Rozdział 27 - "Razem z tego wyjdziemy"

375 28 1
                                    

Alex, Jay i Ron natychmiast wyciągnęli różdżki, gdy Harry'ego oplotły więzy, krępując jego ruchy. Było jednak zbyt późno, gdyż ktoś powalił ich z nóg, związał i zakneblował.

— Proszę, proszę, kogo my tu mamy?

Czarnemu serce stanęło, gdy rozpoznał głos. Szarpnięto nim gwałtownie, aż obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Przed nim stał Lucjusz Malfoy we własnej osobie, a zaraz za nim około piętnastu innych, zamaskowanych śmierciożerców. Dodatkowo Alexa, Jaya i Rona pilnowało trzech kolejnych. Rzucono również zaklęcie antytelepatyczne.

— Ponad sześć lat — zaczął Lucjusz z obłędem w oczach. — Sporo się zmieniło i zobacz, ilu nas tylko zostało — wskazał na siebie i pozostałych śmierciożerców. — I przez kogo to wszystko? Oczywiście, przez ciebie. Tak... Pożałujesz tego, Potter. — Na potwierdzenie tych słów chwycił go mocno za twarz, aż Czarny skrzywił się z bólu. — Twoja żonka wyjdzie na podwórze, gdy nas zobaczy, prawda? — dodał szyderczo, a Harry rzucił mu nienawistne spojrzenie.

— Pieprz się — warknął.

Malfoy podniósł mu różdżką podbródek. Drzwi Nory otworzyły się gwałtownie, a na podwórze wpadli rozbawieni i nieświadomi sytuacji Kevin i Syriusz. Stanęli nagle, zaskoczeni sytuacją. Dopiero do nich dotarło, co widzą. Huncwoci związani i zakneblowani, kilkunastu śmierciożerców i Harry przed Lucjuszem. Nie mając innego wyjścia, Kevin ryknął na całe gardło:

— ŚMIERCIOŻERCY!

Następne sytuacje zdarzyły się niewyobrażalnie szybko. Większość gości wybiegła z domu w gotowości do walki, Ginny podbiegła do okna, żeby zorientować się w sytuacji, Huncwotom przyłożono różdżki do pleców, stawiając ich na nogi, a Malfoy odsunął Harry'ego na odległość wyciągniętej ręki, różdżką celując w jego serce. Wszyscy stanęli jak skamieniali, a blondyn powiedział wśród panującej ciszy:

— Jeden niepowołany ruch, a będziecie świadkami, jak cała czwórka ginie. — Uśmiechnął się cynicznie, patrząc na Harry'ego, który uważnie go obserwował. — Przyprowadźcie jego żonkę.

Czarny drgnął.

— Tylko spróbuj coś jej zrobić...

— Jej na razie nie — odparł z szyderczym uśmiechem. — Aktualnie mamy w planach pozbycie się dziecka.

Harry skamieniał, na plecach pojawił się zimny pot, a z jego twarzy odpłynęła krew. Malfoy zaśmiał się chłodno.

— Będziesz patrzył na to, jak ginie twój pierworodny. Zobaczysz, jakie to miłe uczucie.

— Mścisz się za własną głupotę.

Cruciatus wymierzony wprost w jego serce sprawił, że przez ciało przeszły mu rozżarzone węgle, a z płuc uszło całe powietrze. Poza tym nie dał po sobie poznać, że go zabolało. Wspomnienie Draco najwyraźniej działało na Lucjusza rozjuszająco, przez co zaklęcia byli silniejsze. Malfoy wskazał na przerażoną Kizzy.

— Ty, idź po Rudą.

— Nie idź — wycedził Czarny.

— I tak ją przyprowadzimy, ale wtedy już będziesz nie do użytku.

— Gówno mnie to obchodzi.

— Idź, bo inaczej się z nim policzę — warknął Lucjusz do Kizzy.

— Nie idź — odparł Harry, ciskając gromy z oczu w śmierciożercę.

Poczuł, jak skóra na brzuchu rozcina się pod wpływem zaklęcia, a krew przecieka przez ubranie.

Harry Potter i Mrok DniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz