52. Żałosny Jesteś.

100 15 0
                                    

Myślałam, że chociaż raz uda mi się zrobić coś i nic nie stanie mi na przeszkodzie, ale oczywiście myliłam się. Nie wiem, co ja sobie myślałam, wierząc, że życie nie podłoży mi żadnej kłody pod nogi. Zawsze tak było, nawet w najgłupszej sytuacji. Nigdy nie mogłam zrobić czegoś w spokoju, bo zawsze coś musiało mi przeszkodzić.

– No szybciej kurwa. – warknęłam do samej siebie, uderzając kilka razy w klakson samochodowy.

Od jakichś dziesięciu minut stałam w korku w centrum miasta, bo oczywiście akurat dzisiaj musiała odbywać się jakaś impreza, która sparaliżowała ruch w całym mieście.

W normalnej sytuacji bym się tak nie denerwowała, ale akurat teraz liczyła się każda minuta. Jeśli ekipa zorientuje się, że ich okłamałam to będę miała spore problemy, bo znając ich postawią na nogi całą mafię, żeby mnie znaleźć. Natomiast jeśli załatwię Tony'ego i Veronice, zanim ekipa zorientuję się ze mnie nie ma to będziemy mieli jeden dosyć spory problem z głowy.

– W końcu. – powiedziałam z uśmiechem, gdy samochód przede mną powoli zaczął ruszać.

Do domu Veronicy miałam jeszcze kilka kilometrów i w normalnych warunkach już dawno bym tam była, ale niestety dziś normalne warunki postanowiły wziąć sobie urlop.

– Kurwa, tylko nie to. – westchnęłam, gdy mój telefon zaczął dzwonić.

Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Cathy. Wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa i szczerze mówiąc nie wiem, czemu postanowiłam odebrać.

– Gdzie ty kurwa jesteś? Zniknęła twoja broń, a ochroniarze powiedzieli, że pojechałaś gdzieś i nie chciałaś ochrony. Co ty odpierdalasz? – zapytała ze zdenerwowaniem moja przyjaciółka od razu po tym, jak odebrałam telefon.

Nie mogłam dalej kłamać, bo i tak wszyscy już się pewnie zorientowali dokąd pojechałam.

– Na pierwszym miejscu chodziło im o mnie, więc sama to załatwię. Nie będę narażać nikogo z was. Nic mi się nie stanie, więc się nie martwcie. Nie spuszczajcie Victorii z oczu dopóki nie wrócę. – odpowiedziałam, po czym się rozłączyłam i wyłączyłam telefon.

Wiedziałam, że jak wrócę do domu, to cała ekipa zgotuje mi piekło, ale chuj w to. Załatwiam tę sprawę sama, bo chce, żeby Tony i Veronica jak najszybciej odpowiedzieli za to, co zrobili i nie chce, żeby ktokolwiek od nas ryzykował.

Dosłownie chwilę po tym, jak dostałam telefon od Cathy coś musiało się zjebać. Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok, gdy po raz kolejny musiałam zatrzymać się w korku.

Od razu zaczęłam myśleć, jak się z niego wydostać i dość szybko wpadłam na pomysł, przez który w każdym innym mieście straciłabym prawko.

– Ja pierdole. – rzuciłam, uśmiechając się pod nosem, a następnie powoli zaczęłam wjeżdżać na chodnik.

Tak, postanowiłam ominąć korek, jadąc chodnikiem, ale niestety nawet to mi się nie udało, bo jakiś chłopak postanowił wyskoczyć mi przed maskę. Trąbiłam na niego, ale chyba udawał, że nie słyszy. Stał tyłem do mnie, więc nie miałam pojęcia, kto to był.

Szybko wysiadłam z samochodu, żeby dać mu do zrozumienia, żeby zszedł mi z drogi, ale gdy tylko odwrócił się w moją stronę zrozumiałam, że nie pójdzie mi tak łatwo.

– Mam cię odwieźć do domu, bo ponoć nie jesteś w dobrym stanie i nie wiesz, co robisz. – powiedział Luke, patrząc chłodnym spojrzeniem w moje oczy.

To jakiś żart tak?

– O czym ty kurwa mówisz? – zapytałam również na niego patrząc.

– Przez dłuższy czas jechałem za tobą i zorientowałem się, że coś jest nie tak. Pierwszy raz tak bardzo wkurwiali cię inni kierowcy. – zaczął brunet, zbliżając się do mnie. – Zadzwoniłem do Billa i zapytałem, co jest grane. Myślał, że śpisz, wszyscy myśleli. Poprosił mnie, żebym odstawił cię do domu, bo jesteś w niebezpieczeństwie, więc robię to. – dodał, po czym złapał mnie za rękę, ale szybko mu się wyrwałam.

– Jak jeszcze raz mnie dotkniesz to cię zabije. – warknęłam, ale Luke'a bardziej to rozbawiło, niż przestraszyło.

Nie rozumiałam go, nie żartowałam z tymi słowami.

– Świetnie a teraz przestań pajacować i wsiadaj do samochodu. Wszyscy się o ciebie martwią, więc jedziemy do domu. – rzucił, wymijając mnie, a następnie, jak gdyby nigdy nic wsiadł do mojego samochodu na miejsce kierowcy.

– Ty sobie ze mnie żartujesz? – zapytałam, gdy podeszłam do niego i otworzyłam drzwi.

– Wsiadaj z drugiej strony, bo nie chce mi się z tobą kłócić. – burknął chłopak, przewracając oczami.

– Wypierdalaj z mojego samochodu. – warknęłam chłodnym tonem.

– Bill powiedział, że mam cię odwieźć do domu. Jak z nim rozmawiałem to słyszałem jak Rose zaczyna płakać i panikować. Przestań chociaż raz myśleć o sobie tylko pomyśl też o tych, którzy cię kochają i wsiądź do tego jebanego samochodu. – powiedział Luke, po czym zamknął mi drzwi przed nosem.

Nie miałam innego wyjścia, czy chciałam, czy nie musiałam wsiąść do samochodu i wrócić do domu. Dobrze znałam Luke'a i wiedziałam, że nie odpuści.

Szybko okrążyłam samochód i usiadłam na miejscu pasażera. Kątem oka zerkałam na bruneta i z każdą sekundą wkurwiałam się coraz bardziej, bo go cała ta sytuacja najwidoczniej bawiła.

– Żałosny jesteś. – burknęłam, sięgając z uchwytu na kubek kawę, którą kupiłam, stojąc w pierwszym korku.

To jedyna dobra rzecz, która mnie dziś spotkała. Stałam w korku dosłownie dwa metry od mojej ulubionej kawiarni i udało mi się kupić kawę, zanim samochody zaczęły ruszać.

– Wiem nie musisz mi tego mówić. – rzucił chłopak cały czas się uśmiechając.

Jego zachowanie doprowadzało mnie do szału.

– Po co wróciłeś do Burlington, skoro nie masz tu, czego szukać? – zapytałam a następnie dopiłam kawę, która jak zawsze smakowała zajebiście.

– Po co wciąż żyjesz w Burlington, skoro to miasto przewróciło twoje życie do góry nogami? – odpowiedział Luke pytaniem na pytanie.

– Mam tu ludzi, których kocham i którzy kochają mnie.

– No widzisz ja też.

– Uważaj, bo ci uwierzę. – rzuciłam, patrząc na niego z rozbawieniem.

– Nie interesuje mnie to, czy mi uwierzysz, czy nie. – zaczął poważnym tonem chłopak. – Niedługo dowiesz się czegoś co całkowicie zmieni twoje myślenie i nastawienie do mnie. Zrozumiesz też, że wcale nie jestem taki zły i że musiałem was zostawić. Nie chciałem tego robić, ale myślałem, że jak odejdę, to będziecie bezpieczni. Szczerze mówiąc zostałem zapewniony, że jak odejdę, to będziecie bezpieczni, ale w końcu zrozumiałem, że to tak naprawdę niczego nie zmieni i wróciłem. Popełniłem ogromny błąd, ale naprawie go. – dodał a ja od razu próbowałam zrozumieć o co dokładnie może mu chodzić.

– O czym ty mówisz? Kto cię zapewnił, że będziemy bezpieczni? O co w tym wszystkim chodzi? – zapytałam zmęczonym głosem.

Nie wiem, co się stało, ale nagle poczułam ogromne zmęczenie. W jednej chwili straciłam siły na cokolwiek, a oczy same zaczęły mi się zamykać. Walczyłam, żeby nie zasnąć, ale czułam, że przegram tę walkę.

– Niedługo wszystkiego się dowiesz. Teraz odpocznij, bo serio jesteś w złym stanie. – powiedział spokojnym tonem Luke, łapiąc mnie za rękę, ale nic już mu nie odpowiedziałam, bo chwilę po jego słowach odpłynęłam.

~~~

Witam tutaj zgromadzonych xD Mam nadzieję że rozdział wam się spodobał❤️ Zbliżamy się do końca tej części więc szykujcie się na niezły rozpierdol xD Potężne rozdziały mogą spaść w każdej chwili xD Znaczy każdy rozdział jest potężny ale no sami wiecie o co mi chodzi xD

Kocham i widzimy się w poniedziałek❤️❤️❤️

Mrok: Bramy PiekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz