Rozdział 61 - "Dobrze, że jesteś"

645 46 4
                                    

Minęły dwa dni, w trakcie których praca w Norze posuwała się do przodu, a Harry okazał się niesamowitą zrzędą, gdy leżał w Skrzydle Szpitalnym. Czuł się już bardzo dobrze i chciał wyjść, lecz pani Pomfrey stanowczo mu tego zabroniła. W głowie non stop tłukły mu się myśli dotyczące Nory. Nęciło go, żeby jak najszybciej dołączyć do Rona i bliźniaków, dlatego gdy pielęgniarka zniknęła w gabinecie, chłopak ubrał się i wyślizgnął z pomieszczenia. Swoje kroki skierował w stronę tunelu prowadzącego do Hogsmeade, a kiedy już znalazł się poza barierami Hogwartu, deportował się do Nory. Na samym wstępie wmurowało go. Bliźniacy i Ron musieli bardzo dużo i ciężko pracować podczas jego nieobecności, gdyż mury były już ustabilizowane.

— Co ty tu robisz? Miałeś być w Skrzydle — dotarł do niego głos Rona.

— Zwiałem — wyszczerzył się, na co cała trójka parsknęła śmiechem. — Ile godzin dziennie tutaj spędzaliście? Całą dobę?

— Postanowiliśmy trochę przyspieszyć, skoro ciebie nie było — odpowiedział Fred, patrząc na ich dzieło. — Poza tym wyłożyłeś w większości kasę, więc my pracujemy więcej.

— Dajcie spokój. Bierzmy się do roboty.

Idąc za radą Weasleyów, Harry postanowił trochę zwolnić tempo, żeby znowu nie wylądować w Skrzydle Szpitalnym.

Syriusz, Remus i Tonks otworzyli drzwi do szpitala, rozmawiając o bzdurnych sprawach. Dość mocno się zdziwili, gdy dostrzegli puste łóżko Harry'ego. Pomfrey stała niedaleko, kręcąc głową i mamrocząc coś do siebie.

— Poppy, gdzie jest Harry?

— Uciekł.

— Jak to uciekł?!

— Najnormalniej na świecie. Poszłam na chwilę do gabinetu, a gdy wróciłam, już go nie było.

Syriusz jęknął cierpiętniczo.

— Zabiję go za takie akcje. Ale już był zdrowy, tak?

— Właściwie to tak. Miałam zamiar zatrzymać go jeszcze dzień albo dwa dla pewności.

Kiedy wyszli ze Skrzydła Szpitalnego, Łapa mamrotał, co zrobi z chłopakiem, gdy tylko go zobaczy.

— Myślałeś, że syn Jamesa będzie siedział na miejscu, gdy do roboty ma coś ważniejszego? — zaśmiał się Lunatyk. — Łapa, to jest Huncwot Junior. Gdyby siedział bezczynnie, zacząłbym się chyba zastanawiać, czy to na pewno syn Rogatego.

— Też racja — mruknął Syriusz.

Usłyszeli znajome głosy dochodzące zza rogu, więc przystanęli.

— Myślisz, że zdążymy? — zapytał Ron.

— Jasne. Został nam właściwie tylko środek i goto...

Harry zamilkł i zatrzymał się, gdy ich zobaczył.

— Ups — mruknął rudzielec.

— Myślisz, że muszę uciekać?

Ron przyjrzał się minie Syriusza.

— Chyba nie. Poza tym nie masz dość ucieczek? Przed Pomfrey, przed Filchem i jeszcze przed Syriuszem? Odpuść sobie.

Obaj roześmiali się.

— Co ty wyprawiasz? — zapytał wreszcie Łapa. — Nie nauczyłeś się, że nie powinieneś igrać ze swoim zdrowiem?

— Zluzuj portki, Łapcio. — Remus, Tonks i Ron wybuchnęli niepohamowanym śmiechem, a Syriuszowi drgnęły usta. — Panuję nad sytuacją, a jakby co Ron mnie przywoła do porządku. Pasuje?

Harry Potter i Mrok DniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz