Rozdział 2.04

4.3K 188 63
                                    

Nadszedł czerwiec. Dzisiejszego dnia Batory świętuje spóźniony dzień dziecka.

Lepiej późno niż wcale, więc razem z przyjaciółmi postanowiliśmy wybrać się do Batorego, tak właściwie do końca roku szkolnego młodszych klas będziemy tu jeszcze parę razy, ponieważ chłopaki muszą skończyć sezon Batory Cup.

Czerwiec dopiero się zaczął a już się dzieje, sukcesy Michała, którego moi rodzice dzisiejszego wieczoru zdążą poznać.

Dlaczego dziś? Ponieważ wybiegamy się do restauracji na imprezę, którą organizuje ciocia. Mam wrażenie, że stresuję się jeszcze bardzej niż on.

Ostatnio tak czy inaczej nie spędzamy razem wiele czasu. On załatwia jakieś sprawy z nadchodzącą płytą, nagrywa muzykę oraz wykonuje obowiązki domowe.

W dniu gdy zakończył matury wyruszył na koncert w Kortowiadzie, następnie wrzucił ostatni numer z Yahem na kanał Startera, a kolejnym jego krokiem została pierwsza piosenka udostępniona na oficjalnym kanale SB mafiji.

Cholera zmieniło się wiele.

Podążając na dziedziniec placówki Batorego ujrzałam Janka, który siedział na schodach w cieniu. Jest bardzo gorąco.

Zajęłam miejsce obok mężczyzny.

- Co tam Janeczek? 

- Miało przecież cię nie być. - Faktycznie, jednak zdecydowałam się przyjść przez Michała, który gra dzisiaj półfinał Batory Cup z Liskami.

- Ale jestem. Gdzie zgubiłeś resztę i czemu nie grasz?

- Za chwilę idę na rozgrzewkę, ale chyba pierwszą połowę siedzę, Solti jest za mnie. - Jakieś zmiany w składzie. - Słyszałem, że mieliście z Michałem lekką sprzeczkę wczoraj.

- Wiesz przynajmniej dwa razy w tygodniu potrafimy się sprzeczać. - A wczoraj poszło o czas. - Potrzebuję go trochę, a Michała nie ma. - Przyjaciel objął mnie ramieniem.

- Ale jest już wszystko dobrze? 

- Wydaje mi się, że tak, ponieważ pisał do mnie z rana czy przyjdę.

- Wiesz, że będzie teraz coraz ciężej? - Przytaknęłam. - On wkracza na nowe wody, chce dać z siebie jak najwiecej. - Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. - Ale to nie oznacza, że przestaje mu zależeć.

- Wiem to Janek. - Uśmiechnęłam się lekko. - Aktualnie to jest jego życie, a mi pozostało jedynie wspieranie mojego chłopaka.

- To nie znaczy jednak, że wcale ma nie mieć dla ciebie czasu Lidka, ale teraz pozwól mu się pokazać.

- Masz rację. - Położyłam głowę na jego ramieniu. - Gdzie Diana?

- Z Antkiem, za chwilę będą. Słyszałaś, że w ten weekend organizujemy ognisko nad
Wisłą?

- Z biwakiem? - Janek pomachał twierdząco głową. Cieszę się, że na chwilę się oderwiemy.

Ostatni biwak za miastem nie wypalił, ponieważ był lekki problem z dojazdem.

- Tylko w tym roku bez darcia się, bo wiesz jak te baby na Powiślu. - Ostrzegłam przyjaciela. W tamtym roku gdyby nie ja, zgarnęłaby go policja.

- Tak jest szefowo.

Godzinkę później siedziałam na brzgu boiska, opierając się o siatki.
Patrzyłam na naszych Sad Boyów, którzy niestety przegrywali mecz.

Po mojej prawej stronie siedziała Diana z Antonim, a po lewej Adam wraz z Mikołajem.

Cóż, przede mną Maciek nagrywał live na stronie Batory Cup, a obok niego świrowało parę znajomych twarzy. 

ALTERA | Mata [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz