Rozdział 83 - Proces

489 36 0
                                    

Ledwo rozpoczął się alarm, a w Hogwarcie zapanował rozgardiasz. Uczniowie niezbyt wiedzieli, co takiego się stało, jednak ci bardziej domyślni od razu połączyli wszystkie fakty, które ostatnio miały miejsce. Jay i Alex wymienili spojrzenia, domyślając się, że to sprawka Harry'ego.

— Wszyscy zostają na miejscach! — zadecydował główny dowodzący ochroną Hogwartu. — Afross! Luke! Hipis! Kilt! Zostajecie w Wielkiej Sali! Reszta za mną!

— Pójdę przebadać sytuację — rzekła cicho Tonks do Łapy i Lunatyka.

— Uważaj na siebie — szepnął ten drugi.

Uśmiechnęła się do niego lekko i pobiegła za aurorami. Nie pozwolono jej uczestniczyć w akcji, ponieważ twierdzili, że zbyt dobrze zna Harry'ego. Domyśliła się ciągu dalszego myśli dowódcy: mogłaby mu pomóc w ucieczce. Nic jej nie powiedzieli oprócz tego, że ma zostać w Wielkiej Sali razem z uczniami, którzy mieli się nigdzie nie ruszać. Wściekła wracała do pomieszczenia, lecz schowała się za posągiem i podsłuchała słowa aurora prowadzącego akcję.

— Potter przyszedł do Hogsmeade z grupą zakapturzonych, którzy mu pomagają. Na razie nic nie robią, jakby na coś czekali.

— Chcą wejść do zamku?

— Tego nie wiemy. Łapiemy tylu, ilu się da. Starajcie się ich nie zabijać, ale Pottera... chcę mieć. Nieważne, czy żywy, czy martwy.

— Tak jest!

Odeszli. Tonks stała w miejscu jak zamurowana. Nieważne, czy żywy, czy martwy. W tym momencie zaczęła żałować, że jest aurorem. Jak mogą mordować kogoś, kto na to nie zasłużył? Cała spięta wróciła do Wielkiej Sali, siadając na swoje poprzednie miejsce.

— Czego się dowiedziałaś?

— Nie chcieli mi nic powiedzieć, dlatego ich podsłuchałam. Harry jest w Hogsmeade z grupą zakapturzonych i chyba na coś czekają. Aurorzy... oni... — przełknęła ślinę — nie zwrócą uwagi na to, czy Harry'ego zabiją, czy nie.

Oboje zamarli, nie wiedząc, że w Hogsmeade zaczyna się walka o życie.

Czarny wraz z kilkoma Niebieskimi czekał na śmierciożerców. Dowiedzieli się, że postanowili oni urządzić sobie mały wypad, a Harry przy okazji chciał załatwić sprawę, którą zapisał na swojej liście po rozmowie z Brianem. Wiedzieli, że aurorzy pojawią się w ciągu kilku minut albo i sekund, ale mieli dokładny plan. W końcu na placu deportowało się kilku śmierciożerców. Harry i Weiter czatowali przy bramie w ukryciu, a reszta zawzięcie walczyła. Zza bramy wybiegła grupa aurorów, nawet ich nie zauważając. Czarny i Weiter wślizgnęli się do środka i bez problemów weszli do zamku.

Wszyscy w całkowitym milczeniu i napięciu czekali na jakiekolwiek wiadomości. Wrota Wielkiej Sali zamknięto na cztery spusty. Większość wiedziała, że nie jest to potrzebne. Harry na pewno nie miał zamiaru skrzywdzić nikogo niewinnego. Rozległo się jeszcze głośniejsze wycie świadczące o tym, że Czarny dostał się do zamku.

ŁUP!

Drzwi zadygotały niebezpiecznie. Aurorzy skierowali tam różdżki. Syriusz miał serce w okolicy jabłka Adama. Nie wiedział, o co chodzi. Pierwszy raz nie wiedział, o co chodzi Harry'emu.

ŁUP!!!

Drzwi wyleciały z hukiem. Kilka osób pisnęło.

— Żeby, ku*wa, tak się przede mną zamykać to normalnie chamstwo! — rozległ się znajomy, pełen oburzenia głos, a następnie czyjś chichot. — Z czego ryjesz? Lepiej zgaś ten dym.

— Dymu nie można zgasić.

— Och, wiesz, o co mi chodzi — jęknięcie.

— Człowieku, jesteś uważany za drugiego Voldiego, więc jakoś się zachowuj!

Harry Potter i Mrok DniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz