Kolacja & Jestem w niebie

842 67 67
                                    


Kolacja & Jestem w niebie.

– Wszystko ok? – zapytał brodacz.

Chyba musiałam jakoś głupio wyglądać, skoro zadał mi takie pytanie, a może to już ta gra się zaczęła. Nie, przecież nie dałam mu odpowiedzi, może nawet nic z tego nie będzie.

– Jasne,że ok, lepiej powiedz, jak ty się czujesz? Jak sytuacja z mamą?

Wyglądał jeszcze lepiej, niż go zapamiętałam, chociaż było widać na jego twarzy zmartwienie i zmęczenie. Wyraźnie schudł, od ostatniego razu jak się widzieliśmy.

– Już dobrze, sam się dziwię, że jakoś dałem radę.

– Chodźcie, zjemy na tarasie, jest dziś przyjemny wieczór. Frak kochanie może my Sylwią napijemy się mojito, a ty Janku czego się napijesz na aperitif? – Viki dyryguje.

Brodacz wziął mnie za rękę i prowadził do stołu jak gdyby nigdy nic. Nikt, nigdy nie prowadził mnie do stołu, ani też nie przysunął krzesła, jak właśnie to zrobił.

– Ja tylko coś zimnego, nie chcę zasnąć przy kolacji, a jeszcze muszę wrócić do domu to sto dziesięć kilometrów.

–  Nigdzie cię dziś nie puścimy, zanocujesz w gościnnym — zaprotestował, Frank — piwo, może być?

– Tak, dziękuję.

Gdy jedliśmy kolację Janek mówił o Annie, że po śmierci ojca zaczęły się kłopoty z krążeniem. W czasie świątecznego pikniku była przejęta spotkaniem i poznaniem mnie, a słaba kondycja serca, emocje i pogoda doprowadziły do tego, że przeszła lekki zawał. Lekarze są już dobrej myśli, ale musi brać leki i pomyśleć o bajpasach. Za kilka dni, a najpóźniej dzień przed wigilią przywiezie mamę do domu na farmę. Uff, no to dobrze, że na tym się skończyło.

– No i tu zmierzam do meritum sprawy, w imieniu mamy i moim chcielibyśmy zaprosić was na święta i nowy rok do nas, na farmie. Co wy na to? Zeszły rok był trudny bez tatyAdama chyba też nie będzie na świętach w domu. Przyjmiecie zaproszenie?


– Oczywiście, to świetny pomysł, prawda Frank, Sylwio? Zrobimy fantastycznie polskie święta — ucieszyła się Viki.

– A ty jak myślisz? - zwrócił się do mnie Janek.

– Tak, myślę, że to dobry pomysł – no przecież, nie mogłam inaczej zareagować, jak tylko się zgodzić.

– To świetnie, do wigilii sześć dni, przyjedźcie, jak tylko będziecie mogli, na farmie jest nasza Mary, Will i Sam, więc gdyby mnie nie było, to rozgościcie się, uprzedzę, że przyjedziecie. Zresztą nie raz byliście u nas gośćmi — ucieszył się Szabo, odniosłam też wrażenie, że spadł mu kamień z serca.

– Sylwio, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że ten czas spędzimy razem — spojrzał na mnie i położył prawą dłoń na mojej i delikatnie uścisnął.

Mało brakowało, a wyrwałabym rękę, ale zauważyła ten gest, czujna Viki, kiwnęła do Franka, z błyskiem tryumfu w oku, że łuk Amora zadziałał, mimo dramatycznych wydarzeń w tle. Czyli gramy?

– Tak, chyba, to znaczy, ja też się cieszę, zobaczę jak to świętować Boże Narodzenie i to na prawdziwej australijskiej farmie. – Odpowiedziałam, zwijają serwetkę wolną dłonią.

– Oj tam australijska farma, raptem sto hektarów, na której właśnie moja ekipa, świetnie dają sobie radę, nawet jak mnie tam nie ma. Ja tylko zajmuję się marketingiem i całym zamieszaniem z panelami słonecznymi. Dość o pracy, może przejdziemy się trochę, porozmawiamy? Sylwio?

– Jasne — odpowiedziałam z uśmiechem.

No to teraz się zacznie. Wiedziałam, że to nie koniec... Najlepsze zostawił na koniec, w cztery oczy. Uff jak gorąco, godzina dwudziesta pierwsza, cykady nam robią za romantyczną oprawę muzyczną, czasem odezwie się jakaś kukabura. Ja nawet w myślach, gdy jestem zdenerwowana, mówię jak najęta.


Miłość na AntypodachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz