~9~

2.8K 145 12
                                    

Uchyliłam lekko powieki próbując przypomnieć sobie, co się wydarzyło. Omiotłam nieprzytomnym wzrokiem ciemne pomieszczenie. Znów przykuli mnie do tego fotela, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Po paru minutach do pokoju weszło kilku żołnierzy wraz ze znanym mi lekarzem. Żadne z nich nawet na mnie nie spojrzało. Moje ciało nie reagowało na impulsy jakie mu wysyłałam. Zirytowana owym faktem westchnęłam cicho.
- Wstrzyknęli ci środek uspokajający. Dlatego nie panujesz nad odruchami- wyjaśnił doktorek widząc moją walkę.
- Mhm- mruknęłam półprzytomnie przymykając lekko powieki. Wtem dołączył do nas Strucker i znienawidzony przeze mnie psychopata od czerwonej książeczki. Nie usłyszałam co dokładnie powiedzieli, ale domyśliłam się, że trzeba mnie przenieść do „sali przesłuchań". Dwóch agentów odpięło mnie od fotela, po czym chwycili pod pachy zmuszając mnie tym samym do wstania. Zachwiałam się lekko, opierając cały ciężar na trzymających mnie mężczyznach. Zawlekli mnie do mojego ulubionego pomieszczenia z łańuchami.
- Widzę, że naprawiliście swoją sale tortur- skomentowałam cicho będąc zakuwana w łańcuchy pod sufitem. Żołnierze zignorowali moją wypowiedź zaciskając na moich nadgarstkach zimne obręcze. Po chwili do pomieszczenia wszedł ten sam psychopata co poprzednio rozciął mi brzuch. Pomimo tego, że byłam przetrącona lekami zauważyłam widoczną bliznę na jego czole, której nabawił się po naszym ostatnim spotkaniu. Jakim cudem ten skurwiel jeszcze żyje...
- Zadam ci pare pytań, liczę na owocną współpracę- syknął w moją stronę mężczyzna wyciągając ulubiony nożyk.- Gdzie jest James Buchanan Barnes, znany ci jako Bucky?
- Nje wjem- odpowiedziałam czując jak plącze mi się język. Ledwo stałam na nogach, wręcz wisiałam na podpiętych rękach nie mogąc utrzymać równowagi.
- A ja sądzę, że wiesz- westchnął zirytowany psychol.- Gdzie. Jest. Barnes.
Gdzie jest Barnes. Gdzież on się podziewa? Przecież nie wiem, skąd bym miała to wiedzieć, gdzieś pewnie jest. Czy ja to mówię na głos, czy w myślach? Mocny cios w brzuch uzmysłowił mi, że owy dialog prowadziłam w swojej głowie.
- Mówię ci, że nje mam pojęcua- wysapałam.
- Zła odpowiedź- warknął mężczyzna wbijając mi zimne ostrze w przedramię. Zawyłam z bólu, nie do końca kojarząc co się dzieje. Nóż zrobił poziomą kreskę, potem skręcił robiąc trochę dłuższą po ukosie. Następnie kolejna pozioma i po ukosie w górę.
- Klepsydra- wycedził psychopata siadając na krześle naprzeciwko mnie. Czułam jak krew spływa po wewnętrznej stronie mojego przedramienia oraz talii ostatecznie skapując na betonową podłogę. Przez to, że moje ręce znajdowały się nad głową, rana mocno pulsowała. Podniszczona koszulka powoli nasiąkała osoczem.
- Planowaliście wspólną ucieczkę, co? Myśleliście, że będziecie żyć długo i szczęśliwie?- szydził żołnierz.- Znajdziemy Barnesa, usuniemy mu każde wspomnienie jakie ma, a potem każemy mu cię zabić.
Zaszklone od łez oczy zasłaniały mi widoczność. Poczułam jak ciepłe krople spływają po moich policzkach, kapiąc na podłogę i mieszając się z krwią. Potem był kolejny cios w brzuch, nos i głowę. Widziałam wszystko jak przez mgłę. Do moich ust dotarł metaliczny posmak krwi, pochodzący z prawdopodobnie złamanego nosa. Spuściłam głowę zawieszając wzrok na powiększającej się czerwonej kałuży pod moimi nogami.
- Nie będę o to pytał trzeci raz. Może faktycznie wasza ucieczka była spontaniczna i może faktycznie nie wiesz gdzie on się aktualnie znajduje- westchnął mężczyzna opierając głowę na dłoniach. Poczułam na sobie jego wzrok, chyba czekał na jakąś odpowiedź. Podniosłam głowę i spojrzałam nieprzytomnie w te wyprane z emocji oczy.
- Sama chcjiałabym wjedzieć gdzie jest- wycedziłam wypluwając krew.
- Weźcie ją stąd. Z tego co wiem niedługo czeka ją ważna misja. Musi się przygotować- oznajmił zrezygnowany psychol i opuścił pomieszczenie. Poczułam jak ktoś uwalnia moje nadgarstki i bierze mnie na ręce. Przez przymknięte oczy dostrzegłam tyko ułamek jego twarzy, którą i tak zasłaniała czarna maska. Wypatrzyłam jego oczy, stalowo-błękitne tęczówki. Wyglądały naprawdę znajomo. Po dłuższej chwili dotarliśmy do mojej celi, gdzie zostałam ułożona na pryczy. Odwróciłam lekko głowę w kierunku wychodzących żołnierzy w celu zidentyfikowania któregokolwiek z nich. Nie wiedziałam, czy to przez te leki czy naprawdę mignęła mi przed oczami metalowa dłoń, staranie okryta czarną rękawiczką bez palców.

~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

  Obudziłam się następnego dnia, gdyż leki przestały działać. Wreszcie byłam w stanie poprawnie funkcjonować. Podeszłam do pękniętego lustra w łazience, w celu przeanalizowania stanu ran, które mi zadano. Klepsydra na przedramieniu stwardniała tworząc strupy, a z nosa przestała lecieć krew. Muszę go sobie nastawić... chyba nie powinien być tak wygięty. Zacisnęłam powieki i przekręciłam z całej siły nos, ustawiając go w naturalniejszej pozycji. Upadłam na ziemie pod wpływem bólu, który na szczęście słabł dając mi do zrozumienia, że poprawnie go nastawiłam. Podniosłam się z zimnej podłogi i położyłam na pryczy. Pewnie ta metalowa ręka była tylko wytworem mojej zatrutej lekami wyobraźni. Bucky jest daleko stąd, to niemożliwe, że wrócił tutaj niezauważony. Po paru minutach do mojej celi wszedł doktor i paru agentów. Podniosłam się leniwie z pryczy stając naprzeciw lekarzyny.
- Widzę, że sama sobie poradziłaś z nosem- skomentował przyglądając się jeszcze niedawno złamanej części mojej twarzy.- Muszę cię zbadać, istnieje prawdopodobieństwo lekkiego wylewu wewnętrznego, a to nikomu nie służy.
- Rób co chcesz- rzuciłam obojętnie, siadając na łóżku.
  Lekarz przebadał każdą zranioną część mojego ciała, po czym stwierdził, że wszystko się „elegancko goi".
- Wyjdź- syknęłam po jego ostatnim komentarzu lekko podświetlając dłoń. Przerażony lekarz wręcz wybiegł z celi w towarzystwie równie przestraszonych żołnierzy. Wiedzą na co mnie stać. Gdy już zostałam sama wróciłam myślami do wczorajszego dnia i tajemniczych, stalowych tęczówek niosących mnie do celi.
  Po paru godzinach dołączył do mnie jeden z żołnierzy. Nigdy nie wchodzili do mojej celi bez powodu, tym bardziej nie w pojedynkę. Zerknęłam na mężczyznę, czekając na to, co zrobi. Po chwili kucnął obok mojej pryczy i zdjął maskę odsłaniając swoją twarz.
- Bucky- szepnęłam niedowierzając.
- Mamy mało czasu- odpowiedział półgłosem.- Nie mają pojęcia, że tu jestem. Wczoraj ukradłem jednemu z żołnierzy, którzy biegali po lesie szukając mnie, ubrania i potrzebne dokumenty. Zwłoki starannie ukryłem, więc nie ma opcji, że je znajdą.
- Ale dlaczego? Dlaczego nie uciekłeś?- zapytałam cicho przyglądając się jego twarzy.
- Nie mogłem ci tego zrobić...- zawahał się mężczyzna.- Ale mam plan. Poczekam aż wyzdrowiejesz po tym co ci zgotowały te skurwysyny. W trakcie następnej misji uciekniemy.
- Jakiej misji? O czym ty mówisz...
- Wiem tylko, że za dwa tygodnie planują dopaść Rogersa i Romanoff. Wiedzą o ich „tajnej" misji w Nowym Jorku, dlatego chcą ich wziąć z zaskoczenia zanim włamią się do tamtejszej bazy Hydry- wyjaśniał szybko Bucky co jakiś czas zerkając na drzwi.
- Wiesz, że jestem na ciebie zła?- szepnęłam mierząc go oceniających wzrokiem.- Miałeś uciec.
- Przepraszam... nie potrafiłem zostawić cię tutaj samej- przyznał skruszony Bucky.- Muszę iść zanim się skapną, że tu jestem. Do zobaczenia na misji.
- Do zobaczenia na misji- powtórzyłam odprowadzając go wzrokiem do wyjścia.

PERFECT SOLDIEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz