12. Chodzi O Czyjeś Życie.

166 36 14
                                    

Muszę przyznać, że takiego wsparcia ze strony uczniów naszej szkoły nigdy bym się nie spodziewała. Co chwilę ktoś do mnie podchodził i mówił, że jestem silna i, żebym nie przejmowała się tym co mówią inni. To było dziwne, ale stwierdziłam, że nie będę doszukiwać się w tym złych zamiarów.

– Ciekawe co się stało, że tak nagle chcą porozmawiać z całą szkołą. – powiedziała Cathy wyrywając mnie z natłoku myśli.

Też mnie to zastanawia. Na pierwszej lekcji przyszedł do nas dyrektor i powiedział, że o dwunastej jest bardzo ważny apel i, że wszyscy bez wyjątków mają na nim być.

– Mówię ci, Ricardo przeprosi nas na oczach wszystkich. – rzuciłam, a dziewczyna od razu po moich słowach wybuchła śmiechem.

– Ta, on by nas nie przeprosił nawet gdyby miał broń przy głowie. – odezwała się Rose dorównując nam kroku.

– Serio gadamy aż tak głośno, że wszystko słychać? – zapytałam zerkając kątem oka na moją siostrę.

– Nie, po prostu cały czas szłam za wami i słuchałam o czym gadacie. – odpowiedziała posyłając mi uśmiech.

Po chwili byliśmy już w sali, na której miał odbyć się apel. Z tego co wiem wszyscy uczniowie dowiedzieli się o nim dziś rano, a sala wyglądała jakby była przygotowywana na to wydarzenie od kilku dni.

Było mnóstwo krzeseł, żeby każdy mógł usiąść i scena, z której będą do nas mówić. Byłam zaskoczona, bo skoro tak dobrze przygotowali ten apel to, to naprawdę musiało być coś bardzo ważnego.

Razem z Cathy, Rose i Dylanem, który dołączył do nas na sali, zajęliśmy miejsca na samym przodzie i z zaciekawieniem czekaliśmy na rozpoczęcie.

Po kilku minutach gdy wszyscy uczniowie i nauczyciele byli już na swoich miejscach na scenę z mikrofonem w ręce wszedł dyrektor.

– Pewnie zastanawiacie się, dlaczego tak nagle was wszystkich tu zebrałem. – zaczął mężczyzna rozglądając się po całej sali. – Ktoś z nas potrzebuje waszej pomocy. Jestem w tej szkole od wielu lat i wiem, że potraficie pomagać. Nie mówię o pojedynczych osobach tylko o was wszystkich. Z waszą pomocą możemy uratować czyjeś życie, ale o tym opowie wasz nowy nauczyciel matematyki. – dodał, a chwilę później na scenę wszedł Victor.

Nauczyciel przez pewien czas milczał. Siedziałam w pierwszym rzędzie, więc dobrze go widziałam. Był mocno zdenerwowany i wydawał się smutny.

– Przede wszystkim, dziękuję za to, że tu jesteście. – zaczął niepewnie rozglądając się po sali. – Uczę w tej szkole od niedawna i szczerze mówiąc głupio mi prosić o pomoc, ale wiem, że są wśród was ludzie, którzy na pewno zrozumieją moją sytuację. Rok temu urodziła mi się córeczka. Nie mogłem doczekać się dnia kiedy przyjdzie na świat. Myślałem, że to będzie najpiękniejsza chwila w moim życiu, ale niedługo po porodzie okazało się, że ma poważną wadę serduszka. Przez rok, robiłem z moją żoną wszystko co możliwe, żeby nasza kochana córeczka była zdrowa. Wczoraj dostałem telefon, że jest możliwa operacja, ale kosztuje ona dwieście dwadzieścia tysięcy dolarów. To ogromna kwota i dobrze wiecie, że zarabiając jako nauczyciel nie uzbieram jej szybko. Przewidziałem, że będzie potrzebna operacja, więc mam już trochę pieniędzy, ale wciąż wiele brakuje do uzbierania potrzebnej kwoty. Nie mogę was prosić o tak dużą sumę, ale wszyscy wiemy, że w takich sytuacjach liczy się każdy dolar. W każdej klasie będą puszki, do których będziecie mogli wrzucać pieniądze. Dostaniecie też karteczki z numerem konta bankowego, na które można robić przelewy. Powtarzam, liczy się każdy dolar, więc nie musicie oddawać mi całych swoich kieszonkowych. Wierzę, że razem uda nam się uratować moją córeczkę. – dodał ze łzami w oczach, a następnie zszedł ze sceny.

Przez dobre kilka minut w sali panowała cisza. Czegoś takiego raczej nikt się nie spodziewał. Nie potrafię wyobrazić sobie jak czuję się Victor. Tak bardzo cieszył się z tego, że będzie miał córeczkę, a teraz każdego dnia musi walczyć o jej życie.

– Cathy. – zaczęłam, ale dziewczyna szybko mi przerwała.

– Wiem o co chcesz zapytać i zgadzam się. – powiedziała dziewczyna uśmiechając się w moją stronę. – Zrobimy wszystko, żeby uratować jego córeczkę.

Gdy wróciliśmy do klasy, w której mieliśmy lekcje, ludzie od razu zaczęli wrzucać pieniądze do puszki, która stała na biurku nauczycielki. Potem nasza Pani od biologii stwierdziła, że możemy iść już do domów, bo i tak nie zdążymy niczego zrobić.

Miałam już pewien plan jak zdobyć pieniądze potrzebne na operacje. Podzieliłam się nim z Cathy i okazało się, że dziewczyna myślała o tym samym. Poczekaliśmy chwilę przed szkołą na Dylana i Rose, a następnie pojechaliśmy w stronę fabryki, bo musieliśmy pogadać z Paulem.

Jakieś piętnaście minut później byliśmy już na miejscu. Od razu poszliśmy do pokoju, w którym pracował Bill. Wiedziałam, że Paul tam będzie, bo zawsze tam jest, gdy przychodzę do mojego brata.

– Mamy bardzo ważną sprawę. Chodzi o czyjeś życie. – powiedziała Cathy chwilę po wejściu do pomieszczenia.

– Jezu chryste nie straszcie tak. – wrzasnął mój brat prawie spadając z krzesła, na którym siedział.

Paul od razu odwrócił się w naszą stronę i przez chwilę patrzył na nas z zamyśleniem.

– Do kogo ta sprawa? – zapytał mężczyzna wstając ze swojego miejsca.

– Do ciebie. – odpowiedziałam szybko.

– Więc słucham.

– Ja i Cathy musimy jak najszybciej sprzedać nasze samochody. Ty znasz pełno bogatych osób, więc możesz nam bardzo pomóc. Chodzi o te samochody, którymi zawsze tu przyjeżdżałyśmy. Potrzebujemy dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów.

– Za oba?

– Tak.

– Czemu tak mało?

– Nasz nowy nauczyciel matematyki ma chorą córeczkę. – zaczęłam nie spuszczając wzroku z Paul'a. – Potrzebna jest operacja, żeby przeżyła, a wiesz ile trwają zbiórki, zwłaszcza jeśli kwota jest tak duża. Stwierdziłam z Cathy, że skoro możemy jakoś pomóc to pomożemy. Tymi samochodami i tak już nie jeździmy i nie chcemy mieć z nimi nic wspólnego, bo są od rodziców, a ich nie chcemy znać.

– Okej rozumiem, wpadnijcie w sobotę po pieniądze. – powiedział Paul chwilę po tym jak skończyłam mówić.

– Co? – zapytałam, bo nie mogłam uwierzyć, że tak szybko zdecydował się nam pomóc. Myślałam, że pierw będzie o tym myślał kilka dni i dopiero później zacznie dzwonić po znajomych, a on bez żadnego zastanowienia się zgodził.

– No w sobotę będziecie miały pieniądze. Zapłacę wam ze swoich skoro to ważna sprawa, a samochody sprzedam za jakiś czas. – odpowiedział, a ja od razu po jego słowach podeszłam do niego i mocno go przytuliłam.

– Dziękuję. – mruknęłam, gdy w końcu się od niego oderwałam.

– Nie chce psuć nastroju, ale w sobotę będziemy musieli też pogadać o tym co odpierdala Luke. – odezwał się Bill, a ja od razu spojrzałam na niego pytającym wzrokiem.

Mrok: Bramy PiekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz