Rozdział 84 - Rzeź

526 39 4
                                    

Weiter siedział przy obiedzie, dłubiąc niemrawo w posiłku. Wszyscy Niebiescy wyglądali na przybitych, jednak on odczuwał to najbardziej. Harry znowu zapadł w śpiączkę i nie budził się przez kolejne cztery dni. Akcja na procesie Hagrida poszła lepiej niż przewidywali, ale później wszystko kompletnie się posypało. Zaraz po powrocie do zamku Czarny zemdlał i tylko dzięki refleksowi jednego z Niebieskich nie uderzył głową w stół lub posadzkę. Przenieśli go do pokoju, lecz z każdą sekundą stan chłopaka się pogarszał. Miał wysoką temperaturę i kłopoty z oddychaniem.

Niebiescy czekali, aż ich przywódca dojdzie do siebie i ciągle mieli nadzieję, że stanie się to szybko. Nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Żadnych poleceń i żadnych dobrych wiadomości. Wcześniej to Weiter zadawał im różne misje, jednak ostatnimi czasy to Czarny był ich guru, więc mężczyzna sam nie miał do tego głowy.

Weiter zadręczał się tym, że wypuścił Harry'ego do ministerstwa. Wiedział, że chłopak i tak by poszedł, jednak czuł, że mógł zrobić coś więcej. Stwierdził, że przyjaciołom Harry'ego należą się informacje o jego stanie. Pewnie się zamartwiali, bo nie dawał żadnego znaku życia, a w Proroku tylko wypisywali, jak bardzo się przejmują, że drugi Voldemort nie atakuje od tak długiego czasu.

Okazja nadarzyła się już następnego dnia...

Łapa szczerze się męczył się na spotkaniu Zakonu. Zamartwiał się o Harry'ego i brakiem jakiejkolwiek wzmianki o jego poczynaniach. W Proroku Codziennym nie napisali słowa o żadnym ataku na śmierciożerców, a czasami wolałby przeczytać coś takiego, niż mieć najgorsze myśli. Wiedziałby wtedy, że Harry'emu nic nie jest, skoro widział, jak chłopak wyglądał na procesie Hagrida.

Zerknął na aurora, który ich pilnował. Twierdził, że gdyby Harry chciał, mógłby z łatwością go wykończyć, szczególnie że w tajemnicy zrezygnował z funkcji dowódcy i nie należał już do stowarzyszenia.

Spotkanie wreszcie się skończyło. Jak zwykle siedzieli do samego końca, by porozmawiać z Weasleyami. Auror cały czas na nich czekał.

— Idziemy — westchnęła wreszcie Tonks.

— Czekajcie! — powiedział szybko Brian.

Spojrzeli na niego zdziwieni, jednak widząc prośbę w jego oczach, odpuścili. W tym momencie auror padł nieprzytomny na podłogę. Wszyscy spojrzeli w stronę postaci, która pojawiła się w drzwiach. Z początku pomyśleli, że to Harry, lecz zjawił się Weiter.

— Już myślałem, że nie przyjdziesz — odetchnął Brian. — Siadaj i mów, co wiesz.

Mężczyzna spoczął na krześle pomiędzy Brianem a Jayem.

— Co z Hagridem i Harrym?

— Hagrid ukrywa się w górach razem z Olimpią i olbrzymami, które nie przyłączyły się do Voldemorta. A Harry... cóż — mruknął. — Sprawy ostatnio się pokomplikowały.

— To znaczy?

— Pewnie się domyśliliście, że ukrywa się u nas, jednak od jakiegoś czasu nie jest w zbyt dobrym stanie.

— Znowu się rozchorował? — zapytał Syriusz.

— Tak wam powiedział? Cóż, można to tak nazwać. Jakiś tydzień temu dość długo nie wychodził z pokoju, więc poszedłem sprawdzić, co się dzieje. Znalazłem go nieprzytomnego i doszło do tego, że przez trzy dni był w krytycznym stanie, chociaż nie znaliśmy powodu. Powiedział mi dopiero po tym, jak się obudził, jednak nie mogę wam tego zdradzić, bo padłbym trupem na miejscu. Uparł się, że chce iść na proces Hagrida i nie mogliśmy wybić mu tego z głowy, chociaż wyglądał jak zwłoki. Sami widzieliście, że po jakimś czasie ledwo trzymał się na nogach — dodał, zerkając na Syriusza i Remusa, którzy pokiwali głowami. — Zemdlał, gdy tylko zjawiliśmy się w zamku. Gdyby nie reakcja jednego z Niebieskich, pewnie bylibyście na pogrzebie. Lekkie uderzenie w głowę by go zabiło.

Harry Potter i Mrok DniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz