić mnie na ziemie. Na szczęście odbił się od niebieskiej powłoki, która mimowolnie pojawiła się naokoło mnie. Zimowi spojrzeli po sobie, trochę jakby komunikowali się bez słów. Wtem wszyscy razem jak roboty, przenieśli na mnie wściekły wzrok. Czułam jak uchodzi ze mnie cała zgromadzona energia, tak samo jak pare dni temu w trakcie misji. Jak oni to robią?! Pomyślałam zdenerwowana, koncentrując się na swoich gasnących dłoniach. Na wszelki wypadek stanęłam gotowa do obrony, nie wiedziałam czy mają w planach mnie zabić czy nie. Ciężko mi było wyczuć ich emocje, utworzyli silną blokadę. Przeniosłam wzrok na zbliżającą się kobietę, skupiłam uwagę na jej oczach. Próbowałam dostrzec jakiekolwiek ludzkie odczucia... nic. Westchnęłam zirytowana kopiąc kobietę w brzuch. Reszta mężczyzn czekała cierpliwie na swoją kolej. Blondyna podniosła się z ziemi i zaatakowała mnie z prawej strony. Ciężko mi było nadążyć za jej ruchami, była niezwykle zwinna i celna. Zdziwił mnie fakt, że już nie atakowali wszyscy naraz, tylko po kolei. Zmęczona i znudzona walką z kobietą, chwyciłam jej rękę i ugryzłam skutecznie ją dezorientując. Wykorzystując moment nieuwagi podcięłam jej kolana przewracając ją tym samym na ziemie i owinęłam nogi wokół jej głowy. Przeniosłam wzrok na Struckera, który doskonale wiedział, że jestem w stanie skręcić jej kark. W odpowiedzi pokręcił lekko głową w prawo i lewo, dając mi do zrozumienia, że chce ją żywą. Nie miałam ochoty słuchać jego poleceń, ale jaki miałam wybór? Puściłam kobietę, wytarłam krwawiącą wargę i stanęłam w bezpiecznej odległości od reszty Zimowych. Wtedy zaatakował mężczyzna stojący pod ścianą, obok kaszlącej blondyny. Był tak samo zwinny jak ona, a dodatkowo silniejszy. Czułam, że bez mocy nie mam z nim szans. Był podobnych gabarytów co Steve Rogers, a ja tylko drobną nastolatką. Skoncentrowałam się na swoich dłoniach aby skumulować w nich energię. Coś skutecznie mnie przed tym powstrzymywało. Spojrzałam na resztę Zimowych Żołnierzy, którzy dalej wpatrywali się we mnie skupieni. Tak naprawdę atakowali mnie wszyscy naraz. Wkurwiona kopnęłam z całej siły atakującego mnie mężczyznę w krocze i odsunęłam się pod same drzwi.
- Skoro każesz mi walczyć z 5 osobami, to niech przynajmniej walka będzie fair!- krzyknęłam patrząc na Struckera. W odpowiedzi obdarzył mnie chytrym uśmiechem wskazując palcem na coś obok mnie. Odwróciłam głowę i dostałam z całej siły w twarz. Znokautowany przeze mnie żołnierz jednak nie odpuścił. Chwycił mnie za szyje i podniósł przygwożdżając do metalowej siatki. Machałam nogami wyrywając się z żelaznego uścisku. Czułam jak powietrze uchodzi mi z płuc, a krew napływa do mózgu. Chwyciłam dłonie mężczyzny, które zaciskały się na mojej szyi, próbując je od siebie odsunąć. Poczułam przypływ energii, zaczynałam panikować. Nagle z mojego ciała wydostała się ogromna, niebieska kula, rzucając wszystkimi o ściany. Upadłam na ziemie, gdyż trzymający mnie jeszcze przed chwilą mężczyzna, leżał na ziemi z rozwaloną czaszką. Usiadłam masując się po krtani i pokasłując. Wtedy zorientowałam się, że wszyscy są martwi.
- O mój Boże- szepnęłam łapiąc się za usta. Wstałam z ziemi i podeszłam do jednego z Zimowych Żołnierzy, który leżał pod ścianą. Ukucnęłam obok bruneta delikatnie przykładając dwa palce do jego szyi. Brak pulsu.
- O kurwa- przeklęłam wstając i łapiąc się za głowę. Klatka była zamknięta, więc rozwaliłam kłódkę wyważający tym samym drzwi, co narobiło bardzo dużo hałasu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, próbując  zorientować się, czy ktokolwiek zareagował na głośny trzask. Wtem dotarła do mnie fala strachu. Zacisnęłam pięści odwracając się w stronę źródła owych emocji. Ruszyłam powoli w stronę leżącego na ziemi Struckera. Utworzyłam powłokę naokoło siebie, gdyby miał w planach mnie zastrzelić. Ukucnęłam metr od mężczyzny przyglądając się jego twarzy. Miał zamknięte oczy... niezbyt naturalna rzecz biorąc pod uwagę okoliczności „zgonu".
- Wiem, że żyjesz skurwysynie- syknęłam stając nad mężczyzną. Zero reakcji.
- Sam tego chciałeś- oznajmiłam kopiąc go z całej siły w żebra. Zawył z bólu łapiąc się za bolące kości. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Jeśli nie chcesz umrzeć, powiedz mi gdzie masz biuro- powiedziałam wyjmując jednemu leżących żołnierzy broń. Nie odpowiedział.
- Powiedz mi gdzie jest twoje biuro i jaki jest kod- syknęłam celując mu prosto w głowę.
- Wiem, że i tak mnie zabijesz- warknął mężczyzna dalej trzymając się za prawe żebra.
- Nie będę się powtarzać- oznajmiłam spokojnym tonem przeładowując pistolet.
- Dobrze, dobrze już mówię- oznajmił zestresowany Strucker dyskretnie sięgając po coś leżącego za nim. Chyba naprawdę myślał, że nie zauważę jak podnosi swój pistolet.
- Zostaw to- warknęłam.- I tak byś mnie tym nie zabił.
- C-co?- spanikował mężczyzna zatrzymując dłoń w miejscu. Strzeliłam ostrzegawczo tuż obok jego ręki.
- Gabinet i kod- syknęłam tracąc cierpliwość.
- Na końcu korytarza C-15, kod to 4545- odpowiedział na jednym wdechu.
- Chujowe hasło- skomentowałam strzelając prosto w jego piszczel.- Zaraz wracam- dodałam kierując się do drzwi, słysząc za sobą krzyki mężczyzny. Po paru minutach dotarłam do gabinetu. Rozejrzałam się po korytarzu chcąc upewnić się, że ma tu żadnych żołnierzy. Wpisałam kod i otworzyłam mosiężne drzwi.
W środku było mnóstwo różnych pudeł i teczek. Szukałam czegokolwiek przydatnego dla TARCZY albo Avengers. Na biurku leżała teczka z czerwoną pieczątką. Podeszłam do niej i otworzyłam na pierwszej stronie. W środku znajdowały się zdjęcia Zimowych Żołnierzy z czasów, zanim Hydra zrobiła z nich maszyny do zabijania. Rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając jakiegoś plecaka. W rogu stała podniszczona, czarna, sportowa torba. Podniosłam ją i położyłam na fotelu przy biurku. W środku było kilka pistoletów i naboi. Włożyłam tam teczkę z danymi Zimowych i pare innych z pieczątkami TARCZY. Rozejrzałam się po półkach, aż w końcu rzuciła mi się w oczy teczka grubsza od innych. Wyjęłam ją ze stosu i otworzyłam na pierwszej stronie. „James Buchanan Barnes, a'ka Zimowy Żołnierz. 156 ukończonych misji. 3 w toku." Nie wiem kiedy nauczyłam się odczytywać cyrylicę... nigdy nawet nie próbowałam. Przewertowałam zawartość teczki, której 90% to były raporty z misji. Nagle natknęłam się na naderwane strony. Ktoś pozbył się połowy dwóch kartek, zostawiajac tylko nagłówki. Misja z 16 grudnia 1991... Dziwne, po co ktokolwiek by miał pozbywać się zawartości ściśle tajnego raportu. Zamknęłam i schowałam teczkę do torby. Poszperałam jeszcze chwile aż natknęłam się na akta obiektu 48. Zawahałam się przez chwile widząc swoje imię i nazwisko oraz stare, legitymacyjne zdjęcie. Schowałam szybko teczkę do torby bojąc się co mogę odkryć w środku. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzałam na nie zestresowana czekając aż ktoś z zewnątrz się odezwie.
- Ofitser, vy tam? (oficerze, jesteś tam?)- rozległo się pytanie. Przerażona rozejrzałam się po gabinecie zastanawiając się co zrobić.
- Ofitser?- dopytał mężczyzna, czekając na jakąś reakcje. Zamarłam wpatrując się w drzwi. Po chwili usłyszałam kroki, chyba odszedł. Odetchnęłam z ulgą zakładając torbę na ramie. Musiałam znaleźć jakieś pożywienie i picie na drogę, skoro moim planem była ucieczka. Jak już będę bezpieczna skontaktuje się z Wandą. Z tą myślą opuściłam gabinet, otoczona niebieską barierą.

PERFECT SOLDIEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz