Czy ty mnie chociaż trochę lubisz?

770 65 60
                                    


Nic się nie przyznałam, że Janek się ze mną umówił, po co mają mieć używanie moją osobą. Powiem jutro, w czasie śniadania, ale w co ja się ubiorę? Nie panikuj, szorty i T-shirt starczy, niech nie myśli, że stroję się dla niego.

Oj est, biała Honda CR – V zajechała na posesję około południa i wysiadł z niej najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego widziałam dotąd. Widać, że był u fryzjera, bo miał idealnie przycięte włosy i dość mocno skróconą brodę, bardziej to teraz wyglądało na kilkudniowy zarost, który był jeszcze bardzo seksowny. Do tego jasne letnie spodnie i błękitna lniana koszula z lekko podwiniętymi rękawami, która odsłaniała częściowo tatuaż na lewym przedramieniu. Nie widziałam go wcześniej albo po prostu tak bezczelnie nie lustrowałam Janka. Teraz stojąc za rzymską roletą miałam idealną widoczność by go, a właściwie już ich obserwować, bo Viki i Frank właśnie podeszli i zaczęli się z nim witać. No nic, trzeba wyjść z ukrycia, damr adę! Jacy oni uradowani, uśmiechnięci jak z reklamy pasty do zębów.

– Cześć Janku – wyciągnęłam bezpiecznie rękę, ale lekko przyciągnął ją do siebie, złapał drugą dłoń i musną mnie w usta – Sylvi –pierwszy raz ktoś tak wymówił moje imię i zrobiło mi się tak ciepło na serduchu.

– Jedziemy już może, bo gorąco dziś na dworze i na dodatek mamy w planach świąteczny shoping – odezwałam się jak praktyczna pani domu, udając, że to czułe powitanie spłynęło po mnie jak po kaczce. Prawda jest taka, że boję się być z nim, sam na sam, ale też nie zdzierżę widoku zadowolonej Viki i obmyślającej już nasze wesele...

– Tak, to prawda mamy sporo zakupów do załatwienia i może uda nam się odwiedzić mamę – uśmiechnął się do nich, założył okulary słoneczne i nie wypuszczając mojej dłoni, oddaliliśmy się do auta.

– Bawcie się dobrze, a nawet lepiej – Viki co to miało znaczyć, przewróciłam oczami.

W aucie klimatyzacja przyjemnie chłodziła moje rozgrzane ciało, ale w środku dygotałam. A ten drwal, no teraz z zadbanym zarostem, przystojny mięśniak opowiada o okolicy, którą mijamy, ja nic, ale to zupełni nic nie przyjmuje moja głowa. Kiwałam czasem nią, rozglądam się i nawet odpowiadałam, tak lub nie. Normalnie tak ambitnie i czarując, że ho ho, Karol miałby ubaw.

– Pojedziemy najpierw coś zjeść do Fish Bar w Mirandzie, mam nadzieję, że lubisz ryby? – Kontynuował jak gdyby nigdy nic, a ja robiłam dobrą minę do złej gry.

– Tak, lubię, ale nie jestem głodna, kawa i jakaś zielona sałata wystarczy – poprosiłam.

Nic nie przełknę, za to kubeł zimnej wody chętnie przyjmę w celu orzeźwienia umysłu. Przestań o tym myśleć, to tylko gra, taka trochę randka na niby. Musimy opracować strategię co i jak będzie się działo na jego farmie.

– Zjesz, zobaczysz, że przy jedzeniu się rozluźnisz, bo jesteś wyraźnie spięta i musimy trochę się poznać, przecież jesteśmy parą, będzie dobrze. 

 A jakże, mam nie być spięta?

– Widzę ,że jesteś dobrej myśli, bo ja obawiam się, że mi tak nieprzyjdzie to z łatwością, jak tobie.

– Sylwio, może zapomnijmy o tym, że to nasze rodziny chciały nas poznać iwyswatać. Przecież poznaliśmy się sami, w samolocie. Prawda?

– No tak, masz rację.

