~36~

1.2K 66 7
                                        

ALEX
- Serio? Camila West?- zdziwiłam się przerywając historie Starka.
- To pierwsze co przyszło mi do głowy- wytłumaczył Tony siadając na krześle niedaleko mnie.
- Jak sobie to wyobrażasz? Zrobisz jej operacje plastyczną, czy co?- zapytał Bucky stojący koło okna.
- Napewno zmienimy jej fryzurę. Dostanie nowe dokumenty, załatwię wszystko co potrzebne, żeby nikt się nie czepiał- odparł Stark.
- Jestem nieletnia, potrzebuje opiekuna prawnego- zauważyłam zerkając na bruneta.
- Załatwię to- uciął moje wątpliwości Tony.- Nosiłaś kiedykolwiek soczewki?- spytał po chwili.
- Nie?- odparłam zdezorientowana.- Chcesz żebym nosiła soczewki zmieniające kolor oczu?- upewniłam się analizując reakcje wszystkich obecnych.
- Masz zielone oczy, łatwo będzie je przykryć ciemno brązowymi albo niebieskimi soczewkami- odpowiedział Stark przyglądając się mojej twarzy.
- Przefarbujemy cię na jasny brąz albo blond i zobaczmy czy to wystarczy- dodała Wanda przeczesując moje długie do połowy pleców włosy.- Zetniemy je do ramion, dobra?- spytała zerkając na mnie od tyłu.
- Róbcie co musicie, dostosuje się- zapewniłam kobietę.
- To jadę do sklepu po opakowanie brązowych i niebieskich soczewek oraz jakąś farbę do włosów- oznajmił Tony wstając od stołu.- Jaki kolor?- dopytał patrząc na Wandę.
- Ma bardzo ciemne włosy, więc nie kupuj nic jasnego bo wyjdzie rudy... kup jakąś jasno brązową, ciemny blond coś w tym stylu- odparła kobieta bawiąc się moimi włosami.
- To ja jadę, a w międzyczasie zetniesz je do ramion?- zaproponował brunet.
- Nie wiem czy umiem- zawahała się kobieta.
- Ja umiem, damy radę- zapewnił Tony'ego Steve.
- Od kiedy ty umiesz strzyc i czesać włosy?- zdziwił się Bucky przenosząc wzrok na Rogersa.
- Cóż, 85 lat temu umiałem. Sądzę, że będzie dobrze- zaśmiał się blondyn idąc do wyjścia.- Chodź do łazienki, tam jest lustro- dodał wychodząc wraz ze Starkiem z sali konferencyjnej.
   Po paru minutach siedziałam na krześle przed lustrem w łazience. Steve przyniósł metalowe nożyczki i grzebień. Miałam już mokre, umyte włosy i nałożony jakiś dziwny preparat.
- Napewno wiesz co robisz?- dopytałam widząc jak mężczyzna związuje je w kitkę.
- Zaufaj mi- odparł po czym odciął brązowego kucyka długości parunastu centymetrów.
- Jaką długość one mają mieć?- spytałam widząc na ziemi moje włosy.
- Zobaczymy- odpowiedział Rogers ściągając gumkę i spinając lewą połowę. Po parunastu minutach efekt był gotowy. Miałam włosy sięgające minimalnie przed ramiona i grzywkę przykrywającą brwi. Stark zdążył wrócić ze sklepu z dwoma farbami i opakowaniem z soczewkami.
- No i pięknie, jaki wolisz kolor?- zapytał kładąc przede mną dwa opakowania.
- Może ten ciemniejszy?- odparłam niepewnie, zerkając na Wandę.
- Wybieramy jaśniejszy, ten ciemniejszy nie zrobi dużej różnicy- sprostowała kobieta biorąc do ręki pudełko z kolorem ciemnego blondu.
- Tłoczno tutaj, wyjdźcie, zostaje tylko ja i Steve- powiedziała po chwili zastanowienia Wanda.
Po około godzinie zmyłam resztki farby z włosów i czoła. Wyglądałam zupełnie inaczej, a to przecież tylko włosy! Otworzyłam pudełko z błękitnymi soczewkami i przeczytałam instrukcje jak poprawnie je założyć. Udało mi się dopiero za 5 razem. Wytarłam łzy, które wyciekły w trakcie procesu i spojrzałam w lustro.
- Wow- szepnęłam wpatrując się w odbicie. Krótkie blond włosy i niebieskie oczy to diametralna różnica w moim przypadku. Spojrzałam na podłogę, gdzie leżała sterta brązowych włosów, które odciął mi Steve. Przyłożyłam jeden z kosmyków do swojej głowy aby zobaczyć różnice.
- Jak tam?- rozległo się pytanie.
- Możecie wejść- odparłam odkładając kosmyk.
- Wow, tego się nie spodziewałam- skomentowała Natasha przyglądając się mojej fryzurze i twarzy.
- Te soczewki też dużo robią- dodała Wanda wpatrując się w moje oczy.
- Wiem, muszę się do nich przyzwyczaić- westchnęłam przecierając oczy.- Sądzicie, że tyle wystarczy?- spytałam zerkając na Bucky'ego.
- Nikt ci się nie będzie przyglądać z bliska, więc narazie chyba będzie dobrze- odparł Barnes przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Trzeba ci kupić jakieś ubrania- stwierdziła po chwili Wanda.
- Tylko skąd, skoro nie mam pieniędzy, a potrzebuje dosłownie wszystkiego?- jęknęłam siadając na brzegu wanny.
- Dam ci 500 dolarów, na wstęp wystarczy?- zaproponował Stark.
- Ale nie będę miała jak ci oddać, a to są duże pieniądze- odpowiedziałam wzdychając.
- Jeszcze się zrewanżujesz, spokojnie- uśmiechnął się Tony podając mi wyciągniętą z portfela gotówkę.- Wole żebyś nie szła sama, możecie iść we dwie?- skierował pytanie do Wandy.
- Jasne- odparła z uśmiechem kobieta.
- Kupię jakieś łóżko dwupiętrowe do pokoju Parkera i jutro będziesz mogła się tam wprowadzić- dodał brunet wyciągając telefon.
- Dziękuje wam- powiedziałam zerkając na każdego po kolei.- Wiem, że jeszcze nie raz się spotkamy, ale jednak będę za wami tęsknić.
- Uwierz mi, lepiej żebyśmy nie musieli się za często spotykać- zaśmiała się Natasha.
- To idziemy?- spytała Wanda zerkając na mnie.
- Okej, musimy od razu kupić jakąś bluzkę i spodnie, bo teraz jestem ubrana jak żołnierz po ciężkiej misji w jakimś gąszczu- odparłam pokazując na czarną, brudną bluzkę i spodnie moro.
- To idźcie, ale wróćcie jakoś przed 16 zanim się ściemni. Wole nie ryzykować, że ktoś was zaatakuje i przykujecie zbędną uwagę- powiedział stanowczym tonem Bucky.
- Spokojnie, wrócimy przed 16- zapewniła go Wanda.
- To chodź bo mamy tylko 3 godziny- zauważyłam zerkając na zegar stojący na półce.
  Udałyśmy się do jednego z centrów handlowych na Manhattanie. Kupiłyśmy kilka tshirtow, dwie pary jeansów, bieliznę i dwie, wygodne bluzy. Wolałam nie kupować nic oryginalnego albo wyróżniającego się na tle innych. Musiałam wtopić się w tłum. Od razu poszłam do jednej z łazienek i założyłam na siebie kupione, czarne spodnie, białą bluzkę z dekoltem i wkładaną przez głowę szarą bluzę z kapturem.
- Wyglądasz jak typowa szesnastolatka, dobra robota- skomentowała Wanda po tym jak wyszłam z kabiny.
- Trzeba kupić jeszcze buty bo w tych traperach wyglądam głupio- dodałam zerkając na nogi.
- Jak przymierzałaś spodnie w jednym ze sklepów to kupiłam w między czasie vansy, przymierz- powiedziała kobieta wyjmując z jednej z toreb pudełko na buty.
- Skąd wiedziałaś jaki mam rozmiar?- zapytałam wyjmując obuwie.
- Nie powiem, bo będziesz zła- odpowiedziała lekko zmieszana kobieta.
- W szczytnym celu, więc wybaczam. Mam nadzieje, że nie zobaczyłaś po drodze żadnego, dziwnego wspomnienia- zaśmiałam się przymierzając buty.
- To teraz wyglądasz jak typowa szesnastolatka- oznajmiła szatynka chowając karton z traperami do torby.
- To co, wracamy?- spytałam zabierając trzy torby stojące na ziemi i kierując się do wyjścia z łazienki.
- Jest już 15:45, więc powinnyśmy- przyznała Wanda idąc w moje ślady.
  Wyszłyśmy z galerii umiejscowionej w centrum Manhattanu. Słońce już zachodziło, a niebo z minuty na minutę robiło się coraz ciemniejsze. Na szczęście w tak popularnej okolicy jak Time Square, kręciło się dużo ludzi. Weszłyśmy w tłum kierując się na przystanek autobusowy. Wtem moim oczom rzuciła się znajoma grupka dziewczyn stojąca pod jednym z budynków. Dopiero po chwili skojarzyłam kim są. Zatrzymałam się gwałtownie od razu zmieniając kierunek na przeciwny.
- Gdzie idziesz? Alex!- krzyknęła Wanda widząc jak oddalam się w drugą stronę. Stanęłam piorunując kobietę wściekłym wzrokiem.
- Cii!- syknęłam podchodząc do niej i stając tyłem do grupki nastolatek.- Widzisz te grupę za mną? Pięć dziewczyn pod ścianą. Mieszkały ze mną w domu dziecka, więc nie krzycz mojego imienia tak głośno, bo jeszcze tu spojrzą i mnie rozpoznają- wyjaśniłam nerwowym tonem.
- Oh jasne, to którędy idziemy?- zapytała kobieta zerkając na nastolatki.
- Musimy pójść boczną ulicą na kolejny przystanek- odparłam idąc w przeciwną stronę.
- Już się robi ciemno, to trochę ryzykowne- zauważyła szatynka łapiąc mnie za ramie
- Wole zaryzykować idąc naokoło niż tuż obok moich znajomych- stwierdziłam patrząc zestresowana na równie zestresowaną kobietę. W trakcie tego krótkiego dialogu stałam przodem do grupki dziewczyn. Zerknęłam na nie, a mój wzrok skrzyżował się z jedną z nich.
- Alex?!- krzyknęła znajoma blondynka.
- Kurwa- przeklęłam odwracając się i idąc szybkim krokiem w przeciwną stronę. Przepychałam się przez tłum chcąc jak najszybciej dojść do odpowiedniej przecznicy. Miałam nadzieje, że nie zgubię gdzieś Wandy, gdyż nie oglądałam się za siebie. Skręciłam w boczną uliczkę prowadzącą na równoległą ulice do Time Square. Stanęłam obok śmietnika i obejrzałam się za siebie. Ujrzałam zdyszaną Wandę dobiegającą do mnie z trzema uderzającymi o siebie torbami.
- Nie pędź tak! Ledwo nadążam- wysapała opierając łokieć na moim ramieniu.
- Poszły za tobą?- spytałam nie odrywając wzroku od widocznego fragmentu placu.
- Wątpię, o tej godzinie są ogromne tłumy, pewnie nas zgubiły- odparła kobieta robiąc głęboki wydech.
- Jak one mnie rozpoznały z tak daleka?- zdziwiłam się idąc w stronę następnej ulicy.
- Przecież cię znają, masz te same rysy twarzy. Na dłuższą metę fryzura i kolor oczu nie wystarczą- zauważyła Wanda dorównując mi kroku.
- Musimy przejść na drugą stronę ulicy, a potem skręcić w tamtą przecznice- powiedziałam wskazując na oddaloną o kilkadziesiąt metrów uliczkę.
- Daleko jest ten przystanek?- zapytała szatynka.
- Kawałek- odparłam przechodząc przez jezdnie.
- Mało tu ludzi, a robi się ciemno- westchnęła zatrzymując się przed ciemnym zaułkiem, przez który musiałyśmy przejść.
- To jedyna droga- oznajmiłam skręcając w przecznice. Wtem ujrzałam przed sobą związanego pajęczyną mężczyznę. Zatrzymałam się gwałtownie, nie odrywając wzroku od walczącego z siecią nieznajomego.
- Co to jest?!- zdziwiła się Wanda stając obok mnie.
- Spiderman- oznajmiłam rozglądając się wokoło. Mój wzrok przykuła czerwona postać na dachu jednego z budynków. Wpatrywał się we mnie i Wandę myśląc co zrobić. Powoli ruszyłam w stronę związanego mężczyzny nie spuszczając wzroku z chłopaka.
- Co robisz?- spytała Wanda widząc jak wpatruje się w niebo.
- Na dachu jest Spiderman. Patrzy na nas- szepnęłam machając na kobietę aby szła razem ze mną.
- Jest tutaj?- upewniła się zerkając w tym samym kierunku co ja. Wtedy chłopak cofnął się wgłąb dachu znikając nam z oczu.
- Przestraszyłaś go- skarciłam szatynkę próbując wypatrzeć Petera.
- Chodźmy, słońce już dawno zaszło- powiedziała Wanda mijając mnie i spętanego mężczyznę.
- Nie sądzisz, że powinnyśmy zadzwonić na policję, żeby go zabrali?- spytałam stając obok nieznajomego.
- Przypominam ci, że żadna z nas nie ma telefonu- zauważyła kobieta idąc przed siebie.
- Niech ci będzie- westchnęłam doganiając ją. Ostatni raz spojrzałam na dach, mając nadzieje, że uda mi się zobaczyć chłopaka. Niestety zdążył uciec.
  Po półgodzinnej jeździe autobusem w końcu dojechałyśmy. Wysiadłyśmy o jeden przystanek szybciej aby nikt nie nabrał podejrzeń. Szybkim krokiem skierowałyśmy się do bazy, gdyż było grubo po szesnastej. Przeszłyśmy przez ścieżkę obok lasu wchodząc na teren należący do Avengers.
- Sądzisz, że będą źli?- spytałam zbliżając się do jednego z budynków.
- Spokojnie, pogadam z nimi- zaśmiała się kobieta otwierając wielkie, szklane drzwi.
- Wreszcie! Gdzieście były!- rozległ się krzyk Starka.
- Nagły wypadek, musiałyśmy zmienić trasę na trochę dłuższą- odparła Wanda stawiając torby na podłodze.
- Kupiłyśmy wszystko co potrzebne- dodałam podnosząc reklamówki, mijając bruneta i kierując się do sypialni.
- Jutro wstajesz o 6:00, pojedziemy do Parkerów przed lekcjami- powiedział Tony zatrzymując mnie tym samym tuż przed schodami.
- Chcesz żebym jutro poszła do szkoły?- upewniłam się mając nadzieje, że się przesłyszałam.
- Lekcje macie na 9:00, więc przyjedziemy do nich o 7:30. Zdążycie się poznać, ty się rozpakujesz...
- Czekaj- przerwałam mężczyźnie kładąc torby na podłodze.- Nie byłam w szkole od 6 miesięcy... w ogóle nie byłam w mieście od pół roku. Pierwszy raz byłam wśród tak wielu ludzi i czułam się bardzo niepewnie. Nie wiem czy jestem gotowa...- powiedziałam uświadamiając sobie jak diametralną zmianę przeszłam przez tak krótki czas. Nie byłam już dawną Alex, w ogóle nie wiem kim byłam. Kimś obcym, zimnym, bezwzględnym. Nie wyobrażałam sobie powrotu do normalności, w tym momencie wydawało mi się to absurdem. Odzwyczaiłam się od bycia nastolatką, nie potrafiłam już patrzeć na życie tak beztrosko i płytko. Nie przejmowałam się szkołą, przyszłością, pracą... to brzmiało nienaturalnie, dziwnie. Czułam, że jedyną opcją jaką mam jest praca w TARCZY albo z Avengers. Wiedziałam, że nawet jak spróbuje wrócić do typowego stylu życia, to w końcu ktoś mnie znajdzie i znów pojawią się problemy. Hydra skazała mnie na taki los, nie miałam wyboru. Przeniosłam wzrok na Starka, chcąc wyłapać jego myśli. Był pełen troski i nadziei. Chciał abym znów mogła cieszyć się życiem. Uśmiechnęłam
się lekko, podniosłam torby i dodałam po chwili:
- Muszę o tym pomyśleć. Do jutra.
- Do jutra- odpowiedzieli, a Wanda podała mi resztę reklamówek.

PERFECT SOLDIEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz