Karol, kolega z podwórka, który z czasem awansował na przyjaciela, namówił mnie, bym towarzyszyła mu na ślubie i weselu jego kuzyna. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Karol był gejem. Z Maćkiem, swoją miłością, ukrywali związek, w naszym typowo zaściankowym miasteczku, a tym bardziej przed katolicką rodziną Karola. Osobiście miałam już dość bycia jego parasolem ochronnym. Godząc się na tę szopkę, zapowiedziałam, że to ostatni raz!
– Karol, musisz w końcu zdobyć się na odwagę i zacznij żyć naprawdę. Ujawnij, że jesteś z Maćkiem. Tak dłużej nie można, zresztą i tak nasze otoczenie coś się domyślają - męczyłam mojego przyjaciela.
– Wiem Sylwia, że masz już mnie dość – odparł Karol.
– To nie tak, że mam cię dość, ale postaw się w sytuacji Maćka, jest mu przykro, bo wygląda to trochę tak, jak byś się go wstydził.
– Ale to nie prawda, przecież wiesz — bronił się nieporadnie Karol.
– A teraz spójrz na moją sytuację, na imprezy chodzę z tobą, uchodzimy za parę, a jak już wokół mnie kręcą się mężczyźni, to są to raczej twoi przyjaciele i to na dodatek raczej wszyscy w związkach, bądź szukający raczej partnera, a nie partnerki. Czyż nie jest tak?
– No tak, chyba tak jest, wiem, że ... – zamyślił się, chciał coś dodać, ale mu nie dała mówić i ciągnęłam swoją mowę.
– Co wiesz, Karol, no co?! Że mam dwadzieścia sześć lat na karku, mieszkam dalej z rodzicami, panna dodam, że stara według słów mojego brata i bratowej, którzy nie dają mi zapomnieć, jak beznadziejne jest moje życie! Aj, lepiej już skończmy ten temat. Pójdę na to wesele i koniec z tym twoim chowaniem. Zajmę się swoim życiem, też chcę zacząć naprawdę żyć! I ty, też zacznij to robić pełną parą!Lato w pełni, początek sierpnia i wyjątkowa fala upałów opanowała Europę, niczym typowa pogoda na hiszpańskiej ziemi czy na Antypodach. Rozpływając się w mieszkanie bez kliamtyzacji, szykuje się na to wesele. Prostuję niesforne włosy, maluję pazury, wkurzam się, bo nic mi nie wychodzi jak, zaplanowałam... I jeszcze ten dzwoniący stacjonarny telefon.
– Odbierzcie telefon, paznokcie mam mokre! - Krzyczę z pokoju.
– Halo, aaa Wiktoria — dobiega mnie z drugiego pokoju uradowany głos mamy.
– Sylwia! Kochana! Australia dzwoni – mama komunikuje dumnie.
No dobrze, że dzwoni ciocia Wiktoria, wielka australijska ciocia Wiki. No to co ja mam zrobić pokłony bić czy co? Lubię ją, ale te zachwyty mojej mamy przy każdym telefonie z Australii to już lekka przesada. Moje wewnętrzne wywody, zagłusza szczebiot moje mamy i niepokojące słowa.
– Tak, dalej panna, nie dała sobie spokój ze studiami, prawo jazdy ma, pracuje, ale co to za praca w pasmanterii... — ciągnie dalej kochana mamusia.
A mnie się w środku robi „coś". No właśnie co? Przecież to wszystko prawda, jestem najstarszą latoroślą, ale najmniej udaną z całej rodziny! Nie mam studiów, nie pracuję w korpo, nie jestem influencerką. Nawet nie jestem czarną owcą, bo skandalu ze mną w roli głównej nie było. Ze mną to nawet nic nie było.Głos mamy przeszedł na zdecydowanie wyższe tony, a to oznaczało, że coś jest po jej myśli, ale zaraz, o co chodzi mamo? Podchodzę do niej, a ona uśmiechnięta, gestem dłoni pokazuje mi kciuk do góry i dalej, jak gdyby nigdy nic, mówi cioci Wiktorii o moich wadach i zaletach. Normalnie targowisko, swatanie czy co? Niech już kończy rozmawiać z Viki i natychmiast, teraz, mamo mów już, proszę, o co chodzi?!
– Sylwio lecisz do Australii! - w końcu mama skończyła rozmowę telefoniczną i zaczęło się zdawanie relacji, co przyprawiło ją o taki radosny stan.
– Wiktoria cię zaprasza!- dalej mówi, a ja zastanawiam się, o co chodzi?
Myślę trochę powoli, bo upał. Nawet bardziej niż powoli, bo to lekki szok, z mojej strony, nie co dzień człowiek dowiaduje się, że leci do Australii i dlaczego ten dziwny uśmiech jest na twarzy mamy?
– Tak, zadzieram kiecę i lecę. Mamo, powiedz parę szczegółów, bo coś tu jest grane. – proszę mamę i już zaczynam żałować, bo wiem, że jeśli zamieszana jest ciotka Wiktoria, to będzie jakiś szalony, bardziej lub mniej realny pomysł na życie. Na dodatek moje życie.
– Wiesz ciocia Wiktoria to moja przyrodnia najstarsza siostra, urodzona w marcu 1960, której matka Stefania zmarła zaraz po porodzie, a twój dziadek Ignacy Perlicki oddał ją pod opiekę niani Wandzi Nowak, jak już wiesz twojej babci. Mama i tata zakochali się, pobrali i 1964 urodził się wujek Poldek, a ja 1968.
Moja babcia Wandzia bardzo kochała Wiktorię, którą bardzo rozpieszczała, na tle ile mogła sobie pozwolić w tych trudnych czasach, nigdy nie dała Wiktorii odczuć, że nie jest jej rodzonym dzieckiem, ale niestety jak to w życiu bywa, rodzina pierwszej żony dziadka trochę psuły te dobre relacje między moją babcią a ciocią. Wiktoria szalała, wyjeżdżała, wracała, pracowała w pracowni krawieckiej, w peweksie, jeździła na taksówce, aż pewnego dnia oznajmiła, że wychodzi za mąż. Na dodatek za australijskiego wdowca, polskiego pochodzenia Franka Wolny'ego. I tak w 1990 roku wyleciała do drugi koniec świata, do Australii po swoje szczęście.
– Mamo to wszystko już wiem.
CZYTASZ
Miłość na Antypodach
RomanceSylwia wylatuje do Australii, by zaopiekować się ciotką Viki po operacji. Marzy też, by ten wyjazd okazał się szansą na zmianę jej nudnego życia, jakie wiodła w Polsce. Sprawa wydaje się prosta, ale już w samolocie zaczynają się problemy, gdy spotyk...