19. Nic Nie Jest Waszą Winą.

167 24 5
                                    

Szybko podniosłam się z kanapy do pozycji siedzącej, a następnie zaczęłam rozglądać się po całym salonie. Byłam pewna, że słyszałam dźwięk tłuczonego szkła.

– Ja pierdole. – westchnął Will wchodząc do salonu. – Obudziłem cię? – zapytał patrząc się na mnie.

– Co się stało? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

– Stłukłem szklankę. – odpowiedział blondyn wciąż na mnie patrząc.

– Która jest godzina?

– Zaraz czternasta.

– Kurwa.

– Co?

– Powinnam być już dawno na nogach, a nie spać.

– Jest niedziela, masz prawo spać do której chcesz.

– Muszę wyjebać rzeczy Luke'a przed bramę i zrobić małe przemeblowanie w pokoju. – powiedziałam wstając z kanapy.

– Spokojnie, nie śpiesz się tak. – zaczął chłopak uśmiechając się w moją stronę. – Weź prysznic, zjedz śniadanie czy obiad i wtedy to zrobisz, a my z chęcią ci pomożemy.

– Nie chce was do niczego zmuszać. – rzuciłam, ale Will od razu po moich słowach wybuchł śmiechem.

– Nie tylko ty chcesz się pozbyć jego rzeczy z tego domu. My też tego chcemy, więc pomożemy ci i nie masz nic do gadania. – powiedział po jakieś minucie, gdy przestał się śmiać.

– Ale...

– Nie ma żadnego ale. Zrób to co masz zrobić, a gdy będziesz gotowa, żeby pozbyć się wszystkiego co jest z nim związane to nam powiedz.

– Okej. – mruknęłam posyłając chłopakowi uśmiech.

Szybko poszłam do swojego pokoju po jakieś ciuchy, a następnie wzięłam prysznic i zeszłam do kuchni coś zjeść. Byłam strasznie głodna. Ostatni raz jadłam na imprezie Dylana. Wczoraj nie miałam ani czasu, ani ochoty, żeby cokolwiek zjeść.

– Jak się czujesz? – zapytała Cathy, gdy tylko weszłam do kuchni, w której była cała nasza paczka.

Czułam na sobie ich spojrzenia. Wiedziałam, że teraz często będą pytać o moje samopoczucie, bo przecież byłam z Lukiem w związku.

– Szczerze mówiąc normalnie. – zaczęłam patrząc na każdego z nich po kolei. – Sama tego nie rozumiem. Myślałam, że jak wrócę do domu to całą noc będę płakać, ale jak się położyłam to od razu zasnęłam. W ogóle nie rusza mnie to co stało się wczoraj. Nie czuję do Luke'a niczego oprócz nienawiści. Skrzywdził nas wszystkich, więc nie będę chodzić smutna przez kogoś takiego. – dodałam zatrzymując wzrok na Cathy.

Powiedziałam samą prawdę. Na serio nie ruszało mnie to co się stało. Może być tak, że dopiero za jakiś czas zacznie do mnie to wszystko dochodzić. Na ten moment nie czuje smutku z powodu rozstania. Fakt, kochałam go, a on odszedł, ale inni przy mnie zostali, a przy nim nie został nikt. Prędzej czy później zrozumie jaki błąd popełnił mieszając nas z błotem w galerii.

– Jakbyś czuła się źle to masz od razu nam mówić. Jak tego nie zrobisz to się obrazimy. – powiedział Dylan patrząc mi prosto w oczy.

Od razu dało się po nim zauważyć, że jest szczęśliwy. Pewnie do tego szczęścia przyczyniła się taka jedna dziewczyna o imieniu Clara. Musiałam z nim pogadać o tym czy miał okazję powiedzieć jej o swoich o uczuciach. Jestem pewna, że miał, bo dawno nie był taki uśmiechnięty, ale chcę, żeby sam mi to powiedział.

– Dobra, dobra nie martwcie się tak o mnie. Jak coś będzie nie tak to od razu się dowiecie. – zaśmiałam się puszczając Dylanowi oczko.

– A teraz siadaj do stołu, bo zrobiłam spaghetti. – zaczęła Wendy wstając ze swojego miejsca. – Nie wiem czy wyszło mi dobre, bo pierwszy raz robiłam dlatego wy spróbujecie pierwsi. – dodała z powagą, a my w tym samym momencie na nią spojrzeliśmy.

– Mamy być królikami doświadczalnymi? – zapytał Will nie spuszczając z niej wzroku.

– Tak. – odpowiedziała z uśmiechem szatynka.

– Okej, zgadzam się. – rzucił Will biorąc w dłoń widelec, z którego chwilę później zrobił katapultę.

Czasem chciałabym być taka jak on. Nieważne co się działo on się uśmiechał. Z nas wszystkich tylko on potrafił wyciągnąć coś pozytywnego nawet z najgorszej sytuacji. Gdy widział, że coś się u nas dzieję to od razu rzucał żartami, które swoją drogę nigdy nie były śmieszne. On opowiadał je w taki sposób, że nie potrafiliśmy powstrzymać śmiechu. Był takim słabym żartownisiem w naszej paczce, ale oczywiście potrafił też być poważny.

Gdy zjedliśmy obiad pogadaliśmy chwilę przy stole i zapewniliśmy Wendy, że spaghetti wyszło jej idealnie jak na pierwszy raz. Później poszliśmy do mojego pokoju i zaczęliśmy pakować wszystkie rzeczy Luke'a do worków.

Myślałam, że zajmie mi to sporo czasu, bo miałam robić to sama, ale razem zrobiliśmy to w niecałą godzinę. Spakowaliśmy wszystkie ubrania, zdjęcia i rzeczy. W pokoju nie było już ani jednej rzeczy związanej z Lukiem. Roy stwierdził, że skoro pozbyliśmy się jego rzeczy z pokoju, to możemy też pozbyć się jego rzeczy z całego domu. Każdy zgodził się na ten pomysł, więc od razu po opuszczeniu mojego pokoju zaczęliśmy przeszukiwać cały dom, żeby znaleźć wszystko co należało do niego.

Po kolejnej godzinie mieliśmy już wszystko ogarnięte. W domu nie było żadnego śladu Luke'a. Wzięliśmy worki, do których spakowaliśmy jego rzeczy, a następnie wynieśliśmy je przed bramę.

Ochroniarze wiedzieli o tym co się stało i mieli nie wpuszczać chłopaka na teren naszego domu. Miałam nadzieję, że już się tu nie pojawi, bo chciałam jak najszybciej o nim zapomnieć.

– No to teraz robimy małe przemeblowanie tak? – zapytał Roy, gdy wróciliśmy do mojego pokoju.

– Jeśli wam się nie chce to nie musicie. – zaczęłam patrząc mu prosto w oczy. – I tak już mi wystarczająco pomogliście. Wiem, że macie mnie za słabą i pewnie myślicie, że nie dam rady sama poprzestawiać tylu mebli, ale uwierzcie, że dam. Odpocznijcie sobie, bo pewnie jesteście jeszcze zmęczeni, a ja się tym zajmę.

– Ale czemu ty się tak produkujesz? – zapytała Clara uśmiechając się w moją stronę.

– Po prostu wiem, że Luke był dla was jedną z najważniejszych osób. Wszystko było między wami dobrze dopóki nie poznaliście nas. Mam wrażenie, że to właśnie przez nas on odszedł. Znaliście się całe życie i dużo razem przeżyliście. Nic was nie rozdzieliło, a gdy pojawiliśmy się my, to wystarczyło kilka miesięcy, żeby James i Neil zginęli, a Luke odszedł. To nasza wina i nie mówcie mi, że jest inaczej. – powiedziałam ze łzami w oczach.

– Kurwa, nawet nie próbuj myśleć, że to wasza wina. – odezwał się Will podchodząc do mnie. – James i Neil zginęli przez ludzi, którzy chcą zniszczyć całą mafie. Luke od nas odszedł, bo jest zwykłym śmieciem bez honoru. Był dla nas ważny, ale po tym co zrobił w galerii nic dla nas nie znaczy. Nic nie jest waszą winą, kurwa nic, rozumiesz?

– Ale... – zaczęłam, ale Cathy nie pozwoliła mi skończyć.

– Mogę pogadać z nią na osobności? – zapytała dziewczyna patrząc na wszystkich po kolei.

– Jasne, że tak. – odpowiedziała szybko Wendy.

Chwile później byłyśmy z Cathy same w pokoju. Dziewczyna bez słowa do mnie podeszła i mocno mnie przytuliła. Od razu, gdy to zrobiła łzy, które spływały po moich policzkach zamieniły się w płacz. Coś we mnie pękło, ale sama nie wiedziałam co. Płakałam wtulona w nią przez dobre kilkanaście minut. Nie odezwała się ani razu. Cały czas głaskała mnie po głowie i czekała aż trochę się uspokoję.

~~~

Kocham i do następnego❤️❤️❤️

Mrok: Bramy PiekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz