~28~

1.6K 94 2
                                        

Wylądowaliśmy na skraju nowojorskiego lasu, przy sporym wzniesieniu. Pewnie TARCZA już zdążyła nas zauważyć i wyjechać ze swojej bazy. Założyłam torbę z raportami na ramię i opuściłam odrzutowiec. Za mną ruszyła zestresowana reszta.
- Jaka jest wasza decyzja?- spytałam patrząc na panoramę miasta oddaloną o pare kilometrów od wzgórza.
- Alex, nie każ nam wybierać- powiedział zrezygnowany Steve.
- A jaki ja mam wybór?- prychnęłam odwracając się do mężczyzny.- Nie mam zamiaru uciekać przez resztę życia jak jakiś przestępca. Jeśli Stark i Romanoff nie kłamali, to pomogą mi udowodnić moją niewinność. Wy nie zrobiliście jeszcze nic złego. Jeśli teraz uciekniecie, nikt niepożądany nie będzie wiedział, że mi pomogliście.
- Obiecałem sobie, że więcej cię nie zostawię- szepnął Bucky podchodząc bliżej.- Wiem, że mnie teraz nienawidzisz i nie mogę nic z tym zrobić, ale nie pozwolę ci się oddać w ich ręce. Nie zostawię cię samej- zapewnił patrząc mi w oczy. Poczułam mocne ukłucie w klatce piersiowej. Zalewało mnie poczucie winy. Nie wiedziałam czy należało do mnie czy do mężczyzny przede mną. Byłam na niego wściekła za coś, na co nie miał wpływu, wiedziałam, że jakby mógł to cofnął by czas. Zrzuciłam torbę z ramienia i wtuliłam się w szatyna. Zacisnęłam dłonie na jego plecach wypłakując cały zgromadzony żal. Po chwili zawahania odwzajemnił gest, obejmując moje trzęsące się ciało. Otarłam wierzchem dłoni mokre policzki i odsunęłam się od mężczyzny.
- Wybaczam ci- szepnęłam wpatrując się w jego błękitne tęczówki. Uśmiechnął się lekko, a w jego oczach mignęła iskra nadziei. Przytulił mnie raz jeszcze, emanując czystą radością.
- To jaki mamy plan?- zapytał po chwili Sam.
- Przepraszam was, ale nie mogę z wami pójść- odpowiedziałam odsuwając się od Bucky'ego.- Ale wy idźcie, naprawdę. Poradzę sobie. Zaraz będzie tu TARCZA, musieli nas zauważyć i wysłać szwadron agentów.
- Masz racje, nie zrobiliśmy nic złego- zauważyła Wanda.- Jasne, ukradliśmy im odrzutowiec i przywieźliśmy nim ciebie, ale nie pomagamy ci w ucieczce. Wręcz ułatwiamy im robotę przywożąc cię pod sam Nowy Jork.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- zdziwił się Bucky.
- Jeśli faktycznie nas tu znajdą, to będziemy udawać, że mamy zamiar ją wydać- wyjaśniła Wanda z uśmiechem. Nagle do moich uszu doszedł szelest krzaków. Odwróciłam głowę w stronę dźwięku, lecz nic nie zauważyłam.
- Oby twój plan się sprawdził, bo już tu są- szepnął Sam rozglądając się wokoło.
- Stać! Ręce do góry!- rozległ się męski krzyk. Podnieśliśmy dłonie zgodnie z poleceniem, a z krzaków wybiegło kilkunastu, uzbrojonych agentów.
- Alex Winehouse, jesteś aresztowana pod zarzutem brania udziału w ataku terrorystycznym. A wy, zostajecie zatrzymani za pomoc poszukiwanej przestępczyni- powiedział mężczyzna w kominiarce.
- Jakbyście nie zauważyli przywieźliśmy ją pod wasz nos. Skąd pomysł, że z nią współpracujemy- zdziwiła się Wanda.
