Rozdział 2.11

3.3K 176 97
                                    

- Ej przestań narzekać właśnie zabrałem cię do Nobocoto. - Zaczął się śmiać Jan rapowanie.

Wcale o to nie prosiłam, po prostu się uparł.

Obiecał, że nie natchnę się na moich znajomych.

- Cześć Yah00. - Przywitałam znajomego, który siedział na fotelu, wgapiał się w laptopa.

Odwrócił się do nas i pomachał.

Dawno tutaj mnie nie było.

Na korytarzu spotkałam Filipa i Szymana, którzy są dobrymi przyjaciółmi Janka.
Usiadłam na tej kanapie co zawsze, a miejsce obok zajął raper.

- Co wy tu robicie? Razem? - Parsknęliśmy śmiechem na pytanie kolegi rapera.

- Wziąłem siostrę na nagrywanie muzyki.

- Nic nie ogarniam, tyle się pozmieniało. - Pomachał z rezygnacją Yah00. - Jedynie co wiem, że nie prowadzisz się już z chłopakami z trzy-trzy.

- Nie zaprzeczam. - Mruknęłam. - Ale też nie prowadzę się z SB. - Janek zaczął się śmiać, a hypeman Żabsona spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

- Przecież Janek...

- Ciii, jak coś nie było mnie tutaj. - Uznałam z szerokim uśmiechem, nie potrzebuję żadnych dram. Michał mógł mnie w to wszystko nie wkręcać.

- Siemano. - Do pomieszczenia wszedł Mateuszu, czyli jeden z głównych założycieli SBM, szerzej znany jako Białas.

Jezu nie mogę tak poznawać tych wszyskich raperów, bardziej powinnam odsuwać się od tego środowiska.

- Cześć szefie. - Zbił z nim pione Janek.

- Cześć, Mateusz. - Podał mi dłoń szef Matczaka. - Jesteś nowa w Nobocoto czy jako gość?

- Lidia. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Jakby zostałam zmuszona przez Janka żeby posłuchać jego numerów.

- A rozumiem. - Zaśmiał się Mateusz. - Mam do ciebie sprawę Janusz.

- O nie, dostanę uwagę?

- Tak, wezmę cię na dywanik do dyrektora. - Zaśmialiśmy się.

Cóż, jakieś dwie godziny później byłam gotowa by wracać do domu. Janek skończył to co miał skończyć i postanowił, że podrzuci mnie do domu. Zgodziłam się, ponieważ nie miałam ochoty po ciemku sama wracać.

Spędziłam miło czas ze znajomymi Pasuly. Polubiłam jego towarzystwo, jest dla mnie takim drugim Jankiem. Zabawne nawet mają tak samo na imię.

Z tego co opowiadał mi mój przyjaciel, kiedyś gdy byli razem na jakimś festiwalu nie mogli się połapać, którego Janka wołają. 

Wychodząc na korytarz omal nie upadłam, ponieważ potknęłam się o nogę rapera.

Co jest?

W ostaniej chwili jednak udało mi się złapać równowagę. Dobiegł do mnie głośny śmiech Jana.

Spojrzałam na niego krzywo z udawaną obrazom. Powinien mnie ratować

- Jesteś beznadziejny. - Mruknęłam, ale on wcale nie przestał się śmiać.

Pociągnęłam go za grzywkę, ale po chwili ja sama zaczęłam dusić się powietrzem, ponieważ to wygląda komicznie.

ALTERA | Mata [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz