Prawda o Lindzie

476 37 19
                                    


Po bezproblemowej drodze powrotnej na farmę Petra Janek odprowadził mamę do siebie i zaszył się w gabinecie, ponoć miał do wykonania kilka telefonów. Bardzo ciekawe?

– Jak dobrze być w domu.

Odetchnęłam z uczuciem ulgi, spokoju i zadowolenia, gdy przekroczyłam próg w drzwiach sypialni. Czy to nie dziwne, że poczułam się jak u siebie? Jak to możliwe, przecież byłam blisko szesnaście tysięcy kilometrów od rodzinnego gniazda domu, a dopiero tu w zupełnie obcym i egzotycznym kraju czuję się fantastycznie, mimo nudności. Rozluźniający prysznic pomoże, a jak nie, to ciepły termofor się sprawdzi.
Nim zdążyłam wygodnie umościć się na łóżku, Zoe dyskretnie przyniosła mi jakiś napój i szepnęła.


– Imbir, na początku pomaga na te nudności i jest bezpieczny – uśmiechnęła się, puściła mi oczko i już jej nie było.

Wyszła tak szybko, że nie zdążyłam jakoś zareagować. No tak, przecież ona jest pielęgniarką i zapewne w oczach ma rentgen, a w dłoniach laboratorium, do tego moja niestrawność i bladość lica, to na bank ciąża. Co za tupet!
Ej, czy ja nie jestem przypadkiem wredna? Przecież ona z dobrego serca chciała mi ulżyć. Ja wiem, że to jest moja lekka niedyspozycja, często tak ma, gdy się denerwuję. Dla pewności jednak zrobię test, jak będziemy w tygodniu w szpitalu z Anną.


Zasnęłam, nawet nie wiem kiedy, a jak się rano obudziłam, czułam, że na nowo się narodziłam, a jakie sny miałam, wręcz ozdrowieńcze, bo po dolegliwościach nie było śladu. Wgnieciona poduszka i brak mojego topu oraz spodenek do spania na moim ciele sugerował, że raczej nie śniłam. Już raz mi się taka noc zdarzyła, ale wtedy alkohol zrobił swoje, a teraz napój imbirowy wyłączył myślenie? W każdym razie jestem wypoczęta i zdrowa, a to najważniejsze.

O jest liścik...

Spałaś tak smacznie i słodko, że nie miałem serca cię budzić, pewnie wymęczyłem Cię nocą Kochana. Będę na farmie, wrócę wieczorem.
Twój J.
PS. Spakuj nas na dwa, trzy tygodnie, będziemy w Sydney, przy mamie.
J.


Strasznie Pan Romantyczny się zrobił, tylko z oświadczynami coś poszło nie tak.

Niedziela upłynęła spokojnie, Mary pomogła mi spakować naszą trójkę, za co byłam jej ogromnie wdzięczna, znała lepiej Annę i Janka. Wiedziała też, co może przydać się w australijskim szpitalu, ja miałam doświadczenie tylko z powiatowego lazaretu i jestem przekonana, że odbiegało ono zupełnie od tutejszych medycznych standardów.

Tina zjawiła się tuż po obiedzie i zaproponowała spacer, a prawda była taka, że chciała porozmawiać na osobności, a jej mama krzątała się po całym domu. Ledwo po przejściu kilku metrów w stronę buszu, dziewczyna stanęła, złapała mnie za dłonie i nerwowo zaczęła mówić.

– Słuchaj, bardzo cię przepraszam za zachowanie Lindy.

– To przecież, nie twoja wina, ona jest dorosła i zdaje sobie sprawę z tego, że zachowuje się jak niezrównoważona małolata.

– Ona ma problem, wczoraj próbowałam z nią rozmawiać – przerwała na chwilę, jakby się zastanawiała czy mówić dalej – nie przyznała się, ale ja wiem, że znowu coś bierze.

– Jak to znowu?

– Tak, bo widzisz... – przerwała, jakby się wahała czy dalej mówić – może zacznę od początku?

– Dobrze, mamy czas, choć może tam będzie nam wygodnej.

–	Dobrze,	mamy czas, choć może tam będzie nam wygodnej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Miłość na AntypodachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz