Sylwia wylatuje do Australii, by zaopiekować się ciotką Viki po operacji. Marzy też, by ten wyjazd okazał się szansą na zmianę jej nudnego życia, jakie wiodła w Polsce. Sprawa wydaje się prosta, ale już w samolocie zaczynają się problemy, gdy spotyk...
Po bezproblemowej drodze powrotnej na farmę Petra Janek odprowadził mamę do siebie i zaszył się w gabinecie, ponoć miał do wykonania kilka telefonów. Bardzo ciekawe?
– Jak dobrze być w domu.
Odetchnęłam z uczuciem ulgi, spokoju i zadowolenia, gdy przekroczyłam próg w drzwiach sypialni. Czy to nie dziwne, że poczułam się jak u siebie? Jak to możliwe, przecież byłam blisko szesnaście tysięcy kilometrów od rodzinnego gniazda domu, a dopiero tu w zupełnie obcym i egzotycznym kraju czuję się fantastycznie, mimo nudności. Rozluźniający prysznic pomoże, a jak nie, to ciepły termofor się sprawdzi. Nim zdążyłam wygodnie umościć się na łóżku, Zoe dyskretnie przyniosła mi jakiś napój i szepnęła.
– Imbir, na początku pomaga na te nudności i jest bezpieczny – uśmiechnęła się, puściła mi oczko i już jej nie było.
Wyszła tak szybko, że nie zdążyłam jakoś zareagować. No tak, przecież ona jest pielęgniarką i zapewne w oczach ma rentgen, a w dłoniach laboratorium, do tego moja niestrawność i bladość lica, to na bank ciąża. Co za tupet! Ej, czy ja nie jestem przypadkiem wredna? Przecież ona z dobrego serca chciała mi ulżyć. Ja wiem, że to jest moja lekka niedyspozycja, często tak ma, gdy się denerwuję. Dla pewności jednak zrobię test, jak będziemy w tygodniu w szpitalu z Anną.
Zasnęłam, nawet nie wiem kiedy, a jak się rano obudziłam, czułam, że na nowo się narodziłam, a jakie sny miałam, wręcz ozdrowieńcze, bo po dolegliwościach nie było śladu. Wgnieciona poduszka i brak mojego topu oraz spodenek do spania na moim ciele sugerował, że raczej nie śniłam. Już raz mi się taka noc zdarzyła, ale wtedy alkohol zrobił swoje, a teraz napój imbirowy wyłączył myślenie? W każdym razie jestem wypoczęta i zdrowa, a to najważniejsze.
O jest liścik...
Spałaś tak smacznie i słodko, że nie miałem serca cię budzić, pewnie wymęczyłem Cię nocą Kochana. Będę na farmie, wrócę wieczorem. Twój J. PS. Spakuj nas na dwa, trzy tygodnie, będziemy w Sydney, przy mamie. J.
Strasznie Pan Romantyczny się zrobił, tylko z oświadczynami coś poszło nie tak.
Niedziela upłynęła spokojnie, Mary pomogła mi spakować naszą trójkę, za co byłam jej ogromnie wdzięczna, znała lepiej Annę i Janka. Wiedziała też, co może przydać się w australijskim szpitalu, ja miałam doświadczenie tylko z powiatowego lazaretu i jestem przekonana, że odbiegało ono zupełnie od tutejszych medycznych standardów.
Tina zjawiła się tuż po obiedzie i zaproponowała spacer, a prawda była taka, że chciała porozmawiać na osobności, a jej mama krzątała się po całym domu. Ledwo po przejściu kilku metrów w stronę buszu, dziewczyna stanęła, złapała mnie za dłonie i nerwowo zaczęła mówić.
– Słuchaj, bardzo cię przepraszam za zachowanie Lindy.
– To przecież, nie twoja wina, ona jest dorosła i zdaje sobie sprawę z tego, że zachowuje się jak niezrównoważona małolata.
– Ona ma problem, wczoraj próbowałam z nią rozmawiać – przerwała na chwilę, jakby się zastanawiała czy mówić dalej – nie przyznała się, ale ja wiem, że znowu coś bierze.
– Jak to znowu?
– Tak, bo widzisz... – przerwała, jakby się wahała czy dalej mówić – może zacznę od początku?
– Dobrze, mamy czas, choć może tam będzie nam wygodnej.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.