Rozdział 39 - Miranda i Ginger

310 26 1
                                    

Czarny ostatni raz spojrzał na nagrobek i wyszedł z cmentarza. Udał się w stronę centrum wioski, kierując się największą ilością latarni. Zatrzymał się na głównym dziedzińcu, widząc olbrzymią choinkę ozdobioną bombkami i lampkami. Szybko domyślił się, że trwają lub nadchodzą święta Bożego Narodzenia. Dzieci lepiły bałwany lub rzucały się śnieżkami, głośno się śmiejąc. Wszędzie czuć było przedsmak świąt, ludzie chodzili z prezentami kupionymi dla innych. Co mam teraz zrobić?

Usiadł na pobliskiej ławce przy ognisku, które ocieplało przechodniów. Patrzył tępo w płomienie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie ma dokąd pójść. Został sam i nawet zdążył zapomnieć, jak wyglądało miejsce, w którym rzekomo znajdowała się jego żona. Wszystko wyparowało mu z głowy i czuł się rozbity. Noc nadciągała coraz bardziej, a on siedział przerażony, zamyślony. Nie zauważył, kiedy usiadła obok niego staruszka. Masz co chciałeś. Trzeba było zostać tam, gdzie byłeś i wypytać się tej kobiety, o co chodzi.

Noc pod gołym niebem w dwudziestostopniowym mrozie nie napawała go optymizmem. Na przespanie się w jakimś hotelu też nie miał szansy bez grosza przy duszy. Wiedział, że zrobił najgłupszą rzecz, jaka mogła mu się przydarzyć.

— Chłopcze, wiesz może, która godzina? — Otrząsnął się z zamyślenia, gdy usłyszał głos obok siebie.

Spojrzał tam, dostrzegając staruszkę z mnóstwem zmarszczek. Była ubrana odpowiednio do pogody, w przeciwieństwie do niego, a spod wełnianego szala wystawał ciepły uśmiech.

— Niestety, nie mam zegarka — odparł i usłyszał, że jego głos trzęsie się z zimna, tak jak jego ciało.

— Nie powinieneś być teraz z rodziną, czekając na święta w ciepłym domu? — spytała z troską, podnosząc się z ławki.

— Chyba tak — odparł cicho, patrząc w ziemię.

— W takim razie powinieneś tam iść. Na pewno czekają — uśmiechnęła się, odchodząc.

— Chciałbym, ale nie wiem, gdzie ona jest — szepnął, gdy wiedział, że go nie dosłyszy.

Plac całkiem opustoszał, lecz on nadal siedział na ławce, nie mając nic innego do roboty. Przeziębienie co najmniej murowane. Doskonale o tym wiedział. Zimno przedostało się do każdego zakamarka ciała, a on miał trudności z poruszaniem się. Marzył o ciepłym łóżku.

Usłyszał skrzypienie drzwi któregoś z domów, lecz nawet nie pofatygował się, by otworzyć oczy. Zrobił to dopiero wtedy, gdy ktoś potrząsnął lekko jego łokciem. Przed nim stała na oko siedmioletnia dziewczynka z wielkimi niebieskimi oczami i szerokim uśmiechem. Opatulona była w kilka warstw ubrań, a spod czapki wypadały rude loczki. Bez słowa chwyciła go za rękę i pociągnęła lekko, chcąc, aby wstał. Z niemałym zdziwieniem podniósł się, a dziewczynka zaciągnęła go w milczeniu pod drzwi mieszkania, w których stała owa staruszka.

— Wejdź do środka, zanim zamarzniesz — powiedziała z tym samym uśmiechem.

— Ale... nie chcę robić kłopotu...

— To żaden kłopot.

Dziewczynka popchnęła go lekko do środka i zamknęła za nim drzwi.

— Ginger, zaprowadź gościa do salonu — rzekła staruszka do dziewczynki. — Przygotuję herbatę.

— Ale... — Harry chciał się sprzeciwić.

— Wolisz siedzieć na mrozie przez całą noc?

Zrezygnował, choć czuł się naprawdę głupio. Ginger zaprowadziła go do małego, przytulnego salonu, w którym znajdowało się wiele pamiątek. Dziewczynka wpatrywała się w niego z wielkim uśmiechem swoimi błyszczącymi oczami.

Harry Potter i Mrok DniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz