Jechaliśmy już od dobrych kilku minut, teraz bardzo dokładnie widać było w bocznym lusterku sztuczne ognie rozświetlające niebo. Wszyscy świętowali, a ja w duchu modliłam się o rychłą pomoc i liczyłam, że moi porywacze jednak zmienią zdanie i wysadzą mnie gdzieś przy drodze. Chociaż pozostanie nocą w buszu, też nie byłoby bezpieczne, jadowite węże, pająki, skorpiony, czytałam ostatnio artykuł, że tu nawet ślimaki są jadowite. Linda rozmawiał z Rudim, ale mało co rozumiałam, odnosiłam wrażenie, że specjalnie mówią niewyraźnie i szybko, bym nie mogła pojmować sensu ich słów. Właściwie to udało mi się wyłapać jedno słowo, które przewijało się kilka razy, plantation to znaczy plantacja. W pewnym momencie dotarło do mnie, że jedziemy na farmę. Pytanie, czy do rodziców Lindy, czy może na farmę Petra? W ciemności nie mogłam zorientować się, gdzie dokładnie jesteśmy, busz w nocy wyglądał wszędzie tak samo. Janku, czy ty nas odnajdziesz i uratujesz?
Samochód zatrzymał się, a ja z przerażeniem w oczach i strachem o życie mojego nienarodzonego dziecka, zastanawiałam się, co zamierzają ze mną zrobić. Nie poznawałam tego miejsca.– Tylko siedź grzecznie, nic nie kombinuj. – Linda pokiwała bronią i oboje wyszli z auta.
Nie zgasili świateł reflektorów samochodu, więc widziałam ich bardzo dobrze. On zaś mnie mniej, dlatego muszę coś zrobić, tak muszę zaryzykować. Jeśli mają zamiar tutaj się ukryć, to nie mogą znaleźć mojego telefonu, pewnie zaraz mnie przeszukają. Dziwne, że tego nie zrobili wcześniej. Dzięki Bogu zajęci rozmową między sobą nie zwracają za bardzo na mnie uwagi. Jak dla mnie możecie się pokłócić i zapomnieć o mnie. Już mam telefon i połączenie dalej jest. Dobra teraz muszę delikatnie i bez wykonywania nerwowych ruchów, włożyć go pod siedzenie. Uff, w samą porę, bo właśnie Rudi podszedł do drzwi od mojej strony, otworzył je z impetem i wyszarpnął mnie z auta. No i skończyło się miłe traktowanie, nie wiem, co sobie myślała, że jest bardziej ludzki, delikatny w obyciu.– Masz szczęście ślicznotko, Linda zgodziła się, bym się tobą zaopiekował. Od jutra zaczniesz dla mnie pracować.
– Ja kto pracować? – głupia zamknij się, nie drażnij bezmyślnymi pytaniami.
– Normalnie w miłych i kameralnych warunkach. Dziś raczej zostajemy tu na noc, razem – wskazał na drewnianą chatkę, którą dopiero dostrzegłam, gdy mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności – bądź miła to i ja będę.
Co to mogło znaczyć? Spokojnie, nie denerwuj go.
Szliśmy, a ja lekko się potykałam z nerwów, a mój obleśny porywacz obejmował mniesilnie ramieniem, irytując się, gdy próbowałam się ociągać i rozglądać. Chciałam zapamiętać jak najwięcej szczegółów.
– Gdziee jesteeeśmy? – zapytałam, a z nerwów, mój głos drżał.
– Za dużo pytań Słowianko, ale powiem ci, tuż pod nosem plantacji Holtów. Mają taki mały domek, o którym chyba zapomnieli, jak dorobili się dobrych aut i helikopterów. – Zaśmiał się szyderczo. Jego słodka perfuma wymieszana z potem i papierosami, ponownie zalała mój nosa, powodując objaw, z którym nie mogłam za dużo walczyć. Jeszcze chwila, a zwymiotuję.
– No i po co jej to mówisz, i tak na nic jej to – obruszała się Linda.
– Jakoś nie mogę się jej oprzeć, nie mówiłaś, że ona taka milusia jest.
Przybliżył swoje śliniące się usta do moich, ale z obrazą odwróciłam twarz, powstrzymując ostatkiem sił wymioty.
– Jak chcesz, ale dziwne, bo ty, nigdy z dziwkami tak nie gadasz.
–Li mam już dość, pomyślę, że jesteś zazdrosna, zresztą ona jeszcze nie jest dziwką – i pokazał znowu ubytki w swoim uzębieniu, a mnie już nic nie zdołało powstrzymć i zwymiotowałam na mojego porywacza.
CZYTASZ
Miłość na Antypodach
RomantizmSylwia wylatuje do Australii, by zaopiekować się ciotką Viki po operacji. Marzy też, by ten wyjazd okazał się szansą na zmianę jej nudnego życia, jakie wiodła w Polsce. Sprawa wydaje się prosta, ale już w samolocie zaczynają się problemy, gdy spotyk...