- To znaczy, przecież...- zająknął się agent opuszczając lekko broń.- Po prostu pojedźcie z nami- polecił podchodząc aby zakuć mnie w kajdanki.
- Czy to konieczne?- spytałam czując metal na nadgarstkach.
- Cóż, w związku z kalibrem twojego czynu, to naprawdę niewiele- warknął mężczyzna prowadząc mnie wgłąb lasu.
- Ale wiecie, że jestem niewinna, prawda?- zapytałam zerkając na idącego za mną Steve'a.
- Porozmawiamy na miejscu- uciął dyskusje drugi agent. Wsiadłam do dużego, czarnego vana gdzie w środku stała dziwna, szklana klatka z krzesłem.
- Co to jest?- spytałam wchodząc do pojazdu.
- Dla bezpieczeństwa- odparł jeden z mężczyzn otwierając drzwi małego pomieszczenia. Usiadłam na krześle, a mężczyzna przypiął mi nadgarstki i kostki metalowymi obręczami. Do tego dopiął mnie metalowymi pasami za klatkę piersiową i zamknął drzwi szklanego pokoiku. Westchnęłam cicho rozglądając się po pojeździe. Przede mną, przy ścianach siedziało 8 uzbrojonych agentów i pies gończy.
Po około 20 minutach jazdy, drzwi od czarnego vana otworzyły się, a agenci zaczęli wychodzić. Po chwili dwójka z nich wróciła bez broni, aby wyjąć klatkę ze mną w środku. Patrzyłam rozbawiona, jak dwóch mężczyzn siłuje się ze szklanym pomieszczeniem. W końcu udało im się przenieść klatkę na kółka. Zawieziono mnie do dużego, betonowego pokoju z małym biurkiem. Postawili mnie przodem do wejścia i kazali mi czekać na kogoś, kto mnie przesłucha. Siedziałam w ciemnościach oczekując na gościa, mając cichą nadzieje, że będzie to Tony albo Natasha. Niestety, po paru minutach do hali wszedł obcy, niski, schludnie ubrany mężczyzna z teczką. Bez słowa zapalił światło i usiadł przy biurku oddalonym ode mnie o paręnaście metrów. Po chwili wyjął z teczki notes oraz długopis i zaczął coś sobie zapisywać, co jakiś czas na mnie zerkając. Czekałam w niezręcznej ciszy, aż w końcu zada mi jakieś pytanie. Nagle w całym budynku rozległ się alarm. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, które wypełniły migające, czerwone światła.
- Co się dzieje?- zapytałam zestresowana.
- Nie martw się tym, teraz mamy czas, żeby porozmawiać- odpowiedział mężczyzna kładąc teczkę na biurku. W jego dłoni pojawiła się znajoma, czerwona książka z czarną gwiazdą.
- Nie...- szepnęłam przerażona.- Kim ty jesteś?!- syknęłam zaciskając pięści.
- Napewno nie wrogiem- zaśmiał się mężczyzna podchodząc bliżej.- Rozluźnij się, oni myślą, że jestem stąd. Jeśli teraz uciekniesz, zamkną cię z powrotem i znów się spotkamy- powiedział spokojnym głosem otwierając książkę i świecąc sobie latarką na tekst.
- zhelaniye- odczytał pierwsze słowo analizując moją reakcje. Poczułam jak moje mięśnie się spinają.
- rzhavyy
- Przestań- syknęłam zaciskając powieki.
- semnadtsat
- Błagam cię, przestań!- krzyknęłam czując ogromny ból w czaszce.
- rassvet
Zacisnęłam pięści i wyrwałam ręce z obręczy. Z każdym kolejnym słowem, ogarniała mnie większa pustka. Uwolniłam kostki oraz korpus i walnęłam z całej siły w szybę, na której pojawiło się lekkie pęknięcie. Uderzyłam drugi raz, a gruba tafla szkła pokruszyła się na drobne kawałeczki. Wyszłam z klatki i stanęłam na baczność gotowa na rozkaz czytającego.
- Soldat? (żołnierzu?)- zapytał niepewnie mężczyzna.
- Gotov k zakazam (gotowa na rozkaz)- odpowiedziałam beznamiętnie.
- ubit' Dzheymsa Barnsa i vsekh, kto popadayet na vashem puti (zabij Jamesa Barnesa i każdego, kto stanie ci na drodze)- wydał rozkaz zamykając książkę. Zacisnęłam pięści tworząc naokoło siebie błękitną barierę i ruszyłam w kierunku mosiężnych drzwi wyrywając je z futryn. Wyszłam na korytarz starając się zauważyć cokolwiek poprzez migające światła alarmowe. Skierowałam się na klatkę ewakuacyjną, chcąc wyjść z budynku. Znalazłam się na podwórku między wieżowcami. Na dworze siedzieli ludzie popijając kawę i rozmawiając ze znajomymi. Na mój widok wszyscy zerwali się z ławek i zaczęli uciekać w różnych kierunkach. Przeanalizowałam przestrzeń szukając Barnesa.
- Alex, wszystko dobrze?- usłyszałam pytanie zadane przez znajomego mężczyznę. Odwróciłam się w jego stronę próbując przypomnieć sobie kim jest.
- Co ty tu robisz? Co się dzieje?- wypytywał próbując odwrócić moją uwagę od jego ręki, na której zaczęła pojawiać się zbroja. Chwyciłam go za nadgarstek, wygięłam przez co znalazł się tyłem do mnie i kopnęłam w kręgosłup. Upadł na ziemie klikając coś na ręce, na której zatrzymała się zbroja. Podniosłam go stojąc w bezpiecznej odległości i rzuciłam nim o betonowy słup. Ruszyłam w poszukiwaniu mojego celu zostawiając rannego mężczyznę za sobą.
- Alex, stój!- krzyknęła rudowłosa kobieta z oddali. Zerknęłam na nią widząc jak mierzy do mnie z pistoletu. Wytrąciłam jej broń z ręki i popchnęłam na pobliską ścianę. Nie miałam czasu, aby podchodzić bliżej i przyglądać się jej twarzy. Z budynku TARCZY wybiegło kilku agentów, znajomy mężczyzna z tarczą i mój cel. Zacisnęłam pięści i rzuciłam agentami o ściany. Na ziemi został tylko James.
- Alex wszystko jest okej, możesz przestać- próbował uspokoić mnie Barnes.
- Zamknij się- warknęłam przewracając mężczyznę na ziemie. Kątem oka zauważyłam, biegnącego w moją stronę wysokiego blondyna. Wyrwałam mu tarcze z rąk chwytając ją zwinnie, po czym rzuciłam mężczyzną o beton obok leżącego Barnesa. Podeszłam do nich chcąc sprawdzić czy żyją. Wtedy ten co miał tarcze, kopnął w otaczającą mnie barierę odwracając uwagę od szatyna. Uniosłam blondyna pare metrów nad ziemie i rzuciłam nim o ścianę, koło której stała rudowłosa, obolała kobieta.
Przeniosłam uwagę na Jamesa, który zdążył wstać i odsunąć się na bezpieczną odległość. Odrzuciłam tarcze w bok, skumulowałam całą energię, uniosłam się w powietrzu i podleciałam do swojego celu chwytając dłońmi, jego szyje. Przywarłam go do ściany budynku, pare metrów nad ziemią zaciskając palce na jego czerwonej szyi. Mężczyzna nie był w stanie się bronić, jego ręce odbijały się od niebieskiej powłoki naokoło mnie. Nagle poczułam jak ktoś odciąga mnie od Jamesa i rzuca do tyłu. Zatrzymałam się paręnaście metrów od Barnesa widząc jak pomaga mu brązowowłosa kobieta ze świecącymi na czerwono dłońmi. Zdenerwowana zawróciłam podlatując do kobiety i lądując pare metrów od niej. Chwyciłam jej korpus niebieskim światłem chcąc rzucić nią o beton, lecz ona rozwaliła trzymającą ją energię i przewróciła mnie na ziemie.
Warknęłam zrywając się z betonu jednocześnie zaciskając pięści. Kobieta nie dawała za wygraną, ruszyła w moją stronę podświetlając swoje dłonie na czerwono.
- Alex, nie chce z tobą walczyć- krzyknęła.- Proszę cię, przestań to robić. Znasz mnie, nazywam się Wanda Ma...
Nie dokończyła, gdyż uniosłam ją w powietrze i rzuciłam nią o ziemie. Udało jej się zatrzymać pare centymetrów nad chodnikiem unikając śmiertelnego upadku. Opuściła się bezpiecznie siadając na podłożu.
- Nazywasz się Alex Winehouse, a ja to Wanda Maximoff!- krzyknęła brązowowłosa zaciskając mnie szczelnie czerwoną poświatą. Próbowałam wyrwać ciało z potrzasku, lecz kobieta była zbyt silna.
- Zostaw mnie- syknęłam przeszywając ją nienawistnym spojrzeniem.
- Alex, jest okej. Nie musisz tego robić. Nie wiem kto ci kazał, ale nie musisz go słuchać. Ty za siebie decydujesz Alex Winehouse.
- Zamknij się!- wrzasnęłam czując niemiłosierny ból w skroniach. Walczyłam ze sobą, próbowałam się wybudzić.
- Alex, wszystko jest okej. Nikt nie jest na ciebie zły- dołączył się Barnes stając obok Wandy.
- Nie kłam!- załkałam zaciskając pięści.
- Ja nigdy nie kłamie, znasz mnie. Przyjaźnimy się- odpowiedział mężczyzna podchodząc bliżej.
- Odsuń się, nie chce cię skrzywdzić!- krzyknęłam czując jak powoli odzyskuje kontrole nad własnym ciałem.
- Nie skrzywdzisz mnie, to przy tobie czuje się bezpieczny- zapewnił Barnes stając niecałe 2 metry ode mnie. Rozluźniłam ręce i nogi pozwalając sobie upaść na ziemie. Wanda puściła nacisk i podbiegła bliżej.
- Alex, wszystko dobrze?- zapytała kucając obok mnie.
- Nie wiem, co się stało? Dlaczego jestem na dworze?- spytałam rozglądając się po nieznanym otoczeniu.
- Jesteśmy obok bazy TARCZY, uciekłaś z sali przesłuchań- wyjaśniła Wanda analizując stan mojego ciała.
- Przed chwilą byłam w szklanej klatce- zdziwiłam się siadając powoli.
- Wiem, ale spróbuj sobie przypomnieć co się wydarzyło. Kto cię uruchomił?- dopytywał Bucky pomagając mi wstać.
- Co ci się stało?- przeraziłam się na widok krwawiącego przyjaciela.
- Nie martw się tym, skup się, kto ci kazał to zrobić- polecił Barnes wycierając krew nosa.
- To był mężczyzna- szepnęłam próbując utrzymać równowagę.- W środku był mężczyzna. To on miał książkę- przypomniałam sobie czując silny ból w głowie.
- Pamiętasz jakieś szczegóły w jego wyglądzie?- spytała Wanda obejmując mnie ramieniem.
- Niezbyt... był, był niski- szepnęłam próbując przywołać utracone wspomnienie.- Miał lekki zarost, bardzo wąskie usta... i teczkę. Był schludnie ubrany i miał teczkę, w której trzymał czerwoną książkę z czarną gwiazdą.
- Okej, porozmawiamy z Furym, może on będzie wiedział o kogo chodzi- zaproponowała Wanda prowadząc mnie do środka budynku.

PERFECT SOLDIEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz