Wszyscy Bezimienni zebrali się w swoim zamku, żeby porozmawiać, powygłupiać się i po prostu pobyć w swojej obecności. Temat zszedł na wątki związane z Mrokiem Dnia, ponieważ wszystkich niepokoił brak jego aktywności. Czarny przekazał im informacje, których dowiedział się od Archanioła, aby wiedzieli, czego się spodziewać. Byli przerażeni tak różnorodną armią kolejnego przeciwnika. Wiedzieli, że nie będzie łatwo go pokonać, ale z całych sił chcieli przyłożyć się do jego upadku.
— Ludzie znowu pokładają wszystkie nadzieje w tobie — podsumował Sean, zwracając się do Czarnego. — Nawet nie wiesz, ile sporów toczyło się po śmierci Voldemorta i twoim zniknięciu. Kiedy zaczęły się nowe ataki, wybuchła panika. Wszyscy myśleli, że znowu wrócił i nawet nie wierzyli w słowa ministra. Dopiero gdy wróciłeś i Mrok się ujawnił, dowiedzieli się, na czym mniej więcej stoją.
— Powinniśmy ostrzec ludzi o zagrożeniach ze strony tych stworów — ciągnęła za niego Karen. — Powinni wiedzieć, czego mogą się spodziewać. Przynajmniej czarodzieje. Nie wpadną w taką panikę, gdy zobaczą coś tak przerażającego. Ci cali Mordercy Nocy nie są zbytnio przyjaźni z wyglądu, a z charakteru tym bardziej.
— Do czego w ogóle są zdolni? — Amy skierowała pytanie do Harry'ego, gdyż wiedział on więcej niż pozostali. — Powiedz, co o nich wiesz.
— Sami się przekonaliście, jak silne zaklęcia potrafią rzucać. Już samo przywołanie Mroku musiało ich kosztować sporo mocy. Nie są ludźmi, chociaż kiedyś nimi byli. Można nazwać ich potępionymi przez samego diabła. Są wytworem jego wyobraźni. Zmieniał tych, którzy nie znali litości nawet dla swojej rodziny. Torturami przemieniał ich twarze, skórę, wnętrze i, co najważniejsze, charakter i uczucia. Stwarzał potworów, którzy mieli mu służyć, lecz zaczęli się buntować. Diabeł nie przewidział, że będą chcieli się od niego uwolnić. Udało im się wydostać spod jego władzy i wyszli na Ziemię z zaświatów. Było ich zaledwie kilku. Nikomu się nie ujawnili, a szatan nie mógł ich przywołać z powrotem. Przez pół wieku rozmnażali się, lecz nie było to łatwe. Robili to w dość okrutny sposób: na żywca wycinali część żołądka i za pomocą magii sprawiali, że tworzyło się dwóch-trzech nowych. Mogło to zabić, ale nie znali innego sposobu. W końcu było ich już tak wielu, że mogli się poświęcić i przywołać tego, który rozpoczął bunt, swojego przywódcę i tego, który jako jedyny został z powrotem ściągnięty do piekła. Przez to mamy teraz nowego dyktatora. Pewnie się domyślacie, o kogo chodzi.
— Mrok Dnia — mruknął Steve.
— Właśnie. W zaświatach sporo się nauczyli. Zaklęcia, również te masowe, walkę mieczem, magię piekielną. Nienawidzą ludzi, zrzeszają do siebie tych, którzy ludźmi nie są lub nie są nimi do końca. Chodzi mi o wampiry, wilkołaki czy jaszczuroludzi. Zwykły człowiek nie zmienia się w krwiopijcę czy kogoś, nad kim nie panuje. Zwykły człowiek nie ma też ogona jaszczurki i jego kończyn, chociaż chodzi na dwóch nogach. A piaskowce i dementorzy nie są w żadnej części ludźmi.
— Jak oni żyją?
— Po części jak ludzie. Jedzą, piją, mnożą się, uczą, walczą i czują, chociaż tutaj sporo się od nich różnimy. Jest jedna płeć.
— Czym się żywią?
— Mówi ci coś słowo kanibalizm?
Natalie przełknęła głośno ślinę.
— To ja już znam odpowiedź — wydusiła.
— A jak się je zabija?
— Jak ludzi, chociaż nie jest to takie proste. Są szybcy i zwinni.
— Dość dużo o nich wiesz — zauważył Lucy.
— Tak słyszałem — odpowiedział prędko Czarny.
CZYTASZ
Harry Potter i Mrok Dnia
FanfictionHarry za wszelką cenę chce pokonać Voldemorta, nawet kosztem własnego życia. Opowiadanie nie jest moje, ja je tylko publicznie udostepniam! Autor: Bully Oryginał: http://hp-i-sila-zycia.blogspot.com/p/blog-page.html Okładka: @Aguslawa