49. Jesteś Już Bezpieczna.

127 17 5
                                    

Mimo tego, że ostatnie dwa tygodnie nie były złe, to i tak czułam się strasznie. Od razu, jak wróciliśmy z Nowego Jorku zaczęliśmy po raz kolejny stawać na głowie, żeby znaleźć Victorię, ale nic nam to nie dało.

Od dwóch tygodniu nie zajmowaliśmy się niczym innym. Powiedzieliśmy Paul'owi, że nie będziemy brać przez jakiś czas zleceń, bo musimy skupić się w stu procentach na znalezieniu Victorii.

Od jej porwania minął ponad miesiąc i prócz zdjęć, które dostaliśmy w dniu zabójstwa rodziców Dylana nie mieliśmy nic. Policja i ludzie Paul'a też niczego nie mieli. Wszyscy wiedzieliśmy, że porwanie nie było zaplanowaną akcją i że osoba, która to zrobiła musiała popełnić jakiś błąd, ale i tak nie mogliśmy znaleźć tego błędu.

– Ja już nie wiem, czego mam szukać i gdzie mam szukać. – westchnęła ze zrezygnowaniem Cathy, opadając na kanapę.

– Uwierz, że nie tylko ty. – zaczął Bill, nie odrywając wzroku od laptopa. – Moja głowa jest tak nagrzana, że mógłbym smażyć na niej jajka. – dodał, uśmiechając się pod nosem.

Chyba każdy z nas był już zmęczony tymi poszukiwaniami, ale nie mogliśmy się poddać. Musieliśmy szukać jej do skutku.

– Jest pięć po północy, odpocznijcie trochę. – powiedziałam, patrząc na każdego po kolei.

Siedzieliśmy w salonie od ósmej rano. Wychodziliśmy tylko do łazienki. Od siedemnastu godzin szukaliśmy jakieś wskazówki. Sprawdzaliśmy wszystko po kilka razy. Tak było każdego dnia od dwóch tygodni. Nie wiem, skąd braliśmy na to siły.

– Spokojnie, odpoczniemy, kiedy indziej. – rzuciła Clara, nalewając kawy do kubka.

Ja nie wiem, jakim cudem ona jeszcze nie zatruła się kofeiną. Mi starczyły dwie kawy, żebym nie przespała całej nocy, a ona przez ostatnie kilka dnia piła po kilka kaw dziennie. Nawet przyniosła do salonu expres do kawy, żeby nie latać co chwilę do kuchni.

– Ja już pogodziłem się, z tym że my nigdy tak naprawdę nie odpoczniemy. – zaśmiał się Will, podnosząc się z kanapy. – Idzie ktoś na zewnątrz zapalić? – zapytał a po dłuższej chwili wszyscy wstaliśmy ze swoich miejsc i ruszyliśmy w stronę wyjścia z domu.

Od razu, gdy wyszłam przed dom poczułam lekki wiatr co było dosyć przyjemne. Zawsze lubiłam ten nocny letni wiatr. Jak mieszkałam z rodzicami, to często w wakacje lubiłam wyjść w nocy do ogrodu i po prostu siedzieć w nim ze słuchawkami na uszach. Letnie noce miały w sobie taki klimat, który kochał chyba każdy nastolatek.

– Wendy a jak twoje poszukiwania rodziców? – zapytałam, gdy przez jakiś czas nikt z nas się nie odzywał.

– Jestem pewna, że jeszcze w tym miesiącu dowiem się, kim są ci wspaniali ludzie. – odpowiedziała szatynka, uśmiechając się w moją stronę.

– Jak dobrze, to rozegram to dowiesz się w następnym tygodniu. – wtrącił Bill, puszczając dziewczynie oczko.

Nie miałam pojęcia jak mój brat potrafił zajmować się szukaniem Victorii i rodziców Wendy jednocześnie. Ja gubiłam się podczas jednej sprawy, a on potrafił zajmować się dwiema naraz. Na dodatek to nie były byle jakie sprawy, do których mógł podejść na luzie. Musiał w pełni skupić się na obu co na pewno kosztowało go sporo wysiłku psychicznego.

– To dziwne. – powiedział Roy, patrząc na wyświetlacz swojego telefonu.

– Co jest? – zapytałam, nie spuszczając z niego wzroku.

– Paul nigdy nie dzwoni o tej godzinie, więc coś się musiało stać. – odpowiedział chłopak, a następnie odszedł kilka metrów od nas i odebrał telefon.