– To teraz po prostu kontynuujemy naszą znajomość, ok? – I znowu uśmiechnął się tak, że ciepło mimo klimatyzacji rozeszło się po moim ciele.

– No tyle, że przy widowni dodamy trochę, czułości, może kiss, obejmę cię. Nie możesz uciekać, za każdym razem, gdy cię dotknę, musimy być wiarygodni. Jesteśmy na miejscu, stolik czeka.

Uff, bo jeszcze chwila, a bym go poprosiła o wysadzenie na najbliższym zakręcie, w celu ochłonięcia od nadmiaru emocji i przetrawieniu tych informacji. Okropnie się denerwuję tą sytuacją. Może to naiwne i dziecinne ale mimo dwudziestego pierwszego wieku jestem nie przyzwyczajona do udawania i po Marcinie wycofałam się z życia towarzyskiego.

Upał ukrył mój rumieniec. Zajęliśmy stolik, kelnerka przyjęła zamówienie i nie omieszkała flirtować z Jankiem, on jak gdyby nigdy nic, nie zwracał na jej umizgi uwagi. Natomiast ja, bardzo. Jestem zazdrosna? No fest! I to o faceta, którego znam od niespełna miesiąca. Na dodatek nic dla niego nie znaczę, mamy tylko układ.

– I jak, spakowałaś się już? Frank mówił, jutro wieczorem przyjedziecie. Mamę przywiozę w czwartek, tak więc będziesz mogła poznać otoczenie, mój dom rodzinny. Viki i Frank bywali u nas, to dla nich nic nowego, ale dla ciebie owszem. Liczę, że ci się podoba – wyrwał mnie głos Janka z rozmyślań o naszym planie.

– Myślę, że tak jutro wieczorem przyjedziemy, spakowana to ja właściwie już jestem, mam tylko jedną walizkę, przecież na krótko tu przyleciałam – dodałam trochę nerwowo.

– Tak koniecznie dziś shoping, musisz mięć więcej sukienek, lubię cię w nich, no i odpowiednią odzież na farmę, zajmiemy się ty po lunchu. No i oczywiście prezenty!

– Nie – przerwałam mu – nic mi nie potrzeba, nie kłopocz się.

– Oj daj spokój, to żaden kłopot, w czasie zakupów poznam cię lepiej, muszę znać moją dziewczynę, mamy kilka imprez, na których będziemy jako para, chcę, byś się czuła komfortowo, zasługujesz na to. Sylwio, zgodziłaś się na ten plan, by uszczęśliwić moją mamę, więc pozwól i mnie uszczęśliwić ciebie, chociaż takimi przyziemnymi sprawami jak zakupy ubrań, czy co tam jeszcze wymyślimy.

I co? I nic, nie wydukałam na to nic. To prawda zdrowie Anny jest najważniejsze i muszę grać rolę jego dziewczyny i to dobrze ubranej, no tak dziś chyba lekko odstaję od niego.

Kelnerka przyniosła nasze zamówienie, moją lekką sałatę z pomidorami, a dla Janka jakieś pachnące danie z rybą.

– Wiesz, Sylwio mama bardzo się ucieszyła, że spędzimy razem u nas ten świąteczny czas, a nawet lekarz Sam Millmot jest zadowolony z jej szybkiego powrotu to zdrowia i kondycji jej serca, więc ta operacja będzie możliwa, tak zapewnił mnie wczoraj wieczorem, dlatego dziś jest w tak dobrym nastroju – mówił i uśmiechał się przy tym.

– Cieszę się bardzo, oby wszystko się udało! – Grzebałam widelcem w swojej sałatce.

– Nie smakuje ci, to zamówimy coś innego, a może spróbujesz moja i wyciągnął ku moim ustom widelec z rybą – nie, dziękuję – proszę, spróbuj – i te jego śliczne oczęta i mina kota ze Shreka

– Dobrze – skapitulowałam i spróbowałam – smaczna, co to za ryba? – lekko zdziwiona, bo naprawdę dobre to było.

Miłość na AntypodachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz