4

8.5K 199 16
                                    

Cztery lata temu
Rika

Obudziłam się w ramionach Creya. Chłopak spał spokojnie. Miał rozchylone usta i rozluźnioną twarz. Był zupełnie nagi. Czułam jego poranną erekcję w dole brzucha, do którego przyciskał mi swojego penisa. Było mi wstyd, że leżał ze mną w takiej pozycji, ale jeszcze bardziej było mi wstyd za to, że tak mu się oddałam.

Ostrożnie wstałam z łóżka, aby nie obudzić Creya. Musiałam stąd uciec. To była moja ostatnia deska ratunku i ostatnia chwila, w której mogłam coś zdziałać.

Poszłam do łazienki, aby tam ubrać się w to, co znalazłam w pralce. Nie obchodziło mnie, że były to niewyprasowane ubrania. Miałam szczęście, że mój telefon również znajdował się w tym pomieszczeniu. Był naładowany do pięćdziesięciu procent. Ładowarka znajdowała się na stoliku nocnym, a ja nie miałam zamiaru po nią wracać.

Nie nałożyłam makijażu. Nie uczesałam włosów. Mając w dłoni tylko telefon komórkowy, zeszłam po cichu na dół. Byłam już tak blisko drzwi, gdy nagle usłyszałam za sobą chrząknięcie.

Odwróciłam się i spojrzałam na mojego brata. Will stał w korytarzu, oparty o ścianę. Ręce miał skrzyżowane na muskularnej piersi. Mimo, że była szósta rano, wyglądał na wyspanego i wypoczętego.

- Gdzieś się wybierałaś, siostrzyczko? Nie miej mi tego za złe, ale wyglądasz dość niechlujnie. Chyba nie wpuściliby cię w tym stanie do pracy.

Ścisnęłam telefon w dłoni. Pożałowałam, że wcześniej, gdy byłam w łazience, nie zadzwoniłam na policję. Bałam się jednak, że funkcjonariusze nie uwierzyliby mi, gdybym wyjawiła, że mój brat i jego przyjaciel się nade mną znęcali. Wolałam jednak żałować, że spróbowałam coś zrobić niż, że nie podjęłam żadnych działań. Było już jednak za późno, aby zadzwonić na policję.

Will znalazł się przy mnie w mgnieniu oka. Zaśmiał się szyderczo, wytrącając mi telefon z dłoni. Przyszpilił mnie do ściany tak, że nogę miał wsuniętą między moje uda, a rękę trzymał na mojej szyi, podduszając mnie. Spojrzałam na niego przestraszonymi i załzawionymi oczami.

- Proszę...

- Nie ma mowy, Riko - warknął, zbliżając swoją twarz do mojej tak, że musiałam zmrużyć oczy, aby cokolwiek widzieć. - Nienawidzę cię. Mam nadzieję, że Crey wczoraj boleśnie cię ukarał. Jeśli sądzisz, że będziesz mogła wychodzić sobie z domu, kiedy będziesz chciała i po co będziesz chciała, to jesteś w błędzie. Stałaś się moją niewolnicą. Crey będzie cię pilnował, a gdy tylko wyjadę, zostaniesz w pełni jego maskotką.

- Dlaczego to robisz? Czy zrobiłam ci coś złego?

Brat poluzował uścisk na mojej szyi, więc mogłam swobodniej oddychać. Nie znaczyło to jednak, że byłam bezpieczna.

- Riko, Riko - wyszeptał, śmiejąc się. Knykciami pogładził mnie po policzku. - Jestem sadystą. Lubię sprawiać ludziom ból. Wiesz, tak po prawdzie, to nie mam o co być na ciebie zły. Jesteś dobrym człowiekiem, ale cholernie wkurwiało mnie to, że rodzice zawsze woleli ciebie. Byłaś ich księżniczką. Od kiedy przyszłaś na świat, wszystko kręciło się wokół ciebie. Może nie powinienem tak się nad tobą znęcać, ale chcę, żebyś była szczęśliwa. Pragnę też, żeby Crey był szczęśliwy. Zrozum, że nie potrafię okazywać uczuć w inny sposób, więc musi wystarczyć ci to, co robię.

Will się ode mnie odsunął. Padłam na kolana, nie czując się na siłach, aby stać.

Nagle na schodach pojawił się Crey. Chłopak otworzył usta, aby coś powiedzieć. Był jednak w takim szoku, widząc mnie skuloną i zapłakaną, w wymiętych ubraniach, że jedynie do mnie podszedł. Pochylił się, aby wziąć mnie w ramiona. Nie chciałam, aby mnie przytulał, ale potrzebowałam czyjegoś ciepła. Chłonęłam więc bliskość tego potwora, choć gdybym mogła, uciekłabym od nich tak daleko, jak to możliwe.

RaptureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz