55

3.3K 143 11
                                    

Rika

-  Nie chcę jej więcej widzieć! Zabierz ją stąd! Niech odejdzie!

- Kochanie, już dobrze. Twoja matka wyszła. Już tutaj nie wróci, obiecuję. 

Płakałam w ramionach Leona. Chwilę temu poprosiłam go, aby rozkuł mi ręce i pozwolił iść do łazienki, ale on się uparł, że nie zostawi mnie bez nadzoru choćby na minutę. Brakowało mi prywatności, gdyż płakanie w jego objęciach było dla mnie uwłaczające. Skoro jednak nie było innej możliwości, abym mogła uporać się ze swoimi emocjami, musiałam skorzystać z tego, co dawali.

Nie chciałam być naga, ale Leon nie oferował mi możliwości ubrania się. Siedziałam bokiem na jego kolanach i płakałam w jego pierś, podczas gdy on obejmował mnie mocno obiema rękami, tworząc swoisty kokon. Nie umiałam się z niego wydostać, ale w tej chwili nawet tego nie chciałam. Mogłam zostać tu już na zawsze. Użalając się nad sobą i próbując zrozumieć, jaki błąd popełniłam w życiu. 

- Dlaczego... Dlaczego ona...

Nie umiałam się wysłowić. Byłam doprawdy żałosna. Leon musiał mieć ze mnie niezły ubaw, jednak póki co, ani razu się nie zaśmiał. Gdyby Crey magicznie powstał z martwych i to on postanowiłby mnie uwięzić, korzystałby z każdej okazji, aby się ze mnie pośmiać. Mimo, że zarzekał się, iż mnie kocha i robił wszystko, aby być jak najbliżej mnie, był również tyranem. Dopiekał mi przy każdej okoliczności, a gdy płakałam, twierdził, że jego to podniecało.

Musiałam skończyć tą bezsensowną walkę ze smutkiem. Płacz nie mógł przynieść mi niczego dobrego oprócz oczyszczenia emocji, ale w tej chwili to nie było najważniejsze. Musiałam bowiem w jakiś sposób dotrzeć do Leona i poprosić go o to, na czym w tej chwili zależało mi najbardziej. 

Podniosłam wzrok. Leon spojrzał na mnie ze współczuciem. Kiedyś trzymałam się od niego z daleka, uważając go za takiego potwora, jakimi byli Will i Crey, ale może Leon był inny? Może, skoro był gotów obronić mnie przed matką, żywił do mnie jakieś ciepłe uczucia? 

- Chciałabym wrócić do Punky'ego i Kaia. Proszę, pomóż mi z tym. 

Leon westchnął zrezygnowany. Przyciągnął na powrót moją głowę do swojej piersi i przycisnął usta do moich włosów. 

- Przykro mi, laleczko. Nie wrócisz do nich. 

- Boisz się mojej matki? O to ci chodzi? Dlatego mnie więzisz?

- Nie boję się jej - wyznał, po czym zaśmiał się krótko, jakby zdziwiony, że wpadłam na taki pomysł. - Gdybym chciał, mógłbym zabić twoją matkę, ale wiem, że ma liczne znajomości w całych Stanach, dlatego szybko odbiłoby się to na mnie. Nie chcę umierać, skarbie. Jeszcze nie teraz. Powiedz, czy aż tak się mnie boisz? Czy nie możesz dać mi szansy? 

- Kocham kogoś innego.

Parsknął śmiechem, a ja poczułam się tak, jakby ktoś zaatakował igłą moje wrażliwe serce. 

- Leon...

- Riko, jesteś dorosła. Rozumiem, że dopadł cię syndrom sztokholmski i zakochałaś się w swoich porywaczach, ale to nie jest normalne. Ci goście cię zgwałcili, a mnie znasz od dziecka. Byłem przyjacielem Willa już w szkole. Nie mijaliśmy się często, ale za każdym razem, gdy na ciebie patrzyłem, czułem ciepło. Podobałaś mi się i skoro mam możliwość z tobą być, chcę z tego skorzystać. 

Musiałam wziąć się w garść. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa, a umysł był zmęczony i nie funkcjonował należycie, ale z filmów kryminalnych wiedziałam, że najważniejsze były pierwsze godziny po porwaniu. Wierzyłam w to, że Leon nie zdążył wywieźć mnie gdzieś daleko. Przez cały czas żywiłam nadzieję, że niebawem zostanę znaleziona i wrócę do moich narzeczonych, ale nie miałam pewności, czy przeżyli wypadek. Leon mógł mówić, co chciał, ale nie był w stanie niczego mi udowodnić. 

RaptureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz