WANDA
Stanęłam pod drzwiami prowadzącymi do laboratorium. Ze środka dobiegał znajomy, zdenerwowany głos Natashy. Przystawiłam ucho do ściany aby lepiej słyszeć jej rozmowę, którą odbywała prawdopodobnie ze Starkiem.
- Też nie chce zostawiać jej tam na pewną śmierć, ale my nie możemy jej uratować, wiesz o tym- westchnęła zirytowana Natasha.
- Nie zostawimy jej tam, skontaktuje się z Furym, wyśle paru agentów. My nie będziemy mieć z tym nic wspólnego- zaproponował Tony.
- Problem w tym, że TARCZA ją aresztuje, czy tego chcemy czy nie- zauważyła Natasha opierając się o ścianę, do której przystawiałam ucho.
- Udowodnimy jej niewinność i ją wypuszczą. To jedyna, rozsądna opcja. Albo umrze albo ją aresztują- westchnął Stark podchodząc do drzwi. Odsunęłam od ściany czekając, czy któreś z nich opuści gabinet. Po chwili Tony wyszedł na korytarz szukając czegoś w telefonie. Nie zwrócił nawet na mnie uwagi, kierował się do sali konferencyjnej. Zaraz po nim, z pokoju wyszła Natasha.
- Co tu robisz?- spięła się na mój widok kobieta.
- Mieszkam- wzruszyłam ramionami omijając ją.
- Zaczekaj- westchnęła odwracając mnie do siebie.- Uwierz mi, chce jej pomóc, ale nie możemy. Nie wiem ile słyszałaś, ale Tony skontaktuje się z Furym i poprosi o pomoc. Uratują ją.- A potem wsadzą do ściśle tajnego więzienia i zabiją- krzyknęłam ze łzami w oczach.- Natasha, nie jestem idiotką. Rozumiem, że WY nie możecie jej uratować bo zaszkodzi to waszemu wizerunkowi „superbohaterów", ale ja i Bucky jesteśmy gotowi podjąć takie ryzyko.
- Wanda...- westchnęła kobieta.
- Co?- warknęłam zrzucając z ramienia jej dłoń.- Macie teraz problemy z wieloma państwami, wszyscy chcą was sprywatyzować, ale życie Alex jest dla mnie w tym momencie najważniejsze. Nie proszę cię o pomoc. Proszę cię o to, aby nikt się o niej nie dowiedział. Przywieziemy ją tu, ukryjemy i będziemy udawać, że pomagamy TARCZY w poszukiwaniach- wyjaśniłam swój plan widząc coraz większe niezadowolenie na twarzy Natashy.
- Wiem, że i tak tam polecicie czy się na to zgodzę czy nie, ale nie licz na to, że będziemy ją tu ukrywać. To nie jest jebany schron, w każdej chwili może tu wpaść Fury z agentami!- zdenerwowała się kobieta. Czułam jak krew gotuje mi się w żyłach. Nie odpowiedziałam, ruszyłam bez słowa do sali konferencyjnej aby przegadać wszystko z Rogersem i Starkiem. Wiedziałam, że Romanoff ruszyła za mną. Weszłyśmy do pomieszczenia, gdzie przy stole siedział Steve, James i Sam. We troje przenieśli na nas zestresowany wzrok, czekając na to co mamy do powiedzenia.
- Musimy ustalić plan działania- oznajmił Stark mijając mnie i Natashe w wejściu. Podskoczyłam przerażona nie spodziewając się głosu Tony'ego.
- Właśnie po to tu przyszłam- westchnęła rudowłosa siadając naprzeciwko Steve'a.
- Jak narazie ty i Natasha macie inne zdanie ode mnie, Steve'a i Jamesa- zauważyłam opierając się o ścianę i obrzucając Starka wściekłym spojrzeniem.
- I mnie- dodał Sam.- Też uważam, że nie możemy po nią wysłać byle kogo.
- Zrozumcie, że jeśli polecicie tam, przywieziecie ją i ukryjecie przed TARCZĄ, również staniecie się przestępcami- wyjaśnił Tony wyciągając telefon.- Wysłałem do niej drony zwiadowcze, niestety tylko one są w stanie dolecieć tak daleko i nie wyczerpać całej baterii. Przeskanują lasy w pobliżu bazy, znajdą ją, prześlą mi jej współrzędne i wtedy wyślemy tam TARCZE- dokończył wyświetlając na telewizorze 5 małych ekranów, ukazujących biało szare chmury.
- Nie pozwolę jej aresztować, za to czego nie zrobiła- syknął Bucky podnosząc na Tony'ego wściekły wzrok- Wole ukrywać się razem z nią, niż zamknąć ją samą w więzieniu.
- Tony, pozwól mi porozmawiać z Sharon. Załatwię helikopter i po nią polecę razem z Bucky'm, Wandą i Samem. Nie musicie się w to angażować- powiedział spokojnym tonem Steve analizując obraz z kamer lecących dronów.
- Jeśli to zrobicie, będziemy musieli was aresztować- westchnął Tony.- Droga wolna ale liczcie się z konsekwencjami. Za 4 godziny drony dolecą na Syberie, dowiemy się gdzie dokładnie jest i jak się trzyma. Zostawiam wam tu obraz z ich kamer.- oznajmił Stark zostawiając nam widok mijanych przez drony chmur. Po chwili w sali zostałam tylko ja i Barnes.
- Sprawdzisz jak się trzyma?- zapytał cicho mężczyzna.
- Spróbuje- odparłam siadając na krześle obok niego. Zamknęłam oczy starając się dotrzeć do znajomej, czarnej pustki. Ujrzałam w oddali skuloną sylwetkę. Ruszyłam powoli w jej stronę bojąc się co mogę ujrzeć.
Alex? Słyszysz mnie? Tu Wanda. Mówiłam zbliżając się do ledwo przytomnej dziewczyny. Po moich słowach podniosła głowę i zawiesiła na mnie nieprzytomny wzrok. „Wanda? Jesteś tu?" zapytała z nadzieją w głosie. Nie... rozmawiamy w twojej głowie. Niedługo ktoś po ciebie będzie. Postaraj się zostać tam, gdzie jesteś. Tony wysłał do ciebie drony, żeby sprawdzić twoje współrzędne i stan zdrowia. Wyjaśniłam kucając obok niej. Niedługo będzie po wszystkim. Szepnęłam obejmując ją ramieniem.
„Wiem, że kłamiesz..." załkała Alex chowając twarz w dłoniach. „Widzę, że kłamiesz, tylko dlaczego? Czy mam w ogóle jakiekolwiek szanse na przeżycie?!" Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Wpatrywałam się w jej czerwone od łez oczy i sine, zmarznięte usta. „Powiedz coś!" krzyknęła przeszywając mnie lodowatym spojrzeniem. Nie wiem kto po ciebie poleci, ale obiecuje ci, że tam nie umrzesz. Szepnęłam przytulając jej zimne ciało. Po chwili dziewczyna rozpłynęła się, a ja otworzyłam szeroko oczy.
- I co?- zapytał zestresowany James.
W odpowiedzi zaszkliły mi się oczy. Obiecałam jej, że tam nie umrze, a przecież nie mogłam być na sto procent pewna!
- Nie wiem... musimy polecieć tam teraz albo nigdy- szepnęłam zawieszając pusty wzrok na telewizorze.
- Drony będą tam za 4 godziny- westchnął Barnes opierając się na krześle.
- Nie mamy tyle czasu. Steve poszedł zadzwonić do Sharon, jak wszystko się uda wylecimy w przeciągu najbliższej godziny- oznajmiłam wstając od stołu.- W trakcie lotu będę się z nią kontaktować, żeby dowiedzieć się gdzie jest.
Wyszłam szybkim krokiem z pomieszczenia kierując się na dwór w celu znalezienia Steve'a. Nagle moim oczom ukazał się sporych rozmiarów odrzutowiec TARCZY i kilka agentów pakujących coś do środka. Automatycznie zawróciłam kierując się w przeciwną stronę. Mieliśmy bardzo mało czasu.
- Wanda!- usłyszałam głośny szept Steve'a. Rozejrzałam się wokoło szukając źródła głosu.
- Po twojej lewej!- dodał trochę głośniej. Odwróciłam się we wskazanym kierunku widząc go opartego o ścianę budynku za krzakami.
- Co ty tu robisz?- zapytałam podchodząc do niego.
- Sharon nie udało się skombinować osobnego helikoptera dla nas, ale jest tutaj z tamtymi agentami, którzy mają odrzutowiec- szepnął Rogers rozglądając się po parkingu.- Pomoże nam go przejąć, a wtedy ja, ty, Bucky i Sam polecimy na Syberie.
- Czy to się w ogóle uda?- dopytałam wątpiąc w plan Steve'a.
- Musi- oznajmił wpatrując się w jeden punkt.- Chodź za mną- dodał kierując się na parking. Ruszyłam za nim widząc w oddali Wilsona niosącego jakieś pudła.
- Sam pomaga tym agentom zapakować wszystko do odrzutowca- wyjaśnił Rogers.- Oczywiście jak już wejdzie do środka to nie wyjdzie, tylko odwróci uwagę od nas. Wtedy Sharon przejmie kontrole i pomoże nam wejść do środka przez luk bagażowy. Potem jakoś wykurzy agentów i odlecimy.
- Wow, kiedy wy to ustaliliście?!- zdziwiłam się podchodząc do wieży kontroli wylotów.
- Z Sharon przez telefon- oznajmił Rogers machając na Sama, żeby przyspieszył. Mężczyzna w odpowiedzi mruknął coś pod nosem i ruszył szybkim krokiem do odrzutowca.
- A gdzie James?- spytałam nie widząc go nigdzie w pobliżu.
- Już w luku, czeka na nas- wyjaśnił blondyn wyjmując swoją tarcze z kartonu obok drzwi prowadzących do wieży kontroli wylotów.- Chodź- rzucił kierując się biegiem do odrzutowca. Ruszyłam za nim nie rozumiejąc co się dzieje. Wtedy ujrzałam paru agentów kłócących się z Samem, który nie chciał opuścić pokładu. Sharon natomiast majstrowała coś przy drzwiach od luku. Gdy nas ujrzała przerwała prace i otworzyła drzwiczki. Uśmiechnęłam się do niej i weszłam do środka, a tuż po mnie Steve. O dziwo było tam sporo miejsca. Nie byłam w stanie nic zobaczyć, gdyż panowały tam egipskie ciemności.
- Wanda? Steve?- rozległ się szept Barnesa.
- Tak?- spytałam próbując wypatrzeć jego sylwetkę.
- Uff bałem się, że to TARCZA- westchnął.- Siedzę pod klapą prowadzącą na pokład odrzutowca, idźcie w gł... AŁA!- syknął James gdy nadepnęłam mu na dłoń.
- O matko, przepraszam- szepnęłam próbując powstrzymać śmiech. Usiadłam obok niego, a na przeciwko kucnął Steve, który ledwo mieścił się obok tych wszystkich kartonów. Siedzieliśmy tak przysłuchując się rozmowom osób na górze. Po paru minutach ktoś odpalił silnik i odrzutowiec zaczął kołować. Oczy już powoli przyzwyczajały się do ciemności, więc zerknęłam pytająco na Steve'a.
- Udało się- szepnął patrząc na sufit.- Chyba...
Po chwili wzbiliśmy się w powietrze, a klapa się otworzyła. Nad nami pojawiła się uśmiechnięta twarz Wilsona.
- Witam państwa na pokładzie- zaśmiał się podając mi dłoń. Chwyciłam ją i z małą pomocą Barnesa wdrapałam się na górę. Potem wskoczył Steve, a na końcu James.
- Kto tym steruje?- zapytałam widząc, że nikt nie siedzi za sterami.
- Spokojnie, autopilot- wyjaśnił Sam.- Na szczęście Stark się nie zorientował i nie zdążył zhakować systemu. Teraz jesteśmy już niewidoczni, zaleta TARCZY.
- A co z Visionem?- zapytałam orientując się, że nawet nie przegadałam z nim tego całego planu.
- Niestety stanął po stronie Starka... przykro mi- westchnął Steve łapiąc mnie za ramie.- Od teraz jesteśmy przestępcami!- dodał ze śmiechem siadając na jednym z foteli pod ścianą.
- Przynajmniej lojalnymi przestępcami- dodałam z lekkim uśmiechem siadając obok blondyna.
- Przed nami 5 godzin lotu- oznajmił po chwili Wilson podchodząc do sterów.
- Jak będziemy już na terenie Kamczatki, skontaktuje się z Alex, żeby dowiedzieć się gdzie jest- westchnęłam opierając się o fotel.- Obudźcie mnie wtedy, dobranoc- dodałam zamykając oczy.

CZYTASZ
PERFECT SOLDIER
FanfictionBól- tak opisałabym moje życie jednym słowem. Ból, walka i zemsta- to już bardziej rozwinięty opis. Hydra mnie porwała i zmusiła do zmiany w bezduszną maszynę. Od tego czasu wszystko się zmieniło, cały świat stanął do góry nogami. Tylko, jak to na...