To akurat była prawda. Paul nigdy nie dzwonił bez powodu. Zawsze dostawaliśmy telefon, gdy coś się działo lub gdy było jakieś zlecenie, ale mówiliśmy mu, że przez jakiś czas nie będziemy brać zleceń, więc coś się działo.

Po jakiś dwóch minutach Roy skończył rozmawiać z Paulem. Od razu, jak odwrócił się w naszą stronę zauważyłam, że coś jest nie tak.

– Co się stało? – zapytała z zaniepokojeniem Cathy, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

– Nasi ludzie, których Paul postawił pod domem rodziców Victorii zostali zabici. Chwilę później jej rodzice też zostali zabici. – odpowiedział ze smutkiem Roy.

Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Chciało mi się płakać i byłam wkurwiona jak nigdy. Było we mnie tak dużo emocji, których nie rozumiałam.

– Kurwa. – westchnęłam łamiącym się tonem, czując łzy spływające po moich policzkach.

– Chodź tu kochanie. – mruknęła Cathy, a następnie przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła.

Wiedziałam, że rodzice Victorii będą zagrożeni, ale myślałam, że naszym ludziom uda się ich ochronić. Szczerze mówiąc byłam pewna, że nic im się nie stanie, bo przecież nie bronili ich pierwsi lepsi ludzie tylko naprawdę doświadczeni faceci.

– Wydaje mi się, że znowu będziemy musieli pomieszkać w fabryce. – powiedział Will chwilę po tym, jak trochę się uspokoiłam.

– Wolałabym zostać tu, ale tam jest najbezpieczniej. – zaczęła Clara, odpalając drugiego papierosa. – Niby mamy tu sporo ochroniarzy, ale skoro tamci zostali zabici, to ci mogą skończyć podobnie. W fabryce nic nam nie grozi, bo jeszcze nikt nie odważył się jej zaatakować odkąd Paul odbudował mafię.

– Co znaczy odkąd odbudował mafię? – zapytałam od razu po jej słowach.

Może to nie był odpowiedni moment na takie pytanie, ale coś mi podpowiedziało, żebym je zadała.

– To długa historia… – zaczęła Clara, ale nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo przerwał jej ochroniarz.

– To Victoria! – krzyknął a my praktycznie w tym samym momencie spojrzeliśmy najpierw na niego, a po chwili na dziewczynę, która znajdowała się kilkanaście metrów od posesji.

– Ja pierdole to ona. – rzuciłam z niedowierzaniem, a następnie podobnie jak reszta ruszyłam w jej stronę.

Mimo tego, że znajdowała się dobre sto metrów od nas, a na dworze było ciemno od razu ją rozpoznałam. Z każdym krokiem, który zbliżał mnie do niej czułam coraz większą ulgę, choć dobrze wiedziałam, że to nie koniec problemów.

– Zabili moich rodziców. – mruknęła Victoria łamiącym się tonem, gdy tylko się przy niej zatrzymaliśmy.

Była w okropnym stanie. Cała jej twarz była poobijana. Miała rozcięte usta i łuk brwiowy. Na włosach i na twarzy miała sporo zaschniętej krwi. Jej ubrania też były brudne od krwi i całe podarte, a ona sama ledwo stała ma nogach.

– Jesteś już bezpieczna. – powiedziałam spokojnym tonem, choć  wiedziałam, że moje słowa nie sprawią, że Victoria się uspokoi.

– Oni powiedzieli, że zabiją każdego z was. – wykrztusiła dziewczyna, a chwilę później chyba straciła władze w nogach, ale gdy upadała Dylan i Will zdążyli ją złapać.

– Zadzwonię do Paul'a i powiem, żeby przyjechał do nas z zaufanymi ratownikami. Tu na pewno będzie bezpieczniej, niż w szpitalu. – rzucił Roy, wyciągając z kieszeni telefon.

– Victoria spokojnie nikomu nic się nie stanie tylko powiedz nam, kto cię porwał i kto zabił twoich rodziców. – powiedziałam, łapiąc dziewczynę za rękę.

Była ledwo przytomna i nie chciałam jej męczyć, ale musiałam wiedzieć, kto za tym wszystkim stał, bo od tego zależało życie nas wszystkich.

– To był Tony. – mruknęła dziewczyna resztkami sił i od razu po tych słowach straciła przytomność.

~~~

Heh zaczynamy zabawę xD Sprawdzajcie ostatni utwór kochani❤️

Link do utworu:
https://youtu.be/BZjku5YuL9A

Mrok: Bramy PiekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz