Z trudem powstrzymywałam śmiech. Nie rozumiałam do czego ta dziewczyna dąży. Zawsze wiedziałam, że jest głupia, ale nie spodziewałam się, że aż tak. Jeśli myślała, że ja się jej przestraszę i będę potulna, to była w dużym błędzie.
– Jeśli chcesz, to mogę zamknąć jej mordę w minutę. – powiedział Dylan nie spuszczając wzroku z Veronicy.
Stwierdziłam, że się zabawie. Będę ją ignorować tak bardzo jak się da, a w dzień jej urodzin wręczę jej prezent, o którym zawsze marzyła.
– Spokojnie, zrobimy tak jak mówiłam. – zaśmiałam się, a następnie wzięłam chłopaka za rękę i ruszyliśmy w stronę wyjścia ze szkoły.
Wtajemniczyłam Dylana, Cathy i Rose w mój genialny plan zniszczenia tej suki. Musiałam jeszcze pogadać z Billem, ale to tylko formalność. Znam go na tyle dobrze, że po prostu wiem co powie jeśli przedstawię mu mój plan.
– Nie czaje jak można spóźnić się do szkoły jeśli pierwsza lekcja zaczyna się o dziesiątej. – burknął Dylan przeglądając swój telefon.
Też tego nie czaje, ale u Cathy to norma. Jak mamy lekcje na siódmą, to zawsze czeka na mnie pod szkołą, a jak na dziewiątą czy na dziesiątą, to zawsze się spóźnia.
Kilka razy zdarzyło jej się zaspać na wszystkie lekcje. Przeważnie jej rodziców nie było w domu, a ja i Danny nie mogliśmy się do niej dodzwonić. Budziła się o szesnastej i wpadała po nas pod szkołę.
– To jest po prostu Cathy. – rzuciłam wychodząc z budynku.
Od razu zaczęłam szukać wzrokiem mojej przyjaciółki. To nie było takie łatwe, bo przed szkołą jak zawsze było mnóstwo osób. Nie chciało mi się chodzić po całym terenie, więc zadzwoniłam do niej, a następnie poszłam z Dylanem w miejsce, do którego kazałam jej przyjść.
– Tylko nie myślcie, że zaspałam. – zaczęła dziewczyna idąc z uśmiechem w naszą stronę. – Załatwiałam ważne sprawy dlatego jestem dopiero teraz. – dodała zatrzymując się naprzeciwko nas.
– Czyli pieniądze i adres już mamy? – zapytałam, a następnie przytuliłam się do niej na powitanie.
– Tak, możemy pojechać do niego jakoś o dwudziestej, bo wtedy na pewno będzie w domu. – odpowiedziała ściskając mnie z całych sił.
– Też chciałbym pomóc, ale niestety nie zarabiam jeszcze tak dużych pieniędzy. – westchnął Dylan odpalając papierosa.
– Nie masz się czym przejmować. Ważne, że uratujemy to dziecko. – mruknęła Cathy odrywając się ode mnie.
Nie zapomniałyśmy o zbiórce pieniędzy dla córeczki naszego nowego nauczyciela matematyki Victora. Paul powiedział, że pieniądze będą w sobotę i były, ale nie miałyśmy jak po nie jechać, bo nie było nas w mieście. Wczoraj też nie był zbyt łatwy dzień, więc stwierdziłyśmy, że dzisiaj to załatwimy.
Lekcje były do piętnastej, więc dwudziesta to idealna godzina. Mam tylko nadzieje, że nie pojedziemy do jego domu na darmo. Pewnie nie spodziewa się, że któryś z uczniów będzie chciał pokryć koszty całej operacji. Wydaje mi się też, że nie będzie chciał przyjąć tych pieniędzy, ale nawet jeśli on ich nie przyjmie, to przyjmie je jego żona. My nie wrócimy z nimi do domu.
– Dobra chodźcie, żebyśmy się nie spóźnili. – powiedziałam od razu po tym jak Dylan wyrzucił papierosa.
Tak, czekałam aż skończy palić, bo nie chciałam go pośpieszać.
– Ale pilna uczennica. – zaśmiała się Cathy, gdy całą trójką kierowaliśmy się w stronę szkoły.
Mieliśmy teraz chemię, zawsze lubiłam ten przedmiot, ale w tym roku szkolnym strasznie go zaniedbałam. Nadal miałam z niego szóstkę, ale nie brałam udziału w żadnych konkursach ani nie chodziłam na zajęcia dodatkowe.
CZYTASZ
Mrok: Bramy Piekła
Ficção AdolescenteZ każdym dniem mrok pochłaniał nas coraz bardziej. Walczyliśmy z całych sił, choć wiedzieliśmy, że w końcu nam ich zabraknie. Druga część trylogii "Mrok".