Rozdział 55 - Tajemnicze zniknięcie

754 40 3
                                    

Harry zatrzymał się dopiero przy portrecie Merlina. Szepty wzmogły się, kiedy stanął naprzeciw twarzy czarodzieja. Przejechał palcami po ramie, by sprawdzić, czy obraz można ściągnąć i wtedy w miejscu, gdzie znajdowało się serce Merlina, pojawiło się wyżłobienie dłoni. Po chwili wahania przyłożył do tego swoją dłoń i, ku jego zdumieniu, od palca środkowego zaczęło tworzyć się rozcięcie. Cofnął się o krok, obserwując to, co się działo. Obraz przedzielił się na pół, a później zniknął, ukazując wejście. Zaciekawiony do granic możliwości wszedł do środka i niepewnie ruszył w głąb ciemnego korytarza. Gdy odwrócił się za siebie, portret wrócił na miejsce i zapaliły się małe lampiony. Poszedł dalej wąskim, ceglanym korytarzem. Dotarł do dość dużych wrót, które natychmiast się otworzyły. Stanął w olbrzymim okrągłym holu, w którym znajdowało się mnóstwo par drzwi.

— Wreszcie się spotkaliśmy, Harry.

Natychmiast odwrócił się w stron męskiego głosu, który zupełnie go zaskoczył. Ku niemu szedł starszy mężczyzna z włosami pokrytymi siwizną. Piwne oczy były jednocześnie czujne i radosne, jakby od dawna czekał na to spotkanie. Tuż przy jego boku kroczyła jedna z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek widział. Długie czarne loki były zadbane jak u modelki, a niebieskie tęczówki zabłysły, gdy ich spojrzenia się spotkały. Uśmiechnęła się szeroko, przez co zastanowił się, czy komuś mu go ona nie przypomina.

— Jestem Jim, a to jest Amy — przedstawił mężczyzna, stając naprzeciwko niego.

— Za wiele mi to nie mówi — stwierdził niepewnie Harry, na co Jim się wyszczerzył.

— Wcale mnie to nie dziwi. Tak się składa, że trafiłeś do zamku Aniołów Wolności.

Harry patrzył na niego niezrozumiałym spojrzeniem, ale po chwili przypomniała mu się piosenka Tiary Przydziału, która mówiła o pomocy legendarnych Aniołów.

— Powinienem coś wiedzieć na ten temat? — zapytał bezradnie, a Amy roześmiała się szczerze.

— Niekoniecznie — przyznał Jim. — Kiedyś byliśmy bardziej sławni, teraz mało kto coś o nas wie. Inaczej nazywają nas Bezimiennymi. Nie trafiłeś tutaj bez powodu, bo tak się składa, że celowo cię tutaj ściągnęliśmy.

— W jakim celu?

— Chcielibyśmy cię wyszkolić. Jesteśmy zrzeszeniem najsilniejszych magów i według naszego Najwyższego doskonale się tutaj nadajesz. — Uśmiechnął się, gdy zobaczył nieprzekonaną minę Harry'ego. — Nie zauważyłeś, że od jakiegoś czasu miałeś niekontrolowane wybuchy magii?

— No tak, ale... żeby aż tak? — nie dowierzał.

— Aż tak — potwierdził Jim. — Wybuchy nie wszystkich ludzi są tak silne, że wyczuwa je Najwyższy. A chyba wiesz, jak mogą się skończyć takie wybuchy, prawda? — Skinął głową ze zrozumieniem. — Dzięki szkoleniu mógłbyś zacząć to kontrolować, ale to zależy od ciebie.

Zapadła chwila ciszy.

— Chyba nie mam wyboru — stwierdził Harry, na co Amy uśmiechnęła się uszczęśliwiona.

— Świetnie. — Jim klasnął w dłonie. — Twoje szkolenie potrwa około roku, jednak na zewnątrz miną jakieś dwadzieścia cztery godziny, więc nie musisz się niczym przejmować. Niedługo dostaniesz swój plan zajęć, rozpiskę nauczycieli i wszystkich poznasz. Teraz Amy pokaże ci zamek i przy okazji powie coś ważnego. Ja w tym czasie powiadomię Najwyższego, że do nas dotarłeś.

Zostawił Harry'ego w rękach Amy, która wyglądała na lekko zdenerwowaną. Oprowadziła go po większości pomieszczeń, aż dotarli do jego kwatery. Jego pokój bardzo przypominał ten w zamku Czarnych Feniksów, choć był urządzony w ciemniejszych kolorach.

Harry Potter i Mrok DniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz