Rozdział 9 - Ósmy horkruks

915 54 0
                                    

 Głupie teksty Syriusza okazały się być pozytywnym aspektem mieszkania w tym ponurym domu. Nawet w trakcie świąt Bożego Narodzenia w piątej klasie mężczyzna nie był tak pozytywnym człowiekiem jak teraz. Gdy Remus powiedział mu, że został pośmiertnie uniewinniony, zawył z radości i w trakcie napadu ekscytacji rozbił ulubiony wazon pani Weasley. Harry, który go obserwował, popukał się w głowę, jednak w jego oczach widoczne było rozbawienie. Sam był szczęśliwy, że odzyskał chrzestnego, a myśl, że teraz w końcu mogą normalnie spotykać się poza domem podnosiła go na duchu. Łapa chodził niemal non stop z uśmiechem na ustach, w ogóle nie przypominając człowieka, który spędził dużą część swojego życia w Azkabanie.

Kilka dni później Harry złapał na Grimmauld Place McGonagall i zapytał ją, czy mógłby porozmawiać z portretem Dumbledore'a. Odpowiedziała, że może z nim iść do szkoły już teraz, więc Harry przekazał pani Weasley, że wychodzi, aby nikt nie tracił głowy, gdy nie będą mogli go znaleźć. Razem z dyrektorką teleportował się do Hogsmeade, a później ruszyli w stronę szkoły. Kobieta powiedziała mu, że Ministerstwo podjęło decyzję o nieotwieraniu Hogwartu w tym roku szkolnym, co kompletnie wybiło go z rytmu. Sam wahał się, czy wrócić do szkoły, jednak nie wyobrażał sobie, żeby Hogwart został zamknięty. Według Ministerstwa szkoła była podatna na atak Voldemorta. Duża część rodziców zadeklarowała, że nie wyśle swoich dzieci do Hogwartu i będą je nauczać w swoich domach, jeśli tylko uzyskają zgodę Ministerstwa Magii. Bariery postawione przez poprzedniego dyrektora okazały się tak silne, że bez nich obawiano się słabej ochrony. Szukano jakiegoś rozwiązania dla tego problemu, ale pierwszy września zbliżał się nieubłaganie i tracono już nadzieję na usunięcie tego kłopotu.

Na widok szkoły Harry'emu zrobiło się cieplej na sercu. Tęsknił za tym miejscem, które uważał za swój prawdziwy dom. Powiadomił dyrektorkę, że później chciałby odwiedzić Hagrida, więc przekazała mu, że po wizycie gajowy pomoże mu wydostać się ze szkoły. Po ściągnięciu zaklęć ochronnych, które nie zostały usunięte po śmierci Dumbledore'a, ruszyli w stronę budynku.

— Hasło to Albus Dumbledore. W razie wypadku będę w pokoju nauczycielskim.

Hogwart bez uczniów był bardzo pusty i Harry nie wyobrażał sobie, że taki miałby pozostać przez kolejny rok. W gabinecie panowała niezmącona cisza. Większość dyrektorów spała w swoich ramach, jednak na jego widok Dumbledore uśmiechnął się promiennie.

— Dzień dobry, dyrektorze.

— Witaj, Harry. Co cię tutaj sprowadza?

— Głównie pytanie, dlaczego to ja miałem zostać przywódcą Zakonu — odpowiedział niepewnie.

Starzec uśmiechnął się dobrodusznie.

— Myślałem, że to jasne. Znasz Voldemorta jak nikt inny, bez większych problemów rozpracujesz jego taktykę, masz o nim więcej informacji i to znacznie ułatwi ci misję z horkruksami. Może to ci się wydawać strasznie trudne, jednak z czasem dostrzeżesz, jak bardzo Zakon Feniksa pomoże ci w starciu z Voldemortem.

— Na razie mam wrażenie, że ktoś przeniósł mnie do innego świata. — Dumbledore zachichotał na jego stwierdzenie. — Nigdy mi pan nie powiedział, jak zniszczył pierścień Marvola.

— Musi być to artefakt o bardzo silnej mocy. Zniszczyłeś dziennik kłem bazyliszka, którego wcześniej przebiłeś mieczem Gryffindora, prawda? Miecz wessał w siebie część siły bazyliszka i tym samym można nim zniszczyć horkruksa.

— Czyli miecz i kieł. Jest coś jeszcze?

— Jest jeszcze jeden przypadek. Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego Voldemort zostawił w tobie część siebie?

— Przez przepowiednię — odpowiedział bez przemyślenia, patrząc na portret ze zmarszczonymi brwiami. — Dzięki temu mogę wnikać do jego umysłu, bo zostawił we mnie kawałek swojej duszy.

Zapadła cisza. Oczy Harry'ego powoli zaczęły się rozszerzać, gdy uświadomił sobie, co właśnie powiedział. Kawałek swojej duszy.

— Nie — szepnął. Z paniką przeniósł wzrok na dyrektora, który patrzył na niego przygnębionym spojrzeniem. — Jestem ósmym horkruksem, tak?

— Przykro mi, Harry. Obawiam się, że zrobił to nieświadomie, gdy cię zaatakował kilkanaście lat temu.

— Czyli muszę dać się zabić — powiedział nieprzytomnie. Milczenie było potwierdzeniem. — Ja... Chyba już pójdę.

— Harry, pamiętaj, że twoja śmierć w tym przypadku nie jest pewna — rzekł za nim Dumbledore. — Masz moc, pamiętaj.

— Tak, wiem — odpowiedział lekceważąco. — Do widzenia.

— Nie trać nadziei, Harry. Do widzenia.

Za drzwiami chłopak zatrzymał się. Wielka gula stanęła mu w gardle, gdy uświadomił sobie, że musi zginąć, choć tak bardzo pragnął żyć. Ruszył w stronę łazienki Jęczącej Marty, nie mogąc wyrzucić z myśli, że jest ósmym horkruksem. Wziął drżący oddech. Musiał powiedzieć o tym Ronowi, Hermionie i Remusowi, żeby wiedzieli, na czym stoją. Przez moment zastanowił się, widząc przed oczami twarze Ginny i Syriusza. Zasługiwali na to, żeby wiedzieć. Nie miał pojęcia, jak przekazać im tę wiadomość i bał się tej chwili, jednak nie miał wyboru. Ufał im bezgranicznie i nie obawiał się, że przekażą informacje o Voldemorcie nieodpowiednim osobom.

Wkroczył do łazienki Jęczącej Marty i zamknął za sobą drzwi. Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale z ulgą stwierdził, że duch dziewczyny jest nieobecny.

Otwórz się — powiedział w języku węży.

Umywalki rozsunęły się, ukazując wejście do Komnaty Tajemnic. Bez wahania Harry wskoczył do środka, a później skierował się do odpowiedniego pomieszczenia. Chwilę później już miał przed sobą zabitego pięć lat temu bazyliszka. Chłopak skrzywił się, gdy uderzył go odór gnijącego ciała, więc postanowił jak najszybciej się stąd wydostać. Urokiem odciął kilka kłów potwora i zaklęciem unoszącym wydostał się z Komnaty Tajemnic. Zamknął za sobą wejście i ruszył do chatki Hagrida, chowając kły do kieszeni. Został powitany przez Kła, który rzucił się na niego, całego go obśliniając.

— Kieł! Do nogi! — huknął Hagrid, a w następnej chwili ścisnął chłopaka tak mocno, że niemal połamał mu żebra.

U gajowego spędził dobrą godzinę. Później półolbrzym odprowadził go do bramy i wypuścił poza teren Hogwartu. Na Grimmauld Place trafił w momencie, gdy podawano kolację. Zaciekawieni jego wizytą w szkole domownicy zaczęli go wypytywać o powody tego wypadu. Szybko przeszedł na temat odwiedzin u Hagrida, powiadamiając ich, że mężczyzna oświadczył się Madame Maxime. Rozentuzjazmowana grupa zaczęła rozmawiać między sobą o zaręczynach gajowego, jednak Harry nie uczestniczył w tej dyskusji, wracając myślami do tego, czego dowiedział się od Dumbledore'a. Syriusz rzucił mu pytające spojrzenie, ale pokręcił tylko głową, na razie go zbywając. Po kolacji został w jadalni z Ronem, Hermioną, Ginny, Syriuszem i Remusem, więc miał idealną okazję do rozmowy. Zabierał się do tego kilka razy, ale było ciężej, niż sądził. Łapa wstał od stołu i chciał wyjść z pomieszczenia.

— Poczekaj — rzekł wreszcie Harry. — Muszę wam coś powiedzieć.

Mężczyzna opadł z powrotem na krzesło, patrząc na niego z zaciekawieniem. Pozostali natychmiast przenieśli na niego spojrzenia, czekając na to, co powie.

— Część z was już o tym wie, ale coś muszę jeszcze dodać — zaczął niepewnie. Spojrzał na Syriusza i Ginny. — Wiecie, co to są horkuksy?

Po ich przeczącej odpowiedzi wytłumaczył im to, czego dowiedział się od Dumbledore'a w szóstej klasie. Ron, Hermiona i Remus przysłuchali się uważniej, gdy powiedział, jak można zniszczyć horkruksy. Harry zaznajomił Łapę i Ginny z treścią przepowiedni.

— Dzisiaj dowiedziałem się, że horkruksów jest osiem, nie siedem.

— Co? — jęknęła Hermiona, a on dostrzegł w jej oczach przerażenie.

Ona wie — przeszło mu rzez myśl.

— Domyślałaś się wcześniej, prawda? — spytał.

— Zastanawiałam się nad tym, ale miałam nadzieję, że się mylę — odpowiedziała drżącym szeptem i ukryła twarz w dłoniach.

— Co jest? — zapytał zdezorientowany Ron.

— Jestem ósmym horkruksem — odpowiedział cicho Harry.

— Co to znaczy? — spytał słabo Syriusz.

— Muszę dać się zabić.

Zapadła martwa cisza.

— Nie zamierzam przez to siedzieć bezczynnie — ciągnął po chwili Harry. — Znajdę wszystkie horkruksy i je zniszczę. Kiedy już mnie zabije, wy będziecie musieli zająć się nim samym.

— Merlinie, nie mów tak — jęknęła Ginny.

— Musicie wiedzieć, na czym stoicie, więc nie mogę owijać w bawełnę. Według Dumbledore'a jest jakaś szansa, że to przeżyję. W końcu raz zaklęcie się ode mnie odbiło. Nie wiem, na jakiej zasadzie to zadziałało, bo to była raczej dziwna sytuacja i Voldemort nie jest świadomy, że stworzył kolejnego horkruksa, więc tak jakby ma zabić część samego siebie. Nie wiem, co z tego wyniknie, ale będą musiał mu na to pozwolić.

Siedzieli przygnębieni, myśląc nad tym, co im powiedział.

— Hej, jeszcze żyję — uśmiechnął się lekko, chcąc podnieść ich na duchu.

Chyba niezbyt im to pomogło. Widząc, że nadal oswajają się z tą wiadomością, wstał i wyszedł na podwórko znajdujące się na tyłach domu. Usiadł na schodku. Czuł nadchodzącą jesień, gdyż było trochę chłodno, ale nie chciał cofać się do domu, gdzie panowała grobowa atmosfera. Wiedział, że jego przyjaciele w końcu to wszystko przemyślą i będą żyli dalej, jakby nic nie miało się stać, ale na razie ciężko było mu patrzeć na ich twarze. Po kilku minutach poczuł, że ktoś zarzucił mu na ramiona kurtkę, więc zerknął na osobę, która to zrobiła. Ginny usiadła obok niego, a on dostrzegł jej podpuchnięte oczy. Westchnął, gdy uświadomił sobie, że płakała, więc objął ją i przygarnął do siebie. Położyła głowę na jego ramieniu.

— Zawsze będę cię kochać — szepnęła w pewnej chwili.

Pocałował ją lekko w czubek głowy.

Harry Potter i Mrok DniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz