~26~

1.7K 89 12
                                    

                           ALEX
  Udało mi się dotrzeć na rozległą polane pokrytą półmetrową warstwą śniegu. To tam rozmawiałam z Wandą. Straciłam poczucie czasu, nie miałam pojęcia ile godzin minęło od naszej rozmowy, a ile od mojej ucieczki z bazy. Na szczęście nikt z Hydry mnie nie znalazł, więc nie musiałam uciekać. Zjadłam już cały chleb i jabłko, mięso zostawiłam sobie na czarną godzinę. Pare minut temu obudziłam się z kilkugodzinnej  drzemki, było już ciemno. Na szczęście torba, w której trzymałam potrzebne rzeczy, była wodoodporna. Nie miałam siły skontaktować się z Wandą, liczyłam, że ona to zrobi zanim zamarznę. Od momentu rozmowy z kobietą nie używałam mocy, wolałam nie przyspieszać procesu utraty temperatury ciała. Księżyc świecił tuż nad moją głową, było po północy. Siedziałam w śniegu, który sięgał aż do połowy moich ugiętych nóg. Musiałam czymś zająć umysł, zaczęłam wypatrywać konstelacji. Duży wóz, mały wóz... albo może to nie jest mały wóz? Mamy listopad, więc gdzieś na niebie chowa się skorpion... nie mam bladego pojęcia jak skonstruować skorpiona za pomocą gwiazd. Może tamta gwiazda to jego kolec? Nie... to nie gwiazda. Co to jest... czy to leci w moją stronę? Zerwałam się na równe nogi wypatrując małej, czarnej kulki z czerwonym światełkiem, zbliżającej się do mojej sylwetki. Nagle pojawiła się druga. Co jest do cholery... Jedna z nich zeskanowała moje ciało czerwoną siatką.
- Alex Winehouse, temperatura ciała poniżej normy, osłabiona, około 4 godziny przed całkowitym wyczerpaniem, potrzebna pomoc lekarza- rozległ się mechaniczny głos.
- Co? Co to jest?!- krzyknęłam machając rękoma przed skanerem.
- Witaj, jestem dronem skonstruowanym przez pana Starka- odpowiedziały cztery maszyny naraz.
- Kuźwa bałam się, że jesteście od Hydry- odetchnęłam z ulgą siadając z powrotem na śniegu.- Wiecie, kiedy ktoś tu po mnie przyleci?
- Wysyłam współrzędne- oznajmiły  drony wzbijając się w powietrze.
- Dzięki za informacje- westchnęłam opierając dłonie na śniegu i podziwiając pojawiającą się zorze polarną. Zaletą syberyjskiego krajobrazu, był brak sztucznych świateł. Nigdy w życiu nie widziałam tak wielu gwiazd i tak pięknego widoku, jakim była szmaragdowa zorza. Oczywiście było strasznie zimno, cała się trzęsłam, ale wiedziałam, że nie wolno mi się na tym koncentrować. Moje myśli odpłynęły w syberyjską noc.

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

                        WANDA
-Wanda pobudka. Wanda. Wstawaj- usłyszałam głos Jamesa, który jednocześnie lekko potrząsał moim ramieniem.
- Mhm?- mruknęłam przecierając oczy.
- Za 20 minut przekroczymy granice Rosji. Może sprawdź jak u Alex?
- Już, już- jęknęłam przeciągając się. Nagle ekrany przy sterach odpaliły mapę Rosji i jeden, migający, czerwony punkcik.
- Co to jest?- zdziwił się Steve podchodząc do Sama, klikającego coś na ekranie.
- Tam jest Alex- odpowiedział Wilson powiększając obraz.- Polana przy lesie. Trzeba ustawić nawigację.
- Jak daleko od naszego położenia?- zapytałam również podchodząc.
- 1050 kilometrów- westchnął ustawiając trasę.- Autopilot nas tam zaprowadzi, pokazuje 2 godziny na prawie maksymalnej prędkości. Może zapytaj jej jak się trzyma?- zaproponował Sam odchylając się na fotelu pilota.
- Jasne- odparłam siadając z powrotem na swoje miejsce. Zamknęłam oczy szukając znajomej sylwetki w rozległej nicości. Alex, niedługo będziemy. Trzymaj się. Szepnęłam podchodząc do wpatrujące się w niebo dziewczyny. Przeniosła na mnie ledwo żywy wzrok uśmiechając się lekko. „Jak ja cię lubię Wanda" szepnęła przymykając oczy. Dobrze się czujesz? Alex... nie, nie zasypiaj. Słyszysz mnie? Alex! Podbiegłam do dziewczyny łapiąc ją za wiotkie ramiona. Po chwili rozwiała się i zniknęła.
- Nie!- krzyknęłam otwierając oczy.
- Co się stało?- przeraził się Barnes siadając obok mnie.
- Nie wiem... ona... ona chyba- jąkałam się czując łzy napływające do moich oczu.
- Sam, przyspiesz- polecił James podchodząc do bruneta.
- Nie da się- westchnął mężczyzna przecierając twarz.
- Wszystko się da, zrób coś!- krzyknął Barnes wskazując na stery.
- To sam coś zrób, lecimy najszybciej jak się da!- zdenerwował się Sam.
- Uspokójcie się!- przerwał im Steve.- Robimy co w naszej mocy. Uratujemy ją.
- Gówno prawda Rogers, to jest jebana Syberia, a ona jest tam w cienkim płaszczu- warknął James przeszywając Steve'a lodowatym spojrzeniem.
- Żyje, jest wyczerpana ale żyje- szepnęłam wpatrując się w swoje nogi.- Nie jestem w stanie się z nią skontaktować, bo straciła przytomność, ale czuje ją. Wiem, że jeszcze żyje.
- Za ile dolecimy?- spytał Steve.
- Za niecałe 2 godziny- westchnął Sam siadając z powrotem w fotelu pilota.
- Dasz radę być z nią na bieżąco?- zapytał Barnes siadając obok mnie.
- Staram się- odparłam z lekkim uśmiechem.

PERFECT SOLDIEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz