Posłałam w kierunku Kapitana błękitny promień. Trafiłam w sam środek jego tarczy przewracając go tym samym na ziemie. Romanoff automatycznie wyciągnęła broń i strzeliła w moją stronę. W ostatniej chwili schowałam się za ścianą unikając śmiertelnego pocisku. Reszta żołnierzy rozpoczęła ostrzał. Na szczęście Rogers osłonił Natashe swoją tarczą skutecznie odbijając wszystkie pociski. Poczekałam aż się rozdzielą, po czym wyszłam zza rogu budynku otoczona niebieską powłoką. Kierowałam się w stronę Kapitana walczącego z trzema agentami Hydry. Romanoff zniknęła mi z pola widzenia, więc całą uwagę skupiłam na Stevie. Skumulowałam siłę w prawej dłoni i wyrwałam mu tarcze, która natychmiast poleciała w moją stronę. Chwyciłam ją zwinnie, rzuciłam ostatnie spojrzenie zdziwionemu Rogersowi i zaczęłam uciekać. Biegłam przed siebie błądząc między uliczkami, kierując się w stronę centrum miasta. Słyszałam za sobą jego kroki i sapanie. Dzięki serum byłam na tym samym poziomie sprawności fizycznej co Steve, a przez to, że byłam lżejsza utrzymywałam trochę szybsze tempo.
- Gde ty soldat? (Gdzie jesteś żołnierzu?)- usłyszałam pytanie w słuchawce.
- YA srazhayus' s Rodzhersom (walczę z Rogersem)- odpowiedziałam zdyszana.
- Potoropis', ty dolzhen nam pomoch' (pośpiesz się, musisz nam pomóc)- odpowiedział żołnierz. Przyspieszyłam, słysząc jak Rogers mnie dogania. Rozejrzałam się po okolicy i skręciłam w ślepy zaułek. Było już ciemno na dworze, więc mało kto mógł nas zobaczyć. Zatrzymałam się gwałtownie obok śmietnika i odwróciłam się w stronę dobiegającego do mnie Steve'a. On równie gwałtownie zwolnił zatrzymując się w bezpiecznej odległości. Lewą ręką trzymałam jego tarcze, a prawą zdjęłam mikrofon roztrzaskując go na drobne części. Zostawiłam sobie słuchawkę aby koordynować sytuacje na polu bitwy.
- Kim jesteś?- zapytał Rogers robiąc mały krok w moim kierunku.
- Napewno nie wrogiem- odpowiedziałam powoli kładąc tarcze na ziemi.- Chce porozmawiać.
- To mów- odparł dalej czujny Steve.
- Jestem tu z Bucky'm i Hydrą. To on powiedział, że mogę ci ufać. Powiedział też, że pomożesz mi uciec- oznajmiłam nie odrywając wzroku od mężczyzny.
- Skąd wiesz kim jest Bucky?- zapytał podejrzliwie Kapitan.
- Tak mi się przedstawił- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.- Wiem, że nikt inny tak na niego nie mówi. Tylko ty i ja. Dla reszty to James Buchanan Barnes.
- Czego chcesz?- syknął Steve przyszywając mnie podejrzliwym spojrzeniem.
- Pomocy- odpowiedziałam kopiąc tarcze w jego stronę.- Pomóż mi uciec od Hydry, a ja pomogę ci odbić Bucky'ego. Chociaż Hydra i tak nie ma pojęcia, że tam jest.
- Co?- zdziwił się Rogers.
- Pomogłam mu uciec, ale on po mnie wrócił przebrany za jednego z agentów. Jest tam, ale nie jako on- wyjaśniłam podnosząc ręce do góry w geście kapitulacji.
Kapitan podniósł z ziemi swoją tarcze, założył ją na rękę i spojrzał na mnie przyjaźnie.
- Jeśli Bucky ci ufa, to ja też ci ufam- oznajmił pokazując mi abym opuściła ręce.- Trzeba pomóc Natashy.
- Oczywiście, wrócę tam udając, że jestem po stronie Hydry i zabije po
kolei każdego z nich- zaproponowałam rozglądając się w poszukiwaniu świadków naszej rozmowy.
- Jesteś pewna, że sobie poradzisz?- dopytał niepewnie mężczyzna.
- Dam rade, ale jak chcesz możesz iść ze mną- dodałam z uśmiechem. Po tych słowach ruszyliśmy biegiem w stronę bazy Hydry. Na szczęście Rogers znał całe miasto jak własną kieszeń dzięki czemu szybko trafiliśmy na miejsce.
- Nie mogą zobaczyć nas razem, zostań tu- poleciłam i wyszłam zza rogu uliczki zostawiając za sobą Rogersa. Podświetliłam swoje dłonie idąc w kierunku walczących agentów. Oni odetchnęli z ulgą na mój widok, czekając aż załatwię Natashe. Jakież było ich zdziwienie jak zamiast w kobietę strzeliłam promieniem w nich. Przebici na wylot przez błękit upadli na ziemie. Romanoff odwróciła się w moim kierunku i strzeliła mi w ramie. Na szczęście utworzona przeze mnie bariera skutecznie odbiła pocisk. Zerknęłam za Natashe widząc jak w naszą stronę biegną agenci z tutejszej bazy. Za pomocą telekinezy podniosłam kilku z nich i rzuciłam nimi o betonową jezdnię. Ten widok skutecznie odstraszył kolejnych żołnierzy, którzy stanęli jak wryci analizując zaistniałą sytuacje.
- Steve jest za rogiem, idź!- krzyknęłam patrząc na Natashe i pokazując jej kryjówkę Rogersa. Kobieta posłusznie pobiegła we wskazanym przeze mnie kierunku. Ja natomiast rozejrzałam się po najbliższym otoczeniu w poszukiwaniu Bucky'ego. Na szczęście żaden z trupów nie był nim, więc musiał się gdzieś ukryć. Poczułam jak pare pocisków odbija się od otaczającej mnie powłoki. Odwróciłam się w kierunku strzałów i wyrwałam żołnierzykowi zabawkę, uderzając nią w innego agenta. Chroniona barierą atakowałam każdego po kolei. Wiem, że nie musiałam tego robić, ale pragnęłam zemsty. Za to wszystko co mi zrobili potrzebowałam rewanżu. Gdy wszyscy zgromadzeni skończyli martwi, wyjęłam jednemu z nich telefon i zadzwoniłam na policję udając przerażoną dziewczynkę, która przypadkiem natknęła się na tę brutalną scenę, w trakcie spaceru z psem po obrzeżach miasta. Po zakończonej rozmowie rozwaliłam telefon i podbiegłam do miejsca gdzie ostatni raz widziałam Steve'a. Pusto. Przerażona zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu mężczyzny.
- Tutaj!- usłyszałam znajomy głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam Rogersa wsiadającego do czarnego mercedesa. Pobiegłam w jego kierunku również wchodząc do pojazdu. Usadowiłam się na tylnym siedzeniu patrząc na Romanoff za kierownicą.
- Gotowi?- zapytała chłodno i nie czekając na odpowiedź cisnęła gaz do dechy.~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Po parunastu minutach jazdy znaleźliśmy się obok ogromnej bazy Avengers. Przyglądałam się zachwycona białemu budynkowi z wielkimi oknami. Co prawda było po 21 więc wszyscy pewnie siedzieli u siebie w pokojach, ale i tak czułam pozytywną energię bijącą z tego miejsca.
- Podoba ci się?- zapytał z uśmiechem Steve zerkając na mnie w lusterku.
- Bardzo- odpowiedziałam nie odrywając wzroku od budynków. Po paru minutach Natasha zaparkowała na parkingu podziemnym i wyszliśmy z pojazdu. Stanęłam niepewnie obok auta czekając co dalej.
- Chodź za mną, musimy cię bliżej poznać- rzuciła Natasha idąc w kierunku windy. Razem ze Stevem ruszyliśmy w jej ślady. Dojechaliśmy na 2 piętro i skierowaliśmy się do pomieszczenia przypominającego sale konferencyjną. Natasha wskazała mi jedno z krzeseł po czym zajęła to naprzeciwko. Obok niej usiadł Steve zdejmując swój dziwny kask przypominający ten co nosili piloci w dawnych czasach.
- Zatem może zacznijmy od podstawowych danych- zaproponowała kobieta.
- Nazywam się Alex Winehouse- odezwałam się niepewnie zerkając na Steve'a.- Mam 15 lat i mieszkałam w domu dziecka na Brooklynie.
- Jesteś stąd?- zdziwił się Rogers.
- Przecież słyszałeś- skarciła go Natasha.- Kiedy cię porwali?
- Nie wiem dokładnie... pewnie z 3 miesiące temu, może więcej- zawahałam się przypominając sobie czasy, gdy mieszkałam bezpiecznie w małym mieszkaniu z tatą przy fourth avenue.
- Skąd masz tą moc?- zapytał Steve.
- Skutek uboczny ulepszonego serum Zimowego Żołnierza. Dlatego byłam w stanie biec szybciej od ciebie i powalić pięciu agentów naraz- wyjaśniłam opierając ręce na białym stole.
Opowiedziałam im całą moją historie z Hydrą, włącznie z treningami z Bucky'm i później Wandą. Dopytywali o szczegóły bądź różne nazwiska, a ja starałam się odpowiedzieć na każde ich pytanie.
- Jeszcze jedno!- dodałam przypominając sobie słowa Wandy.- Co oznacza symbol klepsydry?
Natasha zawiesiła na mnie przerażona spojrzenie. Po chwili się otrząsnęła i wytłumaczyła mi jak działał proces wybierania czarnej wdowy oraz co się działo na jej ceremonii końcowej. Wolała powiedzieć mi o wszystkim aby uniknąć niewygodnych pytań. Dlatego też nie drążyłam tematu tylko rozerwałam rękaw kombinezonu pokazując im gojącą się ranę w kształcie klepsydry. Na ten widok Steve spuścił wzrok, a Natasha uśmiechnęła się pocieszająco.
- Jutro zadzwonię do Tony'ego i poproszę go aby cię przebadał- oznajmił Steve wstając od stołu.
- Chodź pokaże ci twój tymczasowy pokój- powiedziała Natasha idąc w stronę szklanych drzwi. Poszłam za nią nie mogąc się doczekać chociaż chwili odpoczynku. Po paru minutach doszłyśmy do właściwego pomieszczenia. Moim oczom ukazał się przestronny, biały pokój z dużym oknem. Pod ścianą stało łóżko, a obok niego dwie szafki nocne zapełnione książkami. Pod przeciwległą ścianą stał telewizor i piękne rośliny. Prostopadle do łóżka znajdowała się ogromna szafa z lustrem.
- Ten pokój jest przepiękny- westchnęłam zachwycona.
- Za tamtymi drzwiami jest łazienka, a w szafie powinny być jakieś ubrania. Tutaj mieszkała Wanda, więc sądzę, że się nie obrazi jak pożyczysz jej ciuchy i pośpisz w jej łóżku. Dobranoc- powiedziała Natasha z lekkim uśmiechem i wyszła z pokoju. Widziałam w jej oczach współczucie, było jej żal, że to wszystko mnie spotkało. Cóż, nikt nie wybiera własnego życia. Mój tata często tak mówił jak widział, że jestem zła na coś, na co nie mam wpływu. Nie miał może idealnych metod wychowawczych, ale kochałam go nad życie. Tym bardziej, że stracił moją mamę zanim ja zdążyłam ją lepiej poznać. Byliśmy dla siebie jedynym wsparciem. Na to wspomnienie poczułam jak po moich policzkach spływają gorzkie łzy. Podeszłam do szafy, wyjęłam jakiś dres i poszłam pod gorący prysznic.

CZYTASZ
PERFECT SOLDIER
FanfictionBól- tak opisałabym moje życie jednym słowem. Ból, walka i zemsta- to już bardziej rozwinięty opis. Hydra mnie porwała i zmusiła do zmiany w bezduszną maszynę. Od tego czasu wszystko się zmieniło, cały świat stanął do góry nogami. Tylko, jak to na...