Rozdział 11 - Święta

852 54 0
                                    

Czas spędzali w różnoraki sposób. W związku z brakiem szkoły młodzież postanowiła uczyć się zaklęć w domu. Ginny nie była zbyt zadowolona, gdyż nie była pełnoletnia, więc musiała pominąć część praktyczną. Harry miał wiele obowiązków związanych z dowodzeniem Zakonem Feniksa, więc od czasu do czasu organizował spotkania. Nie miał jeszcze okazji brać udziału w żadnej bitwie lub misji, gdyż Voldemort nie wychylał się ze swojej kryjówki. Jednocześnie wraz z przyjaciółmi szukał informacji o kolejnych horkruksach czarnoksiężnika, jednak nie posunęli się naprzód.
Nim się obejrzeli, nadszedł grudzień. Na zewnątrz prószył lekki śnieg, chociaż często bardzo szybko zamieniał się w nieprzyjemną breję. Tydzień przed świętami nasypało go jednak tyle, że sięgał im do łydek. Przy śniadaniu Syriusz oznajmił młodzieży, że dzisiejszego dnia wybiorą się na Pokątną, gdzie mieli zamiar kupić prezenty. Molly stwierdziła, że zaprosiła kilka osób, które miały wpaść na wigilijną kolację.
Godzinę później krążyli już po uliczce zasypanej śniegiem. W tle unosiły się świąteczne piosenki puszczane z radia, ludzie pędzili z listami zakupów, a sklepy były oblegane przez klientów. Harry wraz z Ginny, Ronem i Hermioną skierowali się do Centrum Magiczno-Handlowego, śmiejąc się z opowieści rudzielca o jego przygodzie z dzieciństwa, gdy drogę zagrodziła im Romilda Vane. Zrobiła to tak gwałtownie, że Harry niemal na nią wpadł.
— Cześć, Harry — przywitała się, trzepocząc rzęsami.
— Cześć — odpowiedział machinalnie.
Ginny wbiła w dziewczynę spojrzenie spod przymrużonym powiek.
— Cześć — rzuciła z przemiłym uśmiechem.
Romilda spojrzała na nią, jakby wcześniej jej nie zauważyła, lecz niemal od razu ponownie przeniosła wzrok na bruneta.
— Co słychać? — uśmiechnęła się szeroko.
— Nic ciekawego. — Objął Ginny w pasie i dodał prędko: — Przepraszam, ale się spieszymy.
Dziewczyna wyglądała tak, jakby uderzył ją w twarz. Ominęli ją, lecz Harry zdołał jeszcze usłyszeć, jak cicho mówi:
— I tak będziesz mój.
Ginny chciała natychmiast zareagować i gotowa była się odwrócić, by powiedzieć coś niemiłego, jednak Harry przytrzymał ją i rzucił za siebie:
— Tylko nie wysyłaj mi eliksiru miłosnego.
Ron chrząknął. Nikt więcej się nie odwrócił, więc nie dostrzegli reakcji dziewczyny na słowa Harry'ego. Dotarli do Centrum Magiczno-Handlowego, gdzie postanowili rozdzielić się, aby kupić sobie nawzajem prezenty. Harry rozglądał się po różnych zakątkach budynku, lecz wreszcie wylądował w sklepie z biżuterią, gdzie kupił Ginny srebrny łańcuszek. Później zainwestował jeszcze w prezenty dla pozostałych i ruszył w miejsce, gdzie byli umówieni. We czwórkę wyszli z Centrum, lecz Hermiona rzuciła:
— Muszę jeszcze wstąpić po jedzenie dla Krzywołapa.
— A ja dla Świstoświnki — dorzucił Ron.
Harry i Ginny zerknęli na siebie przelotnie.
— To idźcie, a my poczekamy — zaproponowała rudowłosa. Oboje odeszli, a Harry i Ginny spojrzeli na siebie z rozbawieniem. — Zastanawiam się, jak długo będą robić jeszcze takie podchody — stwierdziła, a chłopak roześmiał się i objął ją.
Gdy Ron i Hermiona wrócili, skierowali się na miejsce spotkania z pozostałą częścią grupy. Po powrocie do domu Harry wyciągnął Ginny na podwórko za budynkiem, gdzie obsypał ją śniegiem od góry do dołu. Dziewczyna krzyczała i śmiała się na przemian, rewanżując się tym samym. Tarzali się w śniegu jak małe dzieci. Zupełnie zapomnieli o wszystkich problemach, które ostatnimi czasu zaprzątały im głowy. Nie istniał Voldemort, Zakon, szkoła. Widzieli tylko radość i szczęście na twarzy swojej ukochanej osoby i to im wystarczało.
Wreszcie Ginny, zmęczona zabawą, położyła się na ziemi, ciężko dysząc, ale cały czas z uśmiechem na ustach. Harry zawisł nad nią, obserwując jej zaczerwienioną twarz, wystające spod czapki ognistorude włosy rozłożone wokół głowy i błyszczące oczy wpatrzone w niego. Pochylił się nad nią jeszcze bardziej i odszukał jej usta, lekko je całując. Ginny westchnęła, zamykając oczy i odwzajemniając pocałunek. Nim Harry się zorientował, co dziewczyna robi, było już za późno. Pisnął, kiedy wsunęła pod jego kurtkę i sweter śnieg. Gryfonka wybuchnęła szczerym śmiechem, a następnej chwili uciekała jak szalona przed chłopakiem, który postanowił się zemścić. W końcu cali przemarznięci wrócili do domu, gdzie szybko usiedli przy rozpalonym kominku, z ulgą przyjmując ciepło, które wytwarzał ogień. Roześmiana Hermiona, która widziała ich wyczyny na śniegu, przyniosła im kubki z gorącą herbatą, a Ginny odniosła wrażenie, że w pewnym momencie spojrzała na nich z lekką zazdrością.
Święta Bożego Narodzenia mijały w spokojnej atmosferze, pełnej ciepła i radości. Wszyscy zapomnieli o trwającej wojnie, chcąc spędzić ten czas z najbliższymi. W drugi dzień świąt Hermiona wybrała się do rodziców. Dla zabicia czasu Fred i George grali w gargulki, Ron i Harry w szachy czarodziejów, a Ginny obserwowała ich grę, głaskając wygodnie leżącego na jej kolanach Krzywołapa. W trakcie bitwy Ron stwierdził, że idzie po coś do jedzenia, co nie było niczym dziwnym. W drzwiach wpadł wprost na Hermionę, która wróciła od rodziców.
— Przepraszam, Hermiono — speszył się chłopak, a jego końcówki uszu poczerwieniały lekko.
Dziewczyna odpowiedziała coś z zakłopotanym uśmiechem. Harry i Ginny zerknęli na siebie ze szczerym rozbawieniem. Gdy Harry i Ron wrócili do gry, rudowłosy robił tak głupie błędy, że brunet z łatwością z nim wygrał. Chłopak patrzył na planszę z niedowierzaniem, gdy uświadomił sobie, jaką popełnił głupotę ostatnim ruchem. Harry zaśmiał się i rzekł oficjalnie:
— Ronaldzie Weasley, stan zakochania przyczynia się do tego, że wygrywam z tobą w szachy czarodziejów.
— Ciiiiiiiiii!
Harry wybuchnął szczerym śmiechem, ale nie drążył tematu. Syriusz wyciągnął skądś Eksplodującego Durnia i tak natrętnie powtarzał Lunatykowi, żeby z nim zagrał, że ten w końcu się zgodził ze zirytowaną miną. Młodzież obserwowała grę, raz po raz komentując ich wyczyny tylko po to, żeby ich zdekoncentrować. Łapa właśnie dotarł na sam szczyt irytacji, więc rzucił się na swojego chrześniaka, który wzdychał boleśnie nad jego ruchami i zatkał mu dłonią usta, gdy w salonie pojawił się patronus Kingsleya. Wszyscy zamarli, gdy zwrócił się do Harry'ego:
— Hogsmeade zostało zaatakowane przez setki dementorów. Aurorzy nie mogą sobie poradzić, bo jest ich za mało. Czekamy na pomoc.
Chłopak długo się nie zastanawiał, od razu zarządzając teleportację do Hogsmeade osób, które potrafią Zaklęcie Patronusa.
— Ja też potrafię — rzuciła natychmiast Ginny.
— Nie jesteś w Zakonie — odparł od razu Harry.
— Ale byłam w GD i sam mnie tego nauczyłeś. Wiesz, że dam radę, a potrzebujecie ludzi — naciskała. Widziała, że się wahał i szybko zrozumiała, że nie może jej zabrać, jeśli nie zgodzi się na to jej matka. — Mamo? — zwróciła się do kobiety.
— Przyda się — powiedział Remus, gdy tylko Molly otworzyła usta, aby dać negatywną odpowiedź.
Jej ramiona opadły. Wiedziała, że jest potrzebna każda osoba, która zna Zaklęcie Patronusa.
— Nie spuszczaj z niej oka — zwróciła się do Harry'ego, a ten skinął głową.
Ginny z uśmiechem chwyciła go za łokieć. Po chwili w salonie została tylko pani Weasley i Fleur. Na miejscu spotkali się z uciekającymi w panice mieszkańcami Hogsmeade, zakapturzonymi postaciami, aurorami, którzy rzucali zaklęcia i kilkoma członkami Zakonu Feniksa. Wszyscy rozbiegli się w różne części wioski, aby dołączyć do odpierania ataku. Harry pociągnął Ginny za sobą, nie mając zamiaru doprowadzić do tego, żeby rozdzielili ich na więcej niż dwa metry. Szybko pobiegła za nim ze świadomością, że nie może go zawieść. Dotarli do większej grupki dementorów, którzy wysysali dusze z kilku mieszkańców. Harry natychmiast pomyślał o swoich urodzinach z Ginny i radości, którą odczuł, gdy do siebie wrócili.
Expecto Patronum.
Z jego różdżki wydobył się biały jeleń, który prędko pognał w stronę potworów. Tuż obok niego pobiegł koń, który uformował się z różdżki Ginny. Zwierzęta rozgromiły grupę dementorów i dopiero wtedy zniknęły. Oboje pobiegli dalej, do kolejnych stworów Voldemorta. Harry przywołał wspomnienie sprzed kilku dni, gdy z dziewczyną tarzali się w śniegu, śmiejąc się i całując.
Expecto Patronum.
Po chwili ze zdumieniem spostrzegł, że zrobił to niewerbalnie. Jeleń był tak silny, że sam zdołał pokonać dwudziestu dementorów i pognał jeszcze dalej, pomagając mieszkańcom, aurorom i Zakonnikom. Gdy wreszcie biały jeleń stracił na sile, Harry odczuł zmęczenie, jednak wiedział, że to jeszcze nie jest koniec walki. Dostrzegł, że jeden z potworów kieruje się z stronę Hermiony, która skupiła się na rzuceniu zaklęcia i nie była tego świadoma. Harry natychmiast przywołał najlepsze wspomnienia związane z przyjaciółmi i po raz trzeci z jego różdżki wydobyła się biała poświata, która uformowała się w cielesnego patronusa i obroniła Hermionę i kilka innych osób.
Jakiś czas później dementorzy zostali pokonani, więc ludzie odetchnęli z ulgą. Wszyscy wyglądali na wyczerpanych, jednak żaden z Zakonników nie został pozbawiony duszy. Harry zorientował się w całej sytuacji i dopiero wtedy zarządził powrót do domu. Pani Weasley i Fleur czekały na wszystkich ze zniecierpliwieniem, a gdy tylko weszli do domu, natychmiast podały im czekoladę na wzmocnienie. Molly obserwowała Ginny ze szczególną uwagą, jednak widząc, że nic jej się nie stało, pokiwała głową z ulgą na twarzy. Harry odetchnął na ten gest, mając świadomość, że zdał test.

Harry Potter i Mrok DniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz