Magiczna chwila

580 39 26
                                    


Ceremonia ślubna na łonie australijskiej natury to coś, czego się niespodziewałam, ja nawet nie marzyłam, że wyściubię nos z Polski, a tu proszę, życie robi niespodzianki. Ślub na gorących Antypodach, w kraju, które stało się moim drugim domem, azylem, miejscem gdzie założę rodzinę. Na tej pomarańczowej ziemi, oddalonej od Polski blisko czternaście tysięcy kilometrów, pod drzewem cytrynowym w otoczeniu bliskich i znajomych, złożę dziś ślubną przysięgę, miłości mojego życia, ojcu mojego dziecka. Czy się boję? Oczywiście, że tak, bo małżeństwo to nie łatwa sielanka, jaką pokazują kolorowe portale, magazyny czy nasze też takie są wyobrażenia. Obie strony muszą się starać i dojrzale i świadomie do tego wydarzenia podejść, myślę, że oboje tacy jesteśmy. Nad miłością, szczęściem, stabilizacją w związku trzeba pracować, dbać, pielęgnować jak roślinę. Bardzo chcę ufać i wierzyć zarówno Jankowi, jak i sobie, że słowna naszej przysięgi wypowiedziane dziś, szczerze wyryją się nam w serce na całe życie. Tak jak obiecałam sobie, że chcę zacząć żyć, żyć pełnią pełną piersią i od jakieś czasu to robię. Jestem kochana, ja kocham i jestem szczęśliwa, a to chyba jest prawdziwe życie.

Z takimi przemyśleniami, przywitałam poranek w pustym łóżku, bo mój narzeczony noc spędził z bratem w męskim gronie, mam nadzieję, że za bardzo nie było trunkowe, a nawet jeśli, to procenty zdążą wyparować do godziny szesnastej, kiedy to ojciec Daniel ma pojawić się na farmie i dopilnować szczegóły ceremonii.

Zaraz po śniadaniu zjawiły się moje fantastyczne druhny, które z sypialni zrobiły salon piękności. Nie wiem jak ale załatwił ylustro z oświetleniem, krzesło do makijażu, lampę do lepszego oświetlenia. Bomba! Ivon zrobiła mi piękne hollywoodzkie fale, do których misternie przymocowała perełki. Tina zajęła się makijażem, który był delikatny, ale zdecydowanie bardzo elegancki w świetlistych odcieniach z delikatnym różem. Całość tych moich przygotowań został wieczniony przez Emily która, nie wypuszczała aparatu z rąk.

– Musisz mieć fantastyczną pamiątkę, a przede wszystkim zdjęcia do Polski, które musimy zaraz wysłać MMS-em.– Ivon rzeczowo prawiła.

– Niech zobaczą jaki diament wypuścili z tego bałtyckiego kraju.– Empowiedział to całkiem poważnie.

–Bez przesady, ja diament? – zdziwiłam się, chociaż muszę przyznać,że od jakiegoś czasu naprawdę czuję się piękna.

– A czemu się tak dziwisz? Spójrz teraz w lustro i powiedz, co widzisz?– powiedziała Wolna.

– Boże?! To naprawdę ja?! – gdy w lustrze zobaczyłam swoje odbicie, w którym wyglądałam jak księżniczka, w moich oczach pojawiły się łzy szczęścia i wzruszenia, a co będzie, jak włożę suknię?

– Nie płacz Sylwio, użyłam wodoodpornego tuszu, ale wolę dmuchać na zimne – krzyknęła Tina i zaczęła chusteczką wachlować przedmoją twarzą – no już weź się w garść, później popłaczemy wszyscy, na tych polskich oleczybynach?

– Oczepinach!– poprawiła ją Em, która z językiem polskim radziła sobie wyśmienicie – nikt nie będzie płakać, dziś święto radości i miłości.

– Ja na trzeźwo nie dam rady tyle godzin wytrzymać z tym panem czepialskim – Tina podstawiła kieliszek od szampana, a Ivon jej uzupełniła – teraz może będzie znośnie.

– A co tym razem Adam zrobił? – spytałam.
– Powiedział właściwie – przewróciła oczami, wypiła spory łyk bombelków i zaczęła mówić – kilka razy dzisiejszej nocy dzwonił i bredził o jakimś zakazie, zaufaniu, że czegoś nie może zrobić, bo to byłby duży błąd. Raz go poniosło i ... nieważne, mówił głupoty, przesadził z procentami na wieczorze kawalerski, chociaż to było trochę dziwne, bo on rzadko pije alkohol? – Zdziwiła się dziewczyna.
– To prawda, Adam nigdy, no prawie nigdy nie pije, ciekawe co albo kto miał na to wpływ – Em popatrzyła sugestywnie na Tinę.

Miłość na AntypodachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz