Rozdział 17 - "Za jaką cenę"

356 30 1
                                    


Zastanawiał się, czy to na pewno dobry pomysł zwierzać się obcym w tak ważnej sprawie. Chciał sprawdzić, lecz nadal się tego obawiał. Po kolejnych dwóch prawie nieprzespanych nocach postanowił odwiedzić miejsce, które cały czas krążyło po jego głowie.

Powiedział Ginny, że musi załatwić pewną sprawę i wróci na kilka godzin. W Internecie wyszukał zdjęcie miejscowości i na jego podstawie deportował się w odpowiednie miejsce.

Krążył po małym odludnionym miasteczku z kamiennymi, czasami w połowie zburzonymi domami i zarośniętymi chwastami ogródkami. Ciarki przechodziły mu po plecach, gdy miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Rozglądał się czujnie wokół, trzymając rękę na różdżce w kieszeni bluzy. Czasami przystawał na chwilę, gdy słyszał w krzakach szmery.

A jeśli to jakaś pułapka?

Pułapka? Informacje były w książce.

Zawahał się przez chwilę, czy nie wrócić do domu.

I dalej będę się męczył z tymi koszmarami na jawie i we śnie?

W jednej chwili podjął decyzję i ruszył w dalsze poszukiwania domu. Wreszcie zobaczył szukaną dróżkę. Ruszył wzdłuż domków odstraszających samym wyglądem. Wybite szyby, wyrwane z zawiasów drzwi, zaniedbane ogródki. Wiele mu uświadamiało, że nic tu nie znajdzie. Odszukał numer dwadzieścia siedem, tak jak było napisane w księdze. Jako jedyny w większej części wioski, dom wyglądał na zamieszkany. Jedynym defektem był brak furtki przy płocie. Nim zadzwonił do drzwi, przystanął na chwilę, lecz już się zdecydował. Otworzył mu stary mężczyzna z siwymi włosami i lekko nieprzytomnymi, czarnymi oczami. Harry powiedział, w jakiej sprawie przyszedł, a staruszek kiwnął głową. Chłopak wszedł niepewnie do zabrudzonego mieszkania. Gospodarz bez słowa poprowadził go do drzwi po lewej. Czarny stanął w progu i już wiedział, że dał się podejść. Odebrało mu mowę, kiedy zobaczył troje wisielców. Ciała zwisały bezwładnie nad stołem, a on poczuł, że wszystko przewraca mu się w żołądku. Staruszek, który go tu przyprowadził, prawdopodobnie jego żona i młoda kobieta, chyba córka. Twarze wyrażały przerażenie, zastygłe tak, jak ich zamordowano. Innej opcji nie wiedział.

Nim zdążył choćby zareagować, uderzył go promień zaklęcia.

Słyszał głosy, ale nie otwierał oczu z braku siły. Ktoś trzymał go za kołnierz koszuli na karku, ciągnąc po ziemi. Ręce miał skrępowane. Brutalnie wciągnęli go po schodach, nie reagując na to, że obijają mu całe ciało. Uchylił powieki, by zobaczyć, co się właściwie dzieje, lecz przez mgłę nie rozróżniał osób. Doliczył się co najmniej dwóch napastników idących za nim i tego, który go ciągnął. Schody skończyły się, coś trzasnęło, a jakieś drzwi skrzypnęły głośno, aż mu zazgrzytało w uszach.

— Obudził się.

Bestialsko podnieśli go na nogi, ale widząc, że ledwo stoi, przytrzymali go, wbijając szpony w jego ramiona. Obraz trochę się wyostrzył, a czas zatrzymał w miejscu, gdy rozpoznał podwładnych Mroku Dnia – Morderców Nocy. Zdziwił się, że nie złamali mu karku, gdy gwałtownie odwrócili jego głowę. Na czarnej ścianie narysowano białe, niewielkie kółko, które lekko migotało. Oczy zamknęły się same, kiedy nie odrywał od niego wzroku.

Czerń na nowo zalała mu umysł.

Ginny czekała na Harry'ego do nocy, lecz zasnęła ze zmęczenia. Kiedy rano się obudziła, nadal go nie było. Poczuła niepokój. Co znowu się z nim stało? Zadzwoniła na jego komórkę, lecz nie odbierał. Strach wzrósł. Zaniepokojona przeniosła się na Grimmauld Place 12. Blackowie i Lupinowie jedli właśnie spokojnie śniadanie.

Harry Potter i Mrok DniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz