Epilog.

222 18 47
                                    

Mimo tego, że miałam dziś inne rzeczy na głowie wciąż nie mogłam przestać myśleć o tym, co zaszło między mną a Codym w sobotę. Pocałowałam go, bo chciałam, nikt mnie nie zmusił, on tego nie zrobił tylko ja. Nie wiem, jak to się stało, naprawdę nie wiem, co sprawiło, że aż tak chciałam go pocałować.

Bałam się, że w jakiś sposób go zraniłam. Dobrze wiedziałam, że jest w kimś zakochany, a jednak go pocałowałam. Mogłam namieszać mu w głowie, a nie chciałam tego zrobić.

Jakby tego było mało po naszym spotkaniu wróciłam z płaczem do domu. Miałam nadzieję, że dostanę się do swojego pokoju niezauważona, ale gdy tylko wysiadłam z samochodu Will mnie zobaczył i powiedział reszcie, że coś się stało. Nie chciałam mówić o co chodzi, ale kilkanaście minut po moim przyjeździe Cody przywiózł mój telefon i portfel. Najwidoczniej przez to, co wydarzyło się w restauracji zapomniałam zabrać swoje rzeczy.

Gdy on się zjawił ja płakałam w swoim pokoju. Rzeczy przyniosła mi Rose. Oczywiście pytała o co chodzi, dlaczego Cody przywiózł te rzeczy i tak dalej, ale nic jej nie chciałam powiedzieć. Cody też nic jej nie powiedział. Po prostu dał moje rzeczy i odjechał. Chciałam być sama, nie chciałam z nikim rozmawiać, ale Rose nalegała. W końcu jej powiedziałam, że jak wszystko sobie przemyślę, to przyjdę do niej i porozmawiamy.

W niedziele po tym, jak zjedliśmy wspólne śniadanie poszłam do niej, bo nie chciałam, żeby dłużej czekała. Martwiła się o mnie podobnie jak reszta ekipy, a mieliśmy inne rzeczy na głowie i chciałam ich wszystkich uspokoić. Powiedziałam jej o tym, że spotkałam jej przyjaciela w restauracji, że świetnie się bawiliśmy i że doszło do pocałunku, gdy obaj wylądowaliśmy na podłodze. Powiedziałam też o tym, że ja kocham kogoś innego i że on kocha kogoś innego i przez to czuję się fatalnie. Rose po chwili zastanowienia stwierdziła, że powinnam z nim po prostu porozmawiać, bo ciszą do niczego nie dojdziemy. Posłuchałam jej i umówiłam się na spotkanie z Codym dziś wieczorem.

Wiem, że mogłam umówić się na niedzielę lub poniedziałek, ale chciałam załatwić to dzisiaj po tym wszystkim co mamy do zrobienia. Poza tym wczoraj i w niedzielę nie miałam zbyt dużo czasu. Planowaliśmy rozmowę z rodzicami i sprawdzaliśmy jacy ludzie będą na tym spotkaniu, ilu ochroniarzy z nimi będzie i co nam grozi.

Wszystko dobrze zaplanowaliśmy i miałam nadzieję, że nic się nie stanie. Oczywiście nie działaliśmy sami. Na spotkanie mieliśmy udać się całą ekipą. Susan i Laura też wchodziły w skład ekipy. Nawet Victoria stwierdziła, że chce jechać, bo skoro już jest w tym świecie to nie będzie siedzieć w domu. Paul i jego ludzie wiedzieli o wszystkim. Bill miał kamery i podsłuchy w domu rodziców. Zamontował je, gdy przyjechał ze mną i Rose do domu dzień po śmierci Danny'ego. Na spotkanie jechaliśmy z ochroną, no i mieliśmy też swoją broń. W pobliżu domu będzie też Paul z dosyć dużym wsparciem. Liczyłam na to, że dowiem się wielu ciekawych rzeczy dziś, ale priorytetem była Wendy. Musieliśmy dowiedzieć się, czy jest naszą siostrą.

Jeśli chodzi o rodziców i tych ważnych ludzi, którzy będą na spotkaniu ustaliliśmy z Paulem, że zaraz po naszym wejściu nasza ochrona zgarnie prawie wszystkich i mu ich dostarczy. Zostaną tylko nasi rodzice, rodzice Cathy i mama Susan i Laury. Stwierdzimy co z nimi zrobić po rozmowie.

– Można? – zapytał Luke chwilę po tym, jak zapukał kilka razy w drzwi mojego pokoju.

– Tak. – odpowiedziałam ze zdziwieniem, a chłopak po cichu wszedł, po czym zamknął drzwi i podszedł do łóżka, na którym leżałam.

Jego zachowanie było co najmniej dziwne. Zawsze wchodził do mojego pokoju z takim hukiem, że bolały mnie uszy. Nie mam pojęcia co się stało, że nagle postanowił to zmienić. Wiem, że mówiłam mu, żeby wchodził ciszej, ale nigdy tego nie słuchał i myślałam, że tak pozostanie.

Mrok: Bramy PiekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz