– Viki halo! Kochana Viki – zabrzmiało mi w uszach.
– Anna no nareszcie! Jak dobrze, że jesteście z Johnym – normalnie stare znajome, rzuciły się sobie w ramiona, jakby nie widziały się z rok.
– Witaj Frank – Janek uścisnął mu dłoń – Witaj John.
Ludzie, święci pańscy! To oni wszyscy się znają? Moje zdziwienie jeszcze większe niż to, że zobaczyłam drwala z samolotu! Spokojnie, to się zdarza, no takie zbigi okoliczności, zdarzają się, prawda? Spokojnie Sylwio.
– Kochana już myślałam, że dziś się nie spotkamy. Utknęliśmy z Jankiem, w trafik i nie zdążyliśmy na mszę, mam nadzieję, że wielebny Krystian nie będzie zły. — Uśmiechnęła się Anna do Wiktorii — ale wiesz, Janek opowiedział mi w tym czasie, przeuroczą historię o prześlicznej dziewczynie, którą poznał w samolocie, gdy tydzień temu wracał z Polski... – Przerwała, bo jej wzrok spotkał się moim i.... –
– Ale co tam rozgadałam się, a widzę very piękną dziewczynę, czy to Sylwia twoja siostrzenica, o której mi opowiadałaś – objęła mnie bez zbędnych ceregieli i ucałowała mnie serdecznie – Janek proszę, spójrz, czy takie piękne dziewczyny widziałeś w Krakowie, jak tam byłeś? Pewnie nie, dlatego wróciłeś dalej jako kawaler. Coś trzeba z tym zrobić, bym mogła potańczyć rock and rola, na twoim weselu, nie wiadomo, ile jeszcze będę żyła.
– Anno daj spokój, będziesz żyć długo, jeszcze ze sto lat i nie męcz chłopaka. A wracając do twojego pytania, to jest moja piękna Sylwia, tydzień temu do nas przyleciała.
– My się już znamy, to właśnie Sylwia jest tą piękną dziewczyną z samolotu, o której mamo ci mówiłem – odparł spokojnie, miękkim głosem, jego oczy zrobiły się ciemniejsze.
Nachylił się, poczułam świeży zapach. Tak i chyba nutkę drzewa sandałowego, motyle w brzuchu połaskotały mnie. Cmok, cmok w oba policzki, muśnięcia Janka parzyły i czułam, jak oblewa mnie rumieniec. Stałam jak wryta i gapiłam się to na Janka, to na Ciotkę, to na Franka, to na Annę. No nie mogę, co za zbieg okoliczności, w takiej wielkiej Australii spotkać się, on tu. Ja piękna? Ja pierdziu, jak mi gorąco, jak mi duszno, uff, co tu jest grane? Wiruje mi przed oczami i już nic nie słyszę i nie widzę...
Ocknęłam się po kilku chwilach, w klimatyzowanym punkcie medycznym, leżałam z nogami uniesionymi wyżej, a obok siedział nie kto inny jak brodacz, a pielęgniarka sprawdzała kroplówkę.
– Co się ze mną stało?- zapytałam.
– Zemdlałaś, pewnie przez upał, nie przyzwyczaiłaś się jeszcze do naszego klimatu, siostra Maya podała ci wzmacniającą kroplówkę – odpowiedział tym swoim niskim głosem.
– Witamy Sylwio, jestem siostra Maya, wujostwo się zmartwili twoim zasłabnięciem, ale Janek szybko przyniósł cię do mojego punktu, a ja się Tobą zajęłam. Za pół godziny skończy się kroplówka i będziecie mogli iść się bawić dalej, ale proszę, pij więcej wody, bo w naszym klimacie to podstawa – uśmiechnęła się przyjemna pulchna pięćdziesięciolatka. – Wybaczcie, przejdę do następnego pacjenta.
– Dziękuję siostro – uśmiechnęłam się niewyraźnie. – Dzięki, znowu uratowałeś mi znowu życie – zwróciłam się do Janka spokojnie.
Jak dotarło do mnie, że przygląda mi się z troską, zaczęłam panikować i paplać.
– Gdzie reszta, pewnie ich zmartwiłam, dlaczego tu jesteś, możesz już iść, nie musisz się mną opiekować, dam sobie radę.
– Daj spokój Sylwio, Wiktoria i Frank są z moją mamą, która im opowiada o naszym poznaniu w samolocie, oczywiście w swojej ubarwionej wersji. Zresztą oni i tak chcieli nas właśnie poznać na tym pikniku, a plan ich legł w gruzach, bo my już się wcześniej poznali.
Czy on musi tak pięknie się uśmiechać i pachnieć, na dodatek tak usilnie przy tym mi się przygląda. Chyba znowu kręci mi się w głowie, nie mogę zebrać swoich myśli i uspokoić motyli w brzuchu.
– I co teraz będzie? – zapytałam jakoś tak bez pomysłu i by przerwać ciszę.
– Teraz, to pewnie obmyślają strategię naszego dalszego swatania – odparł i potarł ręką zadbaną brodę.
No tego to już za wiele jak na mnie i moje stalowe nerwy. Poznanie kogoś, zabawa, miłe towarzystwo, ale swatanie to już o wiele, za wiele! Sio motyle!
– Ja nie przyleciałam tu szukać męża, wypraszam sobie... – zerwałam się z łóżka i o mały włos bym wyrwała kroplówkę.
– Sylwio, ostrożnie kochanie, jeszcze coś sobie zrobisz, połóż się – uspokoił mi, swoim miękkim głosem i poprawił kroplówkę.
Przysiadł pewniej obok mnie, wziął swbodnie moją prawą dłoń, a po moim ciele przeszła fala ciepła.
– Ja też do tej pory nie szukałem żony — urwał i jakoś dziwnie na mnie spojrzał.
Co to znaczy do tej pory brodaczu jeden? Wyjaśnij do cholery, co znaczy do tej pory! Spokojnie dziewczyno, on tak tylko mówi, by cię uspokoić.
– Muszę ci coś wyjaśnić, moja mama, w zeszły roku bardzo chorowała, posypała się po śmierci ojca.
– Przykro mi... – przerwałam mu i uścisnęłam mu dłoń, a on zaczął ją głaskać, zupełnie jak w samolocie.
– Już jest dobrze, to znaczy chyba pogodziła się z jego odejściem. A od jakiś sześciu miesięcy, koniecznie chce, bym poznał tradycje i zwyczaje jej ojczyzny. Jak słyszałaś wcześniej, musi obowiązkowo zatańczyć „póki żyje", na moim weselu. Usilnie próbuje mnie ożenić i to obowiązkowo z Polką, dlatego wysłała mnie do Polski, bym poznał tam jej rodzinę, ojczyznę. Stamtąd miałem przywieźć sobie żonę, tak przynajmniej sądziła moja mama. Miała mi w tej podróży towarzyszyć, ale lekarz kategorycznie jej zabronił latać. To się dobrze złożyło, bo oprócz poznawania i podróżowania po ojczyźnie mojej matki moim głównym zajęciem było szukanie brata, Adama. Wspominałem ci w samolocie.
Wstał i trochę nerwowo, potarł swoją brodę, przeszedł kilka kroków do okna. Po czym znowu usiał przy mnie, ponownie ujął moją dłoń i dalej zaczął mówić. A myślała, że tylko ja się denerwuję, brodacz też.
– Mój młodszy, bezmyślny brat, narobił sporo bałaganu w firmie TREC w Anglii, z którą współpracujemy. Najgorsze jest to, że zniknęło część pieniędzy przeznaczonych na nowy kontrakt i zniknął mój brat. Udało mi się unieważnić umowę, a z ubezpieczenia pokryję karę za bezmyślność mojego głupiego brata. To tylko pieniądze.
No ale mnie zatkało, nie wiem co na to powiedzieć. Zastanawia mnie tylko dlaczego on, to wszystko mi mówi? Bossszzze, tego jest chyba jeszcze więcej!
– Moja mama myśli, że Adam jest w Londynie, bo właśnie ostatnio stamtąd dzwonił i zapewniał, że ma dla nas niespodziankę. Ja już wiem co to za news, natomiast ona jest pewna, że się zakochał i pojawi się ze swoją wybranką lada dzień. Ona, też nie wie, że od miesiąca jak Adam zniknął, pojawiły się również problemy tu na farmie, z biurem patentowym. Ja się dwoję i troje, by go odnaleźć i namówić do powrotu, by naprawić sprawę naszego patentu, latałem prawie po całej Europie z myślą, że jakimś cudem spotkam go Europie i namówię go do powrotu, a przynajmniej dał, by mi pełnomocnictwo. Nic, bardziej mylnego, mój brat nie pojawił się na umówionym przez prywatnego detektywa spotkaniu w Londynie, ani też w Warszawie. Jak wróciłem do Australii, dostałem informację, że jest owszem w naszym kraju, ale szuka go też policja.
OMG to jest normalnie jak jakiś kryminał sensacyjny, a ja w środku akcji.
– Policja, to brzmi bardzo nie ciekawie Janku. – Zmartwiłam się.
Biedny brodacz musi przechodzić przez to wszystko sam i nie może się z nimi podzielić swoimi kłopotami. I przez takiego dupka musi to znosić! No i Anna też. Zaraz, przecież własnie mnie obarczył tymi wiadomościami!
– Ponoć ma złożyć tylko jakieś wyjaśnienia do prowadzonej sprawy, tylko tyle wiem – mówił dalej.
– Moja matka podejrzewa, że coś przed nią ukrywam, a ja mam plan, by na chwilę jej myśli odciągnąć od problemów z patentem i Adamem.– Przerwał i znowu nerwowo wstał.
Dlaczego czuję niepokój i wali mi serce? Dlaczego on patrzy na mnie tymi pięknymi oczami, trochę błagalnie? Dlaczego mam wrażenie, że jak powiedział, że ma plan, to ja jestem ujęta w nim?
– Sylwio, muszę ci coś powiedzieć. Anna żyje nadzieją, że podobnie jak ona stworzyła udany związek z moim ojcem, tak my oboje z Adamem ułożymy sobie życie. Pół roku temu mama postanowiła pomóc mojemu przeznaczeniu i z Wiktorią swoją przyjaciółkę z „Klubu Czytelniczek" przy Polskim Klubie w Liverpool, uknuły pewien plan. Domyślasz się jaki? Jadąc tu, moja mama przyznała się, że chce, bym kogoś poznał siostrzenicę Wiktorii, Sylwię, która tydzień temu przyleciała z Polski. Przyznała się, bo wie, że lubię jasne sytuacje, nie lubię kłamstwa i krętactwa.
– No to im się nie udało – powiedziałam tak trochę do siebie.
– Nie, nie udało, ale wtedy ja opowiedziałam jej o pięknej dziewczynie, którą poznałem w samolocie, domyślając się, że to jesteś tą Sylwią, z którą chcą mnie poznać i wyswatać.
– Ja nic nie wiedziałam... to znaczy moja mama i ciocia coś szeptały przez telefon, ale nie przyleciałam tu z myślą, by szukać męża, owszem chciałam zacząć w końcu żyć, oddychać pełną parą, ale...
– Domyśliłem się – przerwał mi – a tu, na miejscu jak zobaczyłem Wiktorie, Franka i Ciebie w tej pięknej błękitnej sukience, to już byłem pewny swojego planu. Twoje omdlenie jest mi trochę na rękę, bo chcę cię o coś prosić. A jesteśmy tu sami, więc mogłem wprowadzić cię w szczegóły. Mam dla ciebie pewną propozycję.
No chyba nie o rękę! To jest już szczyt, gdyby nie kroplówka, to chyba bym wybiegła stamtąd jak poparzona. Oczy to miałam tak szeroko otworzone, że aż bolały mnie powieki! Na bank nabawię się kurzych łapek! Zestarzeję się szybciej, niż zacznę żyć!
Już miałam coś palnąć, że ma w nosie twój plan, ale on tak nam mnie spojrzał, a przy tym tak fantastycznie pachniał, zagęściło się powietrze w izolatce. Ok, no dobra, nich się dzieje, zmiękłam, chyba nawet uśmiechnęłam się nerwowo w oczekiwaniu, co będzie dalej. Jaki ma plan, mój prawie dwumetrowy brodacz?
– Może spotykamy się na kilku randkach, mam jeszcze kilka dni urlopu, zbliżają się święta Bożego Narodzenia, będzie dużo się działo, pokaże ci moją Australię, naszą farmę, a potem, no tak po nowym roku powiemy, że nie zaiskrzyło i może dadzą nam spokój. To mi da czas by rozwiązać problemy z patentem i może z bratem. Nic nie mów, przemyśl to, zadzwonię do ciebie jutro.
Jeszcze nie zaczęliśmy być parą, a szalony, przystojny, brodacz ma już plan na rozstanie nas! Biznesmen pełną gębą! Brawo! Czy łóżko, też zaplanowałeś? Taki dodatek strategiczny, by było wiarygodne? Spokojnie, Sylwia, spokojnie.
– Nie mam czego przemyśleć, no tego się po szalonej Wiki mogłam spodziewać, ale widzę, że jej szaleństwo jest zaraźliwe, skoro i twoja mama i moja, zaraziła się TYM, ale widzę, już u ciebie objawy zarażenia.
Powiedziałam i wściekła popatrzyłam się na kończącą się kroplówkę, Janek uśmiechnął się do mnie jak gdyby nigdy nic.
– Ta propozycja jest...
– Nie odpowiadaj teraz, jutro mi odpowiesz, wiesz, tu się dość często zdarzają takie swatania i wiesz co, te małżeństwa są bardzo udane, więc one postanowiły wziąć sprawę w swoje ręce, bo wierzą, że robią dobrze, nie wiń ich.– Przerwał mi Janek.
– O zakochani sobie tak słodko szepcą, a kroplówka się już skończyła – nie wiadomo kiedy pojawiła się siostra Maya – już złociutka odczepiamy i idziecie dzieciaki, tylko pamiętaj Sylwio dużo płynów, Janek dbaj o swoją girl friend – uśmiechnęła się i puściła mu oko.
Tego, już za wiele jak na tę chwilę, zaczęłam zbierać się, by powiedzieć, że się przecież nie znamy, otworzyłam usta... ale Janek powstrzymał mnie gestem. A ja jak baranek na rzeź, potulnienie nie wypowiedziałam ani słowa. Pomógł mi wstać i wyszliśmy na zewnątrz. Uderzyła mnie fala gorącego powietrza, była godzina dziewiętnasta i rozpoczęła się następna zabawa, jedzenie pierogów na czas.
– Sylwio, dobrze się czujesz? – zapytała zmartwiona Anna.
– Kochana, ale nas zmartwiłaś, to ten upał dał ci się we znaki, nie jesteś jeszcze przyzwyczajona – Wiki i Frank mieli naprawdę zmartwione miny, a mama Janka uśmiechała się i spoglądała to mnie to na Janka.
A ja miałam już tego wszystkiego serdecznie dosyć. To nie upał, zwalił mnie z nóg, tylko ten przystojny, sexowny, facet, który na dodatek, ma dla mnie dziwną propozycję.
– Już jest dobrze, tak to upał – uśmiechnęłam się koślawo, jak Karol zwykł mówić.
– Ale, to jest fantastyczne, że się już znacie i ta niesamowita historia z waszym poznaniem w samolocie, uprzedziliście dziewczyny, będziecie opowiadać swoim dzieciom i wnukom. – Uśmiechał się Franek.
Jak mnie się przewracało w środku, jego słowa, to jak kwas na moje serce. Jakie poznanie, jakie dzieci! Ludzie, to się dzieje naprawdę?
– Oj dajcie spokój między mną, a Jankiem nic...
– Dajcie Sylwii złapać oddech – przerwał mi Janek – idziemy zabawić się, może Frank weźmie udział w tym konkursie z pierogami?
Viki złapała pod rękę Annę i Franka, po czym podeszli do boksu z zabawą. My z Jankiem w bezpiecznej odległości ruszyliśmy tuż, za nimi.
Reszta wieczoru przebiegła, bez spięć, choć dało się czuć między mną a Janem jakieś napięcie. Poddałam się jednak zabawie, na przekór temu, co czułam, a było jeszcze malowanie bombek, lepienie pierogów na czas, dla dzieciaków konkurs czytania po polsku, w którym byłam jurorem, jako najbardziej polska z całej Polonii. Wszyscy świetnie się bawili, choć gdzieś z tyłu głowy, pojawiała się myśl z tą propozycją drwala, z którą nie wiadomo co począć.O dwudziestej drugiej pożegnaliśmy się, Janek przypomniał, że zadzwoni jutro i to by było na tyle. Viki i Anna porozumiewawczo wymieniły po raz setny spojrzenia. Muszę chyba nadmienić, że z tymi ich sygnałami porozumiewawczymi, jakoś specjalnie się z nie kryją! Mają niezłą zabawę, ja jednak jakoś mniej.
Przewracałam się na łóżku do rana, myśląc, o propozycji Janka i o tym, że obiecałam sobie zacząć myśleć o sobie. Jeśli jutro zadzwoni wieczorem, co mu odpowiem? A właściwie to, czemu nie mogę się zabawić, co mi zależy, o tylko trzy miesiące i wrócę do Polski, nikt się nie dowie o tej grze, a mojej rodzinie powiem, że się nie ułożyło.
Zaraz napiszę sms do Karola, on spojrzy na tę sprawę obiektywnie.
![](https://img.wattpad.com/cover/227494868-288-k230186.jpg)
CZYTASZ
Miłość na Antypodach
RomanceSylwia wylatuje do Australii, by zaopiekować się ciotką Viki po operacji. Marzy też, by ten wyjazd okazał się szansą na zmianę jej nudnego życia, jakie wiodła w Polsce. Sprawa wydaje się prosta, ale już w samolocie zaczynają się problemy, gdy spotyk...