I dobrze! A może nie?!

467 41 23
                                    

– Hej, co się dzieje? – spytałam. – Jesteś dziewczyną, która naprawdę mnie zauroczyła w tym samolocie i każdy dzień z tobą czy tak jak dzisiaj wesoły, czy taki jak ten, kilka dni temu, dramatyczny w szpitalu, jest dla mnie cholernie ważny. Nie chcę, tracić już żadnego bez ciebie...

Sygnał z telefonu przeszkodził mu w dalszej wypowiedzi. Widać było, że zupełnie go to wytrąciło z równowagi, może nawet wkurzyło. Wydaje mi się, że już podobną sytuację przeżywaliśmy na farmie u Holtów? Janek spojrzał na telefon, spoglądając, kto mu przerwał, ale schował telefon do kieszeni jeansów. Chyba nie był na tyle ważny, bo ani nie odebrał, ani nie oddzwonił. Chwycił moje dłonie w swoje, spojrzał w moje oczy i widziałam, że pragnie wrócić to słów i nastroju, sprzed kilku chwil. Zdecydowanie mocno wypuścił powietrze z płuc, a ja chyba się przestraszyłam, że zaraz, za moment... Dzwonek telefonu, dalej namolnie dawał nam znać, że to jest raczej pilne. Popatrzył przepraszająco i puścił moją dłoń, by odebrać, wcześniej zignorowany. 

– Cholera, kto teraz! – Brodacz, ponownie spojrzał na telefon – znowu Justin, to chyba coś ważnego, odbiorę, ale wrócimy do tej rozmowy. 

– Tak Justin, co się dzieje? – odebrał lekko poirytowany, ale rozmawiając, nie spuszczał ze mnie wzroku – mów, słucham. 

Wyraz jego twarzy się zmienił, a ciemne oczy, teraz wyraźnie przybrały barwę wręcz czarną i wydawały się wściekłe. Usta miał zaciśnięte, ale czułam, że chcą wyrzucić, jakieś mocno niecenzuralne słowa. Jego dłoń, którą mnie trzymał, teraz położył na swoim sercu, które biło zdecydowanie mocno i szybko. Jednak im dłużej moja ręka była na jego splocie słonecznym, wyraz jego twarzy łagodniał, a tęczówki nieco się rozjaśniły. Tak, był zdenerwowany, ale mój dotyk i bliskość powodowała, że ten duży i silny mężczyzna uspokajał się na tyle, by mimo złych wiadomości, które wyraźnie otrzymywał, potrafił przyjąć z trzeźwym umysłem. 

– Tak, jest ze mną – lekko uśmiechnął się do mnie – dobrze, jasne. Czekam na wiadomości. Cześć!

Rozłączył się, nabrał powietrza i dość głośno je wypuścił.

Ja też czekam! Moja głowa zdążyła już wykreować tysiące problemów i kataklizmów, przewijają się w niej, naprawdę nieciekawe wizje. 

– Znowu ta wariatka Linda! Do ku... kiedy te kłopoty z nią, w końcu się skończą?! – Jednak nie uspokoił się. – Przepraszam. 

– Zdenerwowałeś się złymi wiadomościami, czasem wyrzucenie złości jest lepsze, niż duszenie w środku, lub – co gorsza – wyładowanie się na najbliższych – albo tak jak ja, paplam jak najęta, sprzedając dobre rady i mądrości życiowe, których sama nie potrafię zastosować? – Co takiego ta Linda zmalowała? 

– Zniknęła, a wcześniej odmówiła leczenia zamkniętego, nie kontynuuje terapii. 

– No ale wiadomo, że dziewczyna ma problemy, już nie raz potrafiliście ją jakoś przekonać, by sobie pomogła... – no właśnie, chory czy raczej uzależniony sam musi sięgnąć dna, by to w końcu zrozumieć. 

– Po przyjęciu i jej wybryku, nie pierwszym zresztą, chciałem załatwić sądowy zakaz zbliżania się, jednak po rozmowach z rodziną Holtów i jej osobistym zapewnieniu o podjęciu leczenia, zaniechałem tego działania. Jednak nie wycofałem wniosku z sądu.

– Złamała warunki waszej umowy?

– Tak, ale Justin mówi, że najgorsze jest to, że w niedzielę, rozstała się z rodziną w nerwowej atmosferze. Ponoć wróciła do siebie do Sydney, ale nie ma jej tam, a od tego czasu nie daje znaku życia. 

– Może brak wiadomości, to jednak dobra wiadomość – trochę nieśmiało zaczęłam – wiesz, może chce nas zaskoczyć dobrą formą i sama o podjęła się leczenia w wiadomym tylko jej miejscu. 

Miłość na AntypodachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz