Dzień bez Ciebie...

467 41 20
                                    

Wizyta w szpitalu była naprawdę bardzo krótka, na dodatek okazało się, że pani Anna została jeszcze na sali pooperacyjnej i odwiedziny nie były możliwe. Widzieliśmy ją jedynie przez szybę, spała, a wokół niej było porozstawianych kilka sprzętów medycznych, monitorów, które wskazywały wszystkie parametry życiowe i biochemiczne. Dwie pielęgniarki na zmianę pilnowały i reagowały na każdą niepokojącą sytuację. Pani Szabo była przytomna, ale leki, które przyjmowała, między innymi przeciwbólowe, powodowały, że również spała. Wydawała się taka spokojna, ale jednak jej widok w takim stanie zasmucił mnie. Doktor powiedział nam, że udało się dziś ustabilizować ciśnienie krwi i jutro już usuną wszystkie sączki z blizny operacyjnej. Zostanie też już przeniesiona na sale bez monitoringu. Oboje odetchnęliśmy z ulgą, bo to znaczyło, że wszystko idzie w dobrym kierunku i uda nam się ją odwiedzić, oczywiście krótko, jednak zawsze to coś. Wyszliśmy ze szpitala z nadzieją, że już jutro będzie jeszcze lepiej i może będziemy mogli porozmawiać z Anną.

– Jak myślisz, jak długo będzie mama w szpitalu?

Zapytał Janek, gdy już późno wieczorem siedzieliśmy w apartamencie hotelu. Odłożyłam telefon, w którym przeglądałam galerię ze zdjęciami z dzisiejszej wycieczki w oceanarium. Popatrzyłam na brodacza, który trzymał na swoich kolanach laptopa i coś w nim przeglądał, a może nawet pracował.

– Nie wiem, ale Millot wspominał coś koło dziesięciodniowym pobycie. Nie ważne ile, ważne by nie było żadnych powikłań.

– Tak, ale po weekendzie muszę się udać się jednak do biura patentowego, dasz sobie radę sama?

– Jasne. Jestem dużą dziewczynką –  chciałam być zabawna, a wyszło jakoś koślawo.

– Może Wiktoria dotrzyma ci towarzystwa, zadzwoń do niej? Albo do Ivon, może...

– Dam sobie radę – przerwałam, mu, przecież nie jestem jakąś nieodpowiedzialną dziunią, umiem zadbać o siebie i zatroszczyć się o innych – a jeśli któraś z nich same wyjdą z tą propozycją, to nie ma sprawy.

Poparzył na mnie i widać było, że zastanawia się nad moimi słowami, a właściwie moją dziwną niechęcią, by ktoś mi towarzyszył.

– Nie chcę, nikogo absorbować swoją osobą i chcę być do dyspozycji twojej mamy, nie mogę się rozpraszać innymi osobami. Przecież wiesz, że ma być ze mną pielęgniarka Zoe, która ma mnie uczyć wszystkiego, co jest związane z rehabilitacją twojej mamy.

– No właśnie nie ty jesteś pielęgniarką, a Zoe, więc nie musisz tego...

– Janku, muszę wszystko wiedzieć, pielęgniarka czasem też potrzebuje wypoczynku i ktoś musi ją zastąpić, nie uważasz? – Przerwałam mu, bo jego argumenty były bezprzedmiotowe. – Zresztą, musisz zrozumieć, że kobieta zawsze chce prezentować się dobrze i może  krępować tego jak będzie wyglądać w te pierwsze dni po operacji. Jak dojdzie do siebie na pewno wizyta Viki czy Ivon będzie wskazana, ale teraz to zdecydowanie za szybko – obstawałam na swoim i tłumaczyłam kobiecy punkt widzenia.

Popatrzył na mnie z uśmiechem na ustach i błyskiem w oku. Odłożył laptopa, wstał z kanapy, podszedł i usiadł blisko mnie, tak by łatwiej było mu mnie objąć ramieniem.

– Jak zwykle masz rację, co ja bym bez ciebie zrobił. I pomyśleć, że mogliśmy nie spotkać się w samolocie, a nasze rodziny, mogły tak usilnie nie starać się z naszym poznaniem.

– Mamy wspaniałe rodziny, nie zaprzeczę... – zamknęłam usta i oczy, bo zupełnie straciłam wątek, przez rozpraszające dłonie i usta brodacza.

Moje ciało zaczęło reagować na mokre pocałunki, które zostawiał swoimi ustami na mojej szyi, a jego broda przyjemnie ją drażniła. Odchyliłam głowę do tyłu, by miał do niej lepszy dostęp. Wolną dłonią chwycił mnie pod kolanami i posadził mnie na swoich udach. Odnalazł moje usta i zaczął całować najpierw delikatnie, a gdy lekko odważyłam przyssać jego dolną wargę, Janek oderwał usta od moich, wciągnął powietrze i jakby dawał mi jeszcze szansę na przerwanie tej ekscytującej gry wstępnej.

Miłość na AntypodachